Archiwum z luty, 2024

Recepty, Konfederacja i wolny rynek

piątek, 23 lutego, 2024

Wszyscy (poza nieobecnym Ryszardem Wilkiem) posłowie Konfederacji zagłosowali przeciwko ustawie dopuszczającej sprzedaż niektórych (tych, które będą miały odpowiednie pozwolenie dopuszczające do obrotu wydane przez Prezesa Urzędu Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych) środków antykoncepcyjnych bez recepty. (Obecnie ustawa nakazuje, by każdy produkt leczniczy dopuszczony do stosowania w antykoncepcji był wydawany na receptę).
Czyli za pozostawieniem większych ograniczeń w handlu produktami leczniczymi, a dokładniej środkami antykoncepcyjnymi.
To kolejny w ostatnich dniach przypadek opowiadania się Konfederacji przeciwko swobodzie handlu, po domaganiu się embarga na produkty rolno-spożywcze z Ukrainy.
Jak widać, wolny rynek i wolność gospodarcza, tak chętnie wynoszone przez tę partię na sztandary, nie są jednak dla jej liderów specjalnie ważne.
Konfederacja jest partią katolicko-protekcjonistyczną, nie wolnorynkową ani tym bardziej wolnościową. Co oczywiście nie znaczy, że inne partie obecne w Sejmie są wolnorynkowe czy wolnościowe. Ale w przypadku środków antykoncepcyjnych akurat partie obecnej koalicji są ciut bardziej wolnościowe i wolnorynkowe od Konfederacji.
A co do produktów leczniczych, to moje zdanie jest takie, że w ogóle nie powinno być zakazu sprzedaży jakichkolwiek z nich bez recepty, z wyjątkiem dobrowolnych zakazów przyjmowanych przez same apteki. Jak ktoś chce się leczyć na własną rękę, niech się leczy. Bez refundacji ze strony państwa, ale powinien mieć do tego prawo. A tym bardziej ktoś, kto wie od lekarza, że musi przyjmować określone leki stale, zwłaszcza, gdy tych leków mu akurat zabrakło. Już teraz zresztą często recepta jest tylko formalnością, którą można uzyskać w różnych internetowych „receptomatach” bez faktycznego badania lekarskiego ani znajomości historii choroby przez lekarza. Tylko, że trzeba wtedy na lek trochę poczekać.
I to jest stanowisko wolnorynkowe.

Polskie nie musi znaczyć zdrowe

wtorek, 20 lutego, 2024

Głównym argumentem tych, którzy popierają embargo na ukraińską żywność (notabene jakoś nie słyszałem o domaganiu się embarga na żywność rosyjską) jest to, że „żywność powinna być przede wszystkim zdrowa”, a taką jest ta produkowana w polskich rodzinnych gospodarstwach.
Póki co nie słyszałem jednak, by ktoś w Polsce zmarł po zjedzeniu produktu z Ukrainy. Natomiast ostatnio można było przeczytać o śmiertelnej ofierze spożycia galaretki mięsnej domowej roboty od polskiego rolnika, i tą ofiarą okazał się akurat mieszkający w Polsce ukraiński uchodźca, pracownik miejscowego szpitala.
Oczywiście nie znaczy to, że to właśnie polska żywność jest mniej zdrowa i truje, a ukraińska jest superzdrowa. Znaczy to, że niezdrowa, a nawet zagrażająca życiu żywność może pojawić się wszędzie i żadne embargo na produkty rolne zza wschodniej granicy czy spoza Unii Europejskiej tu nie pomoże. A jeśli ktoś uważa, że tym, co nas chroni są polskie czy unijne normy jakości i regulacje, to niech zauważy, że te z nich, które służą ochronie zdrowia (np. obowiązek kontroli weterynaryjnej czy przepisy sanitarne dotyczące produkcji) dotyczą w równym stopniu produktów pochodzenia polskiego i zagranicznego, a próbować omijać je może tak producent polski, jak i importer.
Jak ktoś nie jest przekonany do żywności niepolskiej – nie musi jej kupować. Ja raczej wolałbym nie kupować po prostu tej z podejrzanego źródła – i właśnie dlatego często kupuję wyroby lokalnych polskich producentów, tyle że sprawdzonych. Ale czasami również produkty zagraniczne, w tym ukraińskie. I chcę mieć w tym swobodę wyboru.

Wykreślić wszystko

czwartek, 15 lutego, 2024

Jestem za wykreśleniem z podstawy programowej dla szkół WSZYSTKIEGO.
To znaczy, za jej likwidacją. Szkoły powinny mieć swobodę samodzielnego układania programu nauczania lub pozostawiania go w gestii poszczególnych nauczycieli. Jeżeli jakaś szkoła uzna, że należy na lekcjach historii położyć szczególny nacisk na omówienie ludobójstwa dokonanego na Polakach przez nacjonalistów ukraińskich w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu, powinna mieć prawo to zrobić. Jeśli inna szkoła uzna, że należy temu tematowi poświęcić mniej czasu lub w ogóle o nim nie wspominać – też powinna mieć do tego prawo, choć sam takiego programu nauczania historii bym nie rekomendował.
Tak samo z omawianiem roli dwutlenku węgla w procesie fotosyntezy na lekcjach biologii, czytaniem dzieł Mickiewicza lub Jana Pawła II, pisaniem CV czy rozpoznawaniem manipulacji w reklamach.
Jeżeli jakaś szkoła np. na Górnym Śląsku uzna, że należy uczyć historii Śląska zamiast historii Polski, też powinna mieć do tego prawo – a rodzice powinni mieć swobodę wyboru, czy posyłać do niej swoje dzieci, czy też nie. I urzędnicy nie powinni mieć możliwości zamykania szkół – jak zrobił to ostatnio prezydent Katowic z lokalnymi placówkami Szkoły w Chmurze – czy niepozwalania na ich otwieranie.
Kuratoriów oświaty, ministerstwa oświaty czy jednolitych, narzucanych przez państwo egzaminów też nie powinno być.
Ludzie powinni mieć możliwość korzystania z możliwie różnorodnej oferty edukacyjnej na poziomie edukacji podstawowej i średniej – tak jak jest to obecnie z kursami zawodowymi czy językowymi.
Bo ludzie są różni – mają różne talenty, różne plany życiowe, różne zainteresowania.
A szkoła nie powinna być instytucją kształtującą młodych ludzi według upodobań rządzących polityków.

Puste mieszkania

poniedziałek, 5 lutego, 2024

Gdyby nie było ryzyka związanego z tym, że najemca nie będzie chciał opuścić wynajmowanego lokalu, i to nawet nie płacąc czynszu, to przypuszczam, że przynajmniej część właścicieli krakowskich pustostanów liczących na zysk ze sprzedaży mieszkania by je komuś wynajmowała. Bo na zdrowy rozsądek, to nawet jeśli na wzroście ceny mieszkania można zarobić 8 tysięcy złotych miesięcznie, to bardziej opłaca się zarobić 10 czy 11 tysięcy miesięcznie dodatkowo je komuś wynajmując w oczekiwaniu na sprzedaż.
Ale jeżeli takie ryzyko jest, to lepiej zrezygnować z tych dodatkowych dwóch czy trzech tysięcy miesięcznie, bo może się okazać, że nie będzie można mieszkania sprzedać w dobrym momencie i zarobić tych ośmiu.
A ono jest. Ustawa o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego utrudnia nie tylko wypowiadanie umów najmu osobom, którym nie przysługuje tytuł prawny do lokalu zamiennego w okolicy lub którym właściciel mieszkania takiego lokalu nie dostarczy (taką umowę nawet w sytuacji, gdy właściciel sam chce zamieszkać w wynajmowanym lokalu, można wypowiedzieć nie później niż 3 lata naprzód) – przed tym można zabezpieczyć się zawierając umowy na czas oznaczony – ale i eksmisję lokatora, który zajmuje mieszkanie bezumownie. Nie dość, że nakazać opróżnienie lokalu może tylko sąd, to jeszcze może on orzec – a w przypadku szeregu kategorii osób, np. bezrobotnych, kobiet w ciąży, niepełnosprawnych, musi orzec – uprawnienie do zawarcia umowy najmu socjalnego, i w tym przypadku eksmisja zostaje wstrzymana do czasu złożenia przez gminę oferty zawarcia umowy najmu socjalnego lokalu – co niekoniecznie musi szybko nastąpić. Ponadto, jeśli osobie eksmitowanej nie wskazano lokalu, do którego ma nastąpić przekwaterowanie, to wyroku nakazującego opróżnienie lokalu nie wykonuje się w okresie od 1 listopada do 31 marca. A nawet po tym terminie i nawet, jeśli sąd nie orzeknie uprawnienia do zawarcia umowy najmu socjalnego, zgodnie z art. 1046 kodeksu postępowania cywilnego eksmisji nie można wykonać, jeżeli lokatorowi nie przysługuje tytuł prawny do żadnego innego lokalu lub pomieszczenia, a nie zostanie wskazane pomieszczenie tymczasowe dla niego, lub, jeśli takowe nie przysługuje, gmina nie wskaże mu miejsca w noclegowni, schronisku czy innej placówce noclegowej.
Wyjątkiem jest najem okazjonalny, gdzie najemca (chyba, że jest uchodźcą wojennym z Ukrainy) oświadcza, że w przypadku eksmisji będzie mógł zamieszkiwać w innym lokalu – do którego ma tytuł prawny lub zgodę osoby, która taki tytuł posiada – i dobrowolnie, w formie aktu notarialnego, zgadza się poddać egzekucji. Ale i tutaj jest ryzyko, że najemca nie będzie chciał się wynieść, a zanim sąd nada klauzulę wykonalności aktowi notarialnemu, może minąć nawet kilka miesięcy. A poza tym nie każdy potencjalny najemca ma alternatywne miejsce do mieszkania i może z tej formy najmu skorzystać.
Drugim wyjątkiem jest podobny do najmu okazjonalnego najem instytucjonalny, gdzie oświadczenie najemcy o możliwości ewentualnego zamieszkania w innym lokalu nie jest wymagane, ale ten mogą stosować tylko podmioty prowadzące działalność gospodarczą w zakresie wynajmowania lokali.
Przypuszczalnie też sporo potencjalnych wynajmujących nie wie, że takie możliwości najmu istnieją albo postrzega je za zbyt skomplikowane prawnie, by się w nie angażować.
W ten sposób przepisy mające chronić pewne kategorie lokatorów (a chroniące również lokatorów nieuczciwych) działają na niekorzyść ogółu lokatorów, dla których na rynku jest dużo mniej mieszkań na wynajem, co wiąże się z wyższymi cenami i gorszymi warunkami zamieszkiwania.
Za to wynajmem chętniej zajmują się ludzie, którzy nie przejmują się prawem i są gotowi siłą usunąć lokatora wbrew wszystkim wymienionym wyżej przepisom.
Oczywiście swoje robią także interwencje rządu przyczyniające się do szybszego wzrostu cen nieruchomości, jak na przykład „kredyt 2%”. Bo gdyby właściciel mieszkania nie mógł liczyć na szybki wzrost jego ceny, to wynajmowałby je mimo ryzyka.
Tym się kończy nadmierna „opiekuńczość” państwa.

Zmiana gangu

sobota, 3 lutego, 2024

Zastępowanie powoływanych przez rząd PiS prezesów i członków rad nadzorczych państwowych spółek prezesami i członkami rad nadzorczych powoływanymi przez obecny rząd nie jest odpolitycznianiem.
Działanie wbrew ustawom w oparciu o samodzielną interpretację przepisów prawa przez ministrów w celu przejęcia państwowych instytucji z rąk nominatów PiS nie jest przywracaniem praworządności.
Nieuznawanie orzeczeń sędziów Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego powołanych za rządów PiS nie jest reformą wymiaru sprawiedliwości.
Zwiększanie wydatków rządu i deficytu budżetowego w stosunku do tego, co robił rząd PiS nie jest polityką liberalną ani naprawą finansów państwa.
Zwyczajnie, jeden polityczny gang zastąpił drugi i umacnia swoją władzę. Władzę nad nami.