Archiwum z listopad, 2024

Zmniejszanie ryzyka wojny

czwartek, 21 listopada, 2024

Tak się zastanawiam, czy ci wszyscy Polacy sprzeciwiający się ogólnie wojskowemu wspieraniu Ukrainy w jej obronie przed agresją Rosji, a teraz w szczególności zgodzie USA na wykorzystanie amerykańskiej broni do atakowania celów położonych nieco głębiej na terytorium rosyjskim, mieliby podobne zdanie, gdyby to Polska była zaatakowana, na jej miasta spadały rakiety i bomby, i prosiła inne państwa o wsparcie oraz o zezwolenie na użycie kupionej za granicą broni do bombardowania terenów agresora?
Pewnie nie, i uzasadnialiby to tak, że jeżeli to Polska byłaby zaatakowana, to wojna na terenie Polski już by była, więc zagraniczna pomoc mogłaby tylko jej sytuację poprawić, natomiast obecnie wojna toczy się na Ukrainie, więc angażowanie się państw NATO w pomoc wojskową dla Ukrainy i zezwalanie na używanie przekazywanej przez nich broni do atakowania celów w Rosji zwiększa ryzyko rozszerzenia się wojny – w wyniku kontrakcji rosyjskiej – na te państwa, w tym potencjalnie na Polskę.
Pomijając to, że jest to klasyczny przykład „moralności Kalego”, to z egoistycznego polskiego punktu widzenia jest to podejście pozornie racjonalne – bardziej się opłaca pokój niż wojna u siebie, bardziej się opłaca mniejsze ryzyko bycia zaatakowanym niż większe.
Tyle, że jeżeli wszyscy stosują takie podejście, to agresor wie, że może zaatakować dowolny kraj bez ryzyka, że inni udzielą zaatakowanemu pomocy. A jeśli to wie, to bardziej opłaca mu się zaatakować następny słabszy kraj niż gdyby wiedział, że inni staną w jego obronie. W tej konkretnej sytuacji jeżeli Putin się przekona, że społeczeństwa Zachodu i wsłuchujący się w ich głos demokratyczni politycy nie zamierzają wspierać wojskowo Ukrainy z obawy przed konfliktem z Rosją, to racjonalnie może założyć, że tak samo będzie w przypadku np. Polski. Bo kalkulacja ryzyka w tych społeczeństwach – poza polskim – będzie wyglądała tak samo, a to, że Polska w przeciwieństwie do Ukrainy należy do NATO, to ostatecznie tylko świstek papieru. Przed II wojną światową Polska też miała układy z sojusznikami.
A więc, paradoksalnie, brak angażowania się w pomoc zaatakowanemu krajowi nie zmniejsza, ale właśnie zwiększa ryzyko rozszerzenia się wojny na kolejne kraje, w przypadku przewagi sił agresora nad tymi krajami. Czyli w przypadku Rosji nie na USA, ale już na Estonię, Litwę czy Polskę tak.
Tak samo działa to w przypadku jednostek – dlatego rzeczywiście racjonalnym – i faktycznie powszechnie stosowanym – działaniem jest to, że społeczności angażują się w powstrzymywanie agresywnych przestępców, choć z punktu widzenia niektórych jednostek może się czasami wydawać, że „mieszanie się w nieswoje sprawy” w takich przypadkach jest nieracjonalne. Jest tak nawet w przypadku społeczności, w których nie zajmuje się tym centralna władza.
W interesie naszym jako Polaków jest to, by „społeczność międzynarodowa” udzielała wsparcia militarnego słabszym krajom zaatakowanym przez silniejszych agresorów, tak, by napaści takie były dla nich jak najmniej opłacalne, i by wiedzieli oni, że w razie czego inni przyjdą takim krajom z pomocą, wyrównując stosunek sił.
Bo to my jesteśmy właśnie słabszym krajem, któremu taka napaść potencjalnie grozi.

Związkowcy kontra klienci sklepów

wtorek, 12 listopada, 2024

Parę tygodni temu po raz pierwszy odwiedziłem w sobotę krakowskie centra handlowe. W porównaniu z tym, do czego byłem wcześniej przyzwyczajony w aglomeracji górnośląskiej, uderzyły mnie korki w okolicy tych sklepów (przy względnie normalnym ruchu w mieście) oraz niebywały tłok na parkingach i w samych centrach. Po prostu chyba w aglomeracji krakowskiej (nie zapominajmy, że galerie handlowe w Krakowie obsługują nie tylko samo miasto, ale i jego okolice – a w takim powiecie krakowskim mieszka więcej ludzi niż w Katowicach) jest mniej takich dużych sklepów niż w górnośląskiej w stosunku do liczby ludzi – a sobota jest dla wielu z nich jedynym dniem, w którym mogą zrobić sobie zakupy.
Być może gdyby te sklepy mogły być otwarte w niedziele, tłok byłby mniejszy. Ale państwo zabrania.
Teraz czytam, że związkowcy z „Solidarności” chcą przymusowo skrócić godziny pracy sklepów również w sobotę, a nawet w dni powszednie. Popierają ich w tym politycy Lewicy Razem. Nie chcę myśleć, jaki tłok byłby, gdyby coś takiego weszło w życie.
Oczywiście ani związkowcy, ani lewicowi politycy nie myślą, by podobnie skrócić godziny pracy restauracji, kawiarni, klubów, kin, ośrodków spa i innych miejsc związanych z rozrywką. Ani komunikacji miejskiej. Oczywiście nie domagali się również zakazania tego wszystkiego w niedziele. Bo pewnie jest dla nich normalne, że wieczorem lub tym bardziej w weekendy wybierają się do knajpy, do kina lub na imprezę. A zakupy mogą zrobić w tygodniu i nie późnym wieczorem, bo zwykle nie pracują w nadgodzinach ani na kilku etatach, z reguły mieszkają też w większych miastach, a nie na wsiach, gdzie jest jeden lub dwa sklepy, a w celu zrobienia większych lub nietypowych zakupów trzeba jechać sporo kilometrów do centrum metropolii.
Działacze „Solidarności” i politycy Lewicy Razem pochylają się nad ludźmi pracującymi w handlu. Ale ludzie pracujący gdzie indziej, i robiący w sklepach zakupy jako konsumenci, są dla nich ludźmi drugiej kategorii.

Właściciele ciał nastolatków

poniedziałek, 11 listopada, 2024

Nowo wybrany prezydent-elekt Stanów Zjednoczonych Ameryki ma w swoim programie wprowadzenie federalnego („we wszystkich 50 stanach”) zakazu wykonywania na osobach małoletnich operacji chirurgicznych związanych z tzw. korektą płci (określanych przez niego jako „seksualne okaleczanie dzieci”). Pomysł ten poparła eurodeputowana Konfederacji, Ewa Zajączkowska-Hernik.
Innymi słowy, Donald Trump i Ewa Zajączkowska-Hernik uważają, że osoby małoletnie nie powinny mieć w tym zakresie swobody decydowania o swoim ciele – nawet jeżeli będą miały zgodę swoich rodziców lub prawnych opiekunów i nawet, jeżeli lekarz uzna, że jest to właściwy sposób leczenia niezgodności płciowej. Opowiadają się za ograniczeniem wolności osobistej, autonomii rodziny oraz wolności praktykowania terapii akceptowanej przez dużą część, o ile nie większość środowiska medycznego.
Prezydent-elekt nie zgadza się nawet na to, by decydowały o tym rządy stanowe (obecnie 26 stanów tego zabrania), i jak widać polska eurodeputowana temu przyklaskuje. Ciekawe, czy korzystając ze swojej funkcji podejmie jakieś kroki, by podobny zakaz wprowadziła Unia Europejska? Na przykład przygotuje projekt rezolucji Parlamentu Europejskiego wzywającej do wprowadzenia odpowiedniego rozporządzenia lub odpowiedniej zmiany traktatów?
Wprawdzie jest to kwestia społecznie dość mało znacząca – dotyczy w USA bardzo niewielkiej liczby osób (paradoksalnie ogromna większość tzw. „gender-affirming” zabiegów chirurgicznych przeprowadzana jest tam nie na osobach transgenderowych, ale na mężczyznach chcących zmniejszyć sobie piersi, a wśród transgenderowych nastolatków powyżej 15 i poniżej 18 roku życia na takie zabiegi decyduje się 0,002%), ale chodzi o zasadę – wymienieni politycy zdają się uważać, że ciała młodych ludzi nie należą do nich samych, nawet z uwzględnieniem uprawnień ich opiekunów prawnych, tylko do państwa. Ba, chęć regulacji zjawiska dotyczącego tak wąskiej grupy ludzi świadczy o tym, że tak naprawdę nie chodzi nawet o próbę rozwiązania realnego problemu społecznego, a o ideologię. Ideologię, która nie tylko uważa upodabnianie się do płci innej niż biologiczna za zło, ale i uznaje, że tego zła należy zakazywać przemocą.

Po wyborach w USA

czwartek, 7 listopada, 2024

Jeżeli jest się pracownikiem najemnym w bogatym kraju, zarabiającym dużo więcej powyżej średniej światowej rynkowej ceny wykonywanej przez siebie pracy, to racjonalnym zachowaniem jest próba obrony swojej pozycji na rynku przez przymusowe ograniczenie innym ludziom dostępu do tańszych pracowników z biedniejszych krajów oraz wytwarzanych przez nich tańszych towarów.
Ponieważ samemu jest się na to za słabym, realizuje się ten cel przez głosowanie na obiecujących to polityków, takich jak Donald Trump, który zapowiada wprowadzenie wysokich ceł na importowane towary i deportowanie milionów imigrantów.
Oczywiście taki pracownik może ostatecznie na tym stracić, bo jako konsument będzie płacił więcej za droższe towary. Ale tego nie jest w stanie skalkulować.
Stąd ponowny wybór Trumpa, stąd wzrastająca popularność w Europie partii opowiadających się za protekcjonizmem gospodarczym i ograniczeniami imigracji – w Polsce w ten nurt wpisuje się Konfederacja.
Dzisiaj klasa pracownicza w zamożnych krajach jest, używając terminologii marksistowskiej, siłą historycznie reakcyjną. Bo broni dotychczasowych stosunków produkcji w ramach niezglobalizowanego kapitalizmu, w ramach których wywalczyła sobie pewną pozycję, przed globalizacyjną zmianą wymuszoną przez rozwój sił wytwórczych. I nie należy się dziwić, że wyrazicielem jej interesów stają się siły ubrane w kostium konserwatywny. Bo taki kostium pasuje do sprzeciwiania się zmianom czy głoszenia powrotu do starego.
Jednak tak, jak nie dało się powstrzymać rewolucji przemysłowej, nie da się raczej powstrzymać gospodarczej globalizacji – o ile nie nastąpi załamanie postępu technologicznego albo jakiś gwałtowny jego skok, który uczyni globalną wymianę gospodarczą niepotrzebną. Jeżeli Trumpowie i ich wyborcy będą się wystarczająco mocno sprzeciwiać, może nastąpić to w drodze rewolucji. Pytanie, jaką ona formę przybierze – kapitału masowo emigrującego z twierdz Ameryka i Europa, fal imigrantów szturmujących ich granice, kryzysu gospodarczego wynikającego z wysokich kosztów produkcji i następującego w jego wyniku wybuchu niezadowolenia, czy – oby nie – ogólnoświatowego konfliktu zbrojnego?

Podatek od odpoczynku

wtorek, 5 listopada, 2024

Minister Nitras – były członek Unii Polityki Realnej – planuje dodatkowo opodatkować wakacje w hotelach w kraju oraz organizowane przez biura podróży za granicą. Jednocześnie mówi o planach organizacji przez Polskę igrzysk olimpijskich w 2040 roku – koszt takiej imprezy szacuje się nawet na 30 miliardów złotych.
Czyli wychodzi na to, że ludzie chcący odpoczywać w nieco wygodniejszych warunkach – nie każdy jest fanem agroturystyki, namiotów czy Airbnb – mieliby płacić dodatkowy haracz na rządowe igrzyska. A nawet jeśli nie na igrzyska, to na inne cele w budżecie państwa, którego deficyt w bieżącym roku jest właśnie zwiększany o 56 miliardów.
A ja bym wolał, żeby ministerstwo pana Nitrasa przestało istnieć, rząd nie wtrącał się w to, jak ludzie odpoczywają, podróżują i spędzają czas wolny, a pseudoliberałowie zniknęli ze sceny politycznej.