Prowokatorzy
wtorek, 26 sierpnia, 2008Parę dni temu Agnieszka Romaszewska opisała na swoim blogu historię pana Dobreckiego z Konina, dziennikarza, działacza podziemnej „Solidarności”, zaangażowanego później w tropienie i ujawnianie tajnych współpracowników bezpieki. Historia wyglądała tak:
„Jeden z warszawskich tabloidów postanowił przeprowadzić prowokację łapiącą pedofilów. Dziennikarz podał się za 14-letnią dziewczynkę i na jego post ktoś odpowiedział. Ten ktoś podawał się za Krzysztofa Dobreckiego. Jak potem ustaliło śledztwo, maile najprawdopodobniej wysyłano z „pracowego” konta Dobreckiego w lokalnej gazecie. Tabloid powiadomił policję, a ta zorganizowała pułapkę. (…)
Rzekoma dziewczynka umówiła się z rzekomym Dobreckim w hotelu w Poznaniu. Prawdziwy Dobrecki pojawił się, zarezerwował pokój, a gdy dostał sms: „nie mogę wejść na górę, czekam na dole” (ten sms był potwierdzony w materiałach sledztwa) – zszedł. Tam czekała na niego policja. Został zatrzymany, a w tabloidzie pojawił się ogromny artykuł ozdobiony zdjęciem (przez pomyłkę) nie jego, a jego szefa z lokalnej gazety.
A teraz co mówi Dobrecki: twierdzi, że nigdy nie miał pojęcia o żadnej dziewczynce ani o żadnej korespondencji. Według niego, z propozycją dyskretnego spotkania zgłosił się do niego facet, który utrzymywał, że jest z ABW i ma dla niego bardzo interesujące materiały. Ponieważ Dobrecki sporo pracował w archiwum IPN w Poznaniu – pomyślał sobie, że pokój hotelowy będzie najdyskretniejszym miejscem. Twierdzi, że znalezioną u niego w przeszukaniu pokoju butelkę wina rzeczywiście kupił – na wszelki wypadek dla przełamania lodów z ewentualnym informatorem. Natomiast o wibratorze – także podobno znalezionymw pokoju – twierdzi, że nie ma zielonego pojęcia i najprawdopodobniej został mu podrzucony.
Komputer Dobreckiego w pracy został zabezpieczony przez policję. Podobnie wyniesiono wszystkie komputery od niego z domu. Cóż, na komputerze domowym niczego nie było, zaś komputer z pracy okazał sie całkowicie i fachowo zdemolowany, tak że nikt już niczego nie mógł odtworzyć”.
Zdaniem Agnieszki Romaszewskiej, była to „super udana prowokacja” przeciwko samemu Dobreckiemu, który swoją działalnością naraził się wielu osobom. Została mu przylepiona łatka „być-może-pedofila”. Śledztwo zostało jednak umorzone, bo żadnego realnego przestępstwa – próby nawiązania kontaktu z realną nieletnią – nie było.