Archiwum z listopad, 2011

Wikipedia: polskie oddziały zamordowały cara

poniedziałek, 21 listopada, 2011

Przeglądając Wikipedię w poszukiwaniu informacji dotyczących historii Rosji, natrafiłem w artykule poświęconym Carstwu Rosyjskiemu na osobliwy fragment (tu jest screenshot):
„W 1610 polskie oddziały zajęły Moskwę i zamordowały cara”.
Prawda jest oczywiście inna – car (z polskiego punktu widzenia wielki książę moskiewski – Rzeczpospolita nie uznawała tytułu cara Rosji) Wasyl Szujski nie został zamordowany przez polskie oddziały, ale wydany Polakom przez samych Rosjan i wzięty do niewoli. 29 października 1611 roku złożył w Warszawie wraz z braćmi hołd królowi Zygmuntowi III Wazie, tzw. hołd moskiewski. Niecały miesiąc temu minęła okrągła, 400 rocznica tego wydarzenia, upamiętnionego kilkoma obrazami, m. in. autorstwa Jana Matejki.
Jak wynika z historii edycji, błędna informacja znajduje się we wspomnianym artykule od jego utworzenia, to jest od marca 2009 roku. Od tego czasu artykuł edytowało kilkanaście osób i żadna z nich nie zwróciła uwagi na ten błąd. Jak widać, wiedza historyczna na temat stosunków polsko-rosyjskich jest na zatrważająco niskim poziomie i to nawet wśród osób interesujących się historią na tyle, by stworzyć i edytować artykuł na temat Carstwa Rosyjskiego. Przynajmniej jeśli chodzi o wydarzenia wiążące się z jednym z największych militarnych triumfów Polski, jakim obiektywnie rzecz biorąc było zdobycie stolicy Rosji i wzięcie jej władcy do niewoli. A mogłoby się wydawać, że powinna być to wiedza tak powszechna, jak o bitwie pod Grunwaldem czy Wiedniem…

Prezydent chce ograniczyć wolność zgromadzeń

piątek, 11 listopada, 2011

Jak informuje PAP, prezydent Bronisław Komorowski jeszcze dziś „spotka się ze swoimi współpracownikami, aby rozważyć, czy obecne prawo regulujące kwestię organizowania zgromadzeń jest wystarczające”. Spotkanie ma odbyć się „w kontekście ewentualnego wniesienia przez prezydenta inicjatywy ustawodawczej”, jako że prezydent w związku z dzisiejszymi wydarzeniami, czyli incydentami podczas warszawskiej manifestacji z okazji Święta Niepodległości (zniszczono m. in. wozy transmisyjne TVN24 i Polsatu), „opowiada się za wzmocnieniem uprawnień władz samorządowych w zakresie decydowania o możliwości organizowania demonstracji”.
Stan prawny na dzień dzisiejszy jest taki, że zgromadzenia publiczne nie wymagają zezwolenia, a jedynie zawiadomienia organu gminy właściwego ze względu na miejsce zgromadzenia. W wyjątkowych przypadkach (jeśli jego cel lub odbycie sprzeciwiają się Prawu o zgromadzeniach lub naruszają przepisy ustaw karnych, lub też odbycie zgromadzenia może zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach) organ gminy może zakazać zgromadzenia lub je rozwiązać na podstawie art. 8 lub art. 12 Prawa o zgromadzeniach. Jednak samo uczestnictwo w zakazanym lub rozwiązanym zgromadzeniu nie jest karalne (wykroczeniem jest jedynie przewodniczenie takiemu zgromadzeniu), nie ma też ustawowego obowiązku podporządkowania się wezwaniom i zarządzeniom przedstawiciela organu gminy w przypadku rozwiązania przezeń zgromadzenia.

„Papież polskiego anarchizmu” o 11 listopada

środa, 9 listopada, 2011

Tekst, który dostałem mailem od Janusza Waluszki (dla niezorientowanych: działacza opozycji antykomunistycznej w latach osiemdziesiątych, jednego z założycieli Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego i Federacji Anarchistycznej, zwanego „papieżem polskiego anarchizmu”, propagatora sarmatyzmu):
„11 listopada 2011 Polska będzie kolejny raz obchodziła święto swojej niepodległości, znów obejrzymy wymachiwanie szabelką, znów usłyszymy wielkie a puste słowa. Tymczasem kraj, podobnie jak cały świat, znajduje się na progu pogłębiającego się coraz bardziej kryzysu. Społeczeństwo polskie, inaczej niż w innych krajach i inaczej niż dawniej to u nas bywało, przyjmuje to z rodzajem rezygnacji. Jest to wynikiem „zdrady Solidarności” i układów „okrągłego stołu”, gdzie dawna opozycja – dziś to często czołowi działacze PO i PiS – sprzedała naród za udział we władzy i uwłaszczeniu nomenklatury. Zniechęciła do aktywności także „wojna na górze”, dla jednych będąc namiastką życia politycznego, dla innych przykładem zepsucia polityki, od której trzeba uciec jak najdalej – w obu wypadkach efekt był ten sam – bierność i pogodzenie się z losem kibica historii a nie twórcy własnego losu. W tym kierunku działa także spektakl medialny, gdzie kosztem lewicy społecznej – walczącej o prawa pracownicze i demokrację bezpośrednią – wypływa lewica obyczajowa. Wspólnie z obyczajową konserwą od Rydzyka nakręca ona nieistotne spory o symbole, zamieszanie wokół kwestii obyczajowych, walkę w imię specyficznie rozumianej i zawężanej tradycji narodowej lub przeciw niej, jako „ciemnogrodowi”. Wszystko to odwraca uwagę od spraw społeczno-ekonomicznych ku kwestiom drugorzędnym, często takim, które powinny być sprawą osobistego wyboru każdego z nas, a nie polityki państwa. Takim wentylem bezpieczeństwa są dziś spory o krzyż w Sejmie, czy „zamach smoleński” – jest nim również Marsz Niepodległości i jego blokada.
Wśród organizatorów tego show nie brak naszych przyjaciół, rozumiemy ich intencje, sądzimy jednak, że błądzą. „Porozumienie 11 listopada” uzasadnia swoje działania koniecznością wyciągania odpowiednich wniosków z historii. W takim ujęciu Marsz Niepodległości ma się wpisywać w ciąg, którego wcześniejszymi ogniwami były uliczne walki z bojówkami narodowej prawicy w dwudziestoleciu międzywojennym oraz zbrodnie nazistowskiej III Rzeszy. Organizatorzy blokady Marszu piszą o „faszyzmie”, „rasizmie” i „nacjonalizmie” w taki sposób, że w ich użyciu stają się one wyrażeniami wymiennymi. Ahistoryczne porównania, brak analizy sytuacyjnego kontekstu, pojęciowa żonglerka i gry skojarzeniami oddziałującymi głównie na emocje były dotąd standardowymi narzędziami propagandy elit władzy i biznesu, a nie inicjatyw na rzecz oddolnej partycypacji obywatelskiej. Nacjonalizm od wieku XIX przybierał i nadal przybiera różne formy, niekoniecznie szowinistyczne, ksenofobiczne czy zachowawcze. Często był narzędziem emancypacji społeczeństw poddanych kolonialnej dominacji lub neokolonialnym zależnościom. Tradycja polityczna Narodowej Demokracji jest nam obca, ale jej utożsamienie z faszyzmem to nadużycie. Piszemy to nie dla usprawiedliwienia czegokolwiek, tylko dla wyrażania prawdy. Nie czujemy potrzeby przekłamywania obrazu przeciwnika – czy używania argumentów ad personam zamiast ad rem – aby go zwalczać politycznie, a pomysł prowadzenia walki politycznej drogą fizycznej eliminacji wydaje nam się prymitywny. Blokady manifestacji narodowców przypominają w tym głośne kampanie „zera tolerancji” (np. wobec bezdomnych czy osób uzależnionych), w których usuwanie z widoku publicznego najbardziej jaskrawych przejawów negatywnych zjawisk, bez sięgania do ich przyczyn, przedstawiane jest jako panaceum na wszelkie problemy społeczne.