Archiwum z maj, 2021

Senatorowie (udają, że) nie znają prawa?

piątek, 28 maja, 2021

Komisja Praw Człowieka, Praworządności i Petycji Senatu RP zdecydowała jednogłośnie (na wniosek jej przewodniczącego senatora Aleksandra Pocieja z Koalicji Obywatelskiej – tego samego, który ostatnio wraz z senatorami PiS zagłosował przeciwko dodaniu preambuły do ustawy wyrażającej zgodę na ratyfikację decyzji Rady UE dotyczącej przyznania środków na Fundusz Odbudowy, a potem tłumaczył się, że zrobił tak przez pomyłkę) o niepodejmowaniu prac nad zgłoszoną przeze mnie petycją dotyczącą zmiany art. 38 i 68 Konstytucji RP, w celu utrzymania tzw. „kompromisu aborcyjnego”. Dlaczego? „Ze względu na fakt, że postulaty petycji dotyczą zmiany Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, zatem żądanie petycji wykracza poza możliwości działania Komisji”.
Tylko, że nie wykracza. Bo Senat jak najbardziej może przedstawić projekt ustawy o zmianie Konstytucji (art. 235 ust. 1 Konstytucji RP), a postępowanie w sprawie inicjatywy ustawodawczej podejmuje on m. in. na wniosek komisji (art. 76 Regulaminu Senatu). A zgodnie z art. 90d Regulaminu Senatu Komisja Praw Człowieka, Praworządności i Petycji po rozpatrzeniu petycji może złożyć Marszałkowi Senatu wniosek o podjęcie inicjatywy ustawodawczej wraz z projektem ustawy.
Rozumiem, że senatorowie mogą nie zgadzać się z moją petycją, ale niech nie udają, że odmawiają podjęcia prac nad nią dlatego, że wykracza to poza ich możliwości działania. No chyba, że nie znają przepisów Konstytucji i Regulaminu Senatu, i uważają, że tak właśnie jest.
W składzie komisji są m. in. kandydatka na Rzecznika Praw Obywatelskich Lidia Staroń oraz działaczki Kongresu Kobiet Gabriela Morawska-Stanecka i Joanna Sekuła.

Wielodzietni dostaną, samotni zapłacą

wtorek, 18 maja, 2021

No cóż. Cena 33-metrowego, dwupokojowego TBS na przykład w Krakowie-Kurdwanowie to 99 tysięcy, cena 82-metrowego, 4-pokojowego – 220 tysięcy.
Singiel szukający tam mieszkania będzie mógł dostać co najwyżej 5 tysięcy dopłaty, więc z własnej kieszeni będzie musiał zapłacić 94 tysiące. Małżeństwo (nie wiem czy również konkubinat, bo w tej wypowiedzi mowa o małżeństwach) z trójką dzieci będzie mogło dostać jak rozumiem nawet 155 tysięcy dopłaty (100 tysięcy z bonu rodzinnego i 55 tysięcy ze społecznego), więc z własnej kieszeni zapłacą za odpowiednie dla rozmiarów ich rodziny mieszkanie 65 tysięcy – po 32500 zł na każdego.
Oczywiście na dopłaty będą musieli ostatecznie się zrzucać w podatkach wszyscy – single, pary bez dzieci i pary z dziećmi. To znaczy, że w praktyce osoby samotne (czy z wyboru, czy z przyczyn niezależnych od siebie, takich jak mała atrakcyjność) zostaną obciążone kosztami finansowania mieszkań dla tych z dziećmi, a najbardziej tych wielodzietnych, a same nie dostaną właściwie żadnego wsparcia.
No ale przecież z 500+ czy „bonem turystycznym” jest podobnie, więc czemu się tu dziwić. Wprawdzie podobno „wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne” i „nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny” (art. 32 Konstytucji RP), ale to tylko słowa interpretowane zwykle tak, by pasowało to rządzącym.

Polski Ład: zarobię mniej i nic za to nie dostanę

poniedziałek, 17 maja, 2021

Z planu „Polskiego Ładu” przedstawionego przedwczoraj przez Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego wynika, że wzrośnie wprawdzie do 30 tysięcy złotych kwota wolna od podatku dochodowego, ale za to składka zdrowotna nie ma być już w większości odliczana od podatku, tak jak jest to do tej pory. Zapowiedziano także oskładkowanie „umów śmieciowych” i docelowo wprowadzenie jednego modelu kontraktu pracy.
Oznacza to, że osoby zarabiające na przykład 6500 zł brutto lub więcej zapłacą w rzeczywistości wyższe podatki, lub też przy takim samym jak dotychczasowe wynagrodzeniu ich pracodawcy będą musieli ponieść wyższe koszty. A jeśli ktoś otrzymuje wynagrodzenie częściowo lub w całości w oparciu o „umowy śmieciowe” (zlecenia, o dzieło), to koszty tego wynagrodzenia dla jego pracodawcy lub pracodawców wzrosną już mocno, bo będzie musiał zapłacić dodatkowe składki na ubezpieczenie społeczne.
A najgorzej będą mieli tacy, którzy i zarabiają takie kwoty jak wyżej, i uzyskują jakąś część dochodu w oparciu o umowy cywilnoprawne. Czyli tacy jak ja. Nie wnikając w szczegóły, jeśli miałbym zachować takie same dochody netto, to koszty moich wynagrodzeń wzrosną o 240 lub nawet 1830 zł miesięcznie. Jeśli nie dostanę mniej na rękę, to z pewnością będzie mi trudniej o podwyżkę.
Przypominam, jestem zwykłym pracownikiem najemnym utrzymującym się z własnej pracy.
Na dodatek jeszcze dobitniej państwo ma mi uświadomić, że jako bezdzietny jestem obywatelem drugiej kategorii – oferując, obok „500+”, dodatkowe wsparcie tym, co posiadają więcej niż jedno dziecko. A gdybym jakąś mało prawdopodobną koleją rzeczy miałbym się ożenić i przeprowadzić się do większego mieszkania (mieszkam w małym wynajętym z TBS), to z obiecywanej gwarancji bankowej na wkład własny do kredytu i tak nie skorzystam, bo jestem już na to za stary.
Więc tak naprawdę politycy rządzącej partii obiecali mi, że będę mniej zarabiał i nic za to nie dostanę. Bo w to, że wraz ze wzrostem wydatków na opiekę medyczną polepszy się jej jakość, nie wierzę.
Dziękuję, teraz już na pewno na was nie zagłosuję. I zrobię, co będę mógł, żebyście stracili władzę.

Idee kibucników i idee al-Husajniego

sobota, 15 maja, 2021

W lipcu 1939 roku grupa polskich Żydów, członków lewicowej organizacji żydowskiej HaSzomer HaCair, założyła na zakupionym na początku lat trzydziestych terenie na pustyni Negew kibuc Negba. Pomimo iż HaSzomer HaCair opowiadała się za wspólnym państwem Żydów i Arabów w Palestynie, a powiązana z nią partia Socjalistyczna Liga Palestyny przyjmowała w swe szeregi również Arabów, to kibuc od początku został zaprojektowany jako osiedle obronne. Przyczyną były powtarzające się od początku lat 20. XX wieku i nasilone zwłaszcza w latach 1936-39 (tzw. Wielka Rewolta Arabska) ataki grup arabskich na Żydów (wskutek tych ataków już w 1920 roku Żydzi powiązani z partią Dawida Ben-Guriona – Achdut ha-Awoda – oraz związkiem zawodowym Histadrut postanowili założyć Haganę – uzbrojoną formację obronną ewoluującą stopniowo w kierunku pełnowymiarowej armii). Ataki te były prowokowane i organizowane przez takich ludzi jak wielki mufti Jerozolimy Muhammad Amin al-Husajni, zwolennik arabskich rządów w Palestynie i przeciwnik żydowskiej imigracji.
Wskutek narastającej wrogości dużych grup ludności arabskiej większość syjonistów nie widziała jednak możliwości wspólnego państwa z arabską większością i opowiadała się za utworzeniem państwa żydowskiego, obejmującego część lub nawet całość Brytyjskiego Mandatu Palestyny, z którego jeszcze w 1921 roku wydzielono emirat Transjordanii. W 1947 ONZ zaproponowała podział tego terytorium na państwo arabskie (z niewielką mniejszością żydowską), żydowskie (z dość dużą mniejszością arabską) oraz Jerozolimę jako wydzielone miasto pod zarządem międzynarodowym. Propozycja ta została przyjęta przez Agencję Żydowską, natomiast odrzucona przez polityków arabskich, którzy w odpowiedzi wywołali wojnę domową. W tej sytuacji 14 maja 1948 roku przywódcy żydowscy ogłosili niepodległość Izraela, deklarując jednocześnie „pełne i równe obywatelstwo” dla Arabów. Następnego dnia – 73 lata temu – armie Egiptu, Transjordanii, Syrii i Iraku, wsparte oddziałami z Sudanu, Jemenu, Arabii Saudyjskiej i Libanu oraz miejscowych Arabów, wkroczyły do Palestyny z zamiarem zniszczenia nowo powstałego państwa.
Kibuc Negba znalazł się na drodze ataku wojsk egipskich. Był bombardowany i ostrzeliwany. Armia egipska (prawie dwudziestokrotnie liczebniejsza od obrońców, z których ponad połowę stanowili sami kibucnicy, w tym kobiety) przypuściła dwa natarcia z udziałem lotnictwa, artylerii i czołgów. Nie udało jej się jednak zdobyć ufortyfikowanego osiedla.
Ostatecznie Arabowie przegrali ten etap wojny. Izrael obronił swoją niepodległość, zajął dodatkowe terytoria w porównaniu z tym, co przewidywała rezolucja ONZ. Kilkaset tysięcy arabskich mieszkańców nie wróciło już do swoich domów. W odpowiedzi państwa arabskie „dały do zrozumienia” miejscowym Żydom, żeby wynieśli się do „swojego” kraju, co też ci w większości zrobili.
Ale wojna trwa tak naprawdę do dzisiaj. Miała jeszcze kilka odsłon, a to, co się dzieje tam teraz, to odsłona kolejna. Miejscowi Arabowie – zwani dziś Palestyńczykami – żyją albo jako mniejszość w państwie rządzonym przez Żydów, albo na wygnaniu w państwach arabskich, które nie przyznały im nawet pełni praw obywatelskich, albo na terenach okupowanych przez Izrael, albo pod panowaniem terrorystów. Miejsce wolnościowego projektu syjonistycznego (tak! – dobrowolne i dobrowolnie finansowane organizacje zajmowały się nie tylko gospodarką, ale i opieką socjalną, zdrowotną, zalesianiem i rekultywacją gruntów, obroną i reprezentacją społeczności na forum międzynarodowym; w dodatku duża część społeczności była zorganizowana w sposób niehierarchiczny) zajęło zmilitaryzowane, etatystyczne państwo. I Żydzi, i Arabowie usztywnili się we wzajemnej nieufności i wrogości, a siły wzywające do pojednania są w mniejszości.
I wszystko to raczej dzięki takim ludziom, jak mufti al-Husajni (który podczas II wojny światowej osobiście rozmawiał z przywódcami III Rzeszy, blokował emigrację niemieckich Żydów do Palestyny i namawiał muzułmanów w Bośni do wstępowania do jednostek Waffen-SS), a nie takim, jak założyciele kibucu Negba.
Gdyby dzisiejszych polskich, europejskich, amerykańskich lewicowców przenieść w tamte czasy do Palestyny, kogo by poparli?

Kurs obsługi smartfona za 11 tysięcy

poniedziałek, 10 maja, 2021

Myślicie, że pieniądze z unijnego Funduszu Odbudowy pójdą faktycznie na odbudowę gospodarki po epidemii czy inne przydatne nam wszystkim cele?
Może częściowo tak, ale najpewniej w dużej mierze zostaną one zmarnowane, podobnie jak marnowane są obecne fundusze unijne.
Na przykład Wojewódzki Urząd Pracy w Opolu ogłosił teraz nabór do projektu „SMART Senior”, w ramach którego 60 osób w wieku powyżej 50 lat uzyska umiejętność korzystania ze smartfona. Przepraszam: podniesie wiedzę i umiejętności „odnośnie wykorzystania smartfona w codziennym życiu jako narzędzia do załatwiania spraw urzędowych, zakupów, płatności i nowoczesnych form kontaktów z rodziną”.
Koszt tego projektu to 698071 złotych i 50 groszy. Z czego 658211 złotych i 62 grosze pochodzą z funduszy unijnych. Czyli szkolenie jednej osoby w korzystaniu ze smartfona – 20 godzin indywidualnej nauki z trenerem (na przykład w domu lub kawiarni), jednodniowe warsztaty z kompetencji społecznych i trenowanie nabytych umiejętności w wyjściach do kina, teatru i muzeum – będzie kosztowało ponad 11634 zł, z czego ponad 10970 zł da Unia.
Ciekawe, kto się załapie na szkolącego.

„Nie” dla podwyżki składki zdrowotnej

czwartek, 6 maja, 2021

Wyobraźmy sobie, że mamy prywatną przychodnię lekarską i szpital, gdzie na wizytę lub zabieg czeka się bardzo długo, jakość usług medycznych jest kiepska, personel nie zawsze jest miły, szpitalne łóżka stoją w przepełnionych salach lub na korytarzu, szpitalne wyżywienie jest gorsze niż w więzieniu, a lekarze w przychodni ostatnio w ogóle już w większości przypadków nie badają pacjentów osobiście, a tylko udzielają telefonicznych konsultacji.
No i właściciel tej przychodni oraz szpitala ogłasza podwyżkę cen, obiecując, że będzie lepiej.
Czy zyska tym klientów, czy raczej straci?
No właśnie.
Przeciętny człowiek nie ma ochoty płacić wyższej ceny kiepskiemu usługodawcy w zamian za obietnice. Woli raczej poszukać innego. A jak nie będzie mógł znaleźć innego, to będzie wściekły i będzie pomstował na monopolistę.
Nie należy więc się dziwić, że większość ankietowanych w sondażu United Surveys dla RMF FM i „Dziennika Gazety Prawnej” odpowiedziała, że nie chce zwiększenia składki zdrowotnej, „jeśli podniesiona zostanie jakość świadczeń w ochronie zdrowia i skrócone kolejki”. Jest to podejście racjonalne – po prostu w to ostatnie nie wierzą.
Niestety nie mogą ze swoimi pieniędzmi odejść i poszukać innego ubezpieczyciela niż NFZ.

Niechlujny Plan Odbudowy

wtorek, 4 maja, 2021

Sejm debatuje nad zgodą na ratyfikację decyzji Rady Unii Europejskiej w sprawie systemu zasobów własnych Unii Europejskiej (przyznającej środki na Fundusz Odbudowy), a ja tymczasem jeszcze raz przypomnę, że rząd pochwalił się (patrz załącznik na tej stronie) wysłaniem do Komisji Europejskiej Krajowego Planu Odbudowy, który z jednej strony przeznacza z części pożyczkowej Funduszu na komponent B „Zielona energia i zmniejszenie energochłonności” 7317 mln euro (tak jest napisane na str. 339 tego dokumentu), a z drugiej 8617 mln euro (tak jest napisane na str. 355-356). Najwyraźniej upychając w pośpiechu do tego komponentu żądaną przez polityków Lewicy budowę mieszkań na wynajem („Inwestycje w zielone budownictwo wielorodzinne”) zapomniano tego uwzględnić w opisie na stronie 339. Ale to nie wszystko, bo sumując poszczególne „reformy” wymienione na tej stronie wcale nie dostaniemy 7317 mln, ale 7417 mln euro 🙂
To nie są jedyne sprzeczności, które można zauważyć w tym dokumencie. Widocznie uznano, że wnioskując o 35 miliardów euro można zrobić to byle jak, nie dbając o to, by zgadzały się liczby i myląc się nawet w prostym dodawaniu. Bo przecież najważniejsze, by ludzie na nich wrażenie, że zaraz spłynie na nich deszcz unijnych pieniędzy, dzięki dobremu rządowi i jego sojusznikom.

Konstytucyjne trzeciomajowe nieprawdy

poniedziałek, 3 maja, 2021

Zdaniem Andrzeja Dudy konstytucja z 3 maja 1791 roku to „pierwsza w Europie i druga w świecie nowoczesna ustawa zasadnicza”, mająca „wymiar historycznego przełomu” oraz zawierająca „wolnościowe, demokratyczne przesłanie”.
A jak było naprawdę?
Przed Ustawą Rządową uchwaloną 3 maja 1791 r. była nie tylko konstytucja Stanów Zjednoczonych Ameryki, ale również konstytucja Republiki Korsykańskiej (uchwalona w 1755 r. i obowiązująca do upadku republiki 1769 r.), szwedzkie Akty o Formie Rządu – pierwszy uchwalony przez parlament w 1719 r. i poprawiony rok później, oraz drugi wydany przez króla Gustawa III w 1772 r., czy ogłoszona przez kozackiego hetmana Filipa Orlika w 1710 r. Konstytucja Praw oraz Wolności Wojska Zaporoskiego (formalnie, choć nie faktycznie obowiązująca na prawobrzeżnej Ukrainie do 1714 r., gdy po okupacji rosyjskiej i przejściowo tureckiej tereny te przeszły na powrót pod kontrolę Rzeczypospolitej). Wszystkie te akty określały ustrój państwa i funkcjonowanie jego władz. Akty mające rangę praw fundamentalnych były oczywiście i wcześniej – w Rzeczypospolitej były to artykuły henrykowskie z 1572 r. (które zaprzysięgał każdy nowo wybrany król) i prawa kardynalne z 1768 r., w Najjaśniejszej Republice San Marino obowiązujące do dzisiaj (!) Statuty z 1600 r., w Anglii Magna Charta Libertatum z 1215 r., w imperium Mali karta z Kurukan Fuga (1236 r.), w konfederacji Irokezów Wielkie Prawo Pokoju (XII-XV w.), w islandzkiej Wolnej Wspólnocie Grágás (spisane w XII w.) – no, ale można uznać, że te już nie były „nowoczesnymi ustawami zasadniczymi”.
Czy Ustawa Rządowa miała wymiar historycznego przełomu? W sensie zasadniczej zmiany ustroju Rzeczypospolitej z pewnością nie – zważywszy, że obowiązywała niewiele ponad rok. Można wprawdzie uznać, że jej uchwalenie doprowadziło pośrednio do procesu, który zakończył się dwoma kolejnymi rozbiorami i zniknięciem Rzeczypospolitej z mapy świata, co faktycznie było pewnego rodzaju historycznym przełomem, ale wątpię, czy o to chodziło prezydentowi Dudzie. A po odzyskaniu przez Polskę niepodległości jakoś nie uznano, że warto do niej wrócić.
Co do „demokratycznego przesłania”, to konstytucja z 3 maja 1791 roku:
– podnosiła do rangi prawa fundamentalnego uchwalone nieco wcześniej przepisy wykluczające z procesu demokratycznego szlachtę nieposesjonatów, co zmniejszało liczbę osób mających prawo głosować na sejmikach o ponad 50% (czyli do ok. 2% społeczeństwa, jako że mężczyźni stanu szlacheckiego stanowili ok. 4%);
– stwierdzając, że posłowie mają być „reprezentantami całego narodu” ograniczała (istniejące dotąd) prawo nawet tych 2% społeczeństwa do wiązania swoich przedstawicieli instrukcjami, z wyjątkiem odpowiedzi na propozycje wychodzące od króla i Straży Praw (tu wiążące instrukcje były przewidziane przez prawo o sejmikach);
– znosiła wybór króla przez szlachtę, wprowadzając dziedziczność tronu.
Jeśli chodzi o „przesłanie wolnościowe” to jakieś tam było (głównie w odniesieniu do mieszczan), ale wątłe. Konstytucja (w przeciwieństwie do np. francuskiej) nie nadała wolności osobistej wszystkim, pozostawiając chłopów w poddaństwie – stwierdzono jedynie, że dziedzice (ale i chłopi) nie będą mogli samowolnie zmieniać warunków umów i nadań. Utrzymano – i potwierdzono jako prawo fundamentalne – zakaz przechodzenia z religii katolickiej na inną (to zostało wcześniej potwierdzone w „prawach kardynalnych niewzruszonych” ze stycznia 1791 r., które nakazywały coś takiego uznać za występek kryminalny, a wolność wypowiedzi „w materiach religii i dziełach ku zepsuciu obyczajów dążących” poddawały pod duchowną cenzurę i „aprobację jurysdykcji duchownej wiary panującej”): widać wyraźne cofnięcie się choćby w stosunku do XVI wieku. Całkowicie zniesiono liberum veto, uniemożliwiając tak pojedynczemu posłowi, jak i wyborcom z danej ziemi skuteczny sprzeciw wobec mogących ograniczać wolność ustaw sejmu. Zakazano też tworzenia konfederacji, co było równoznaczne z likwidacją prawa do wypowiedzenia posłuszeństwa zagwarantowanego w artykułach henrykowskich i prawach kardynalnych z 1768 r.

Jak zlekceważono wolę Górnoślązaków

niedziela, 2 maja, 2021

Prezydent Andrzej Duda w setną rocznicę wybuchu trzeciego powstania śląskiego napisał, że ta „rezurekcja” (chyba miało być „insurekcja”, bo „rezurekcja” oznacza „zmartwychwstanie”) „przyniosła odradzającej się Rzeczypospolitej niezwykle ważną, bo silną przemysłowo część Górnego Śląska”.
To prawda, ale oznaczało to zlekceważenie woli ludzi głosujących w plebiscycie (a głosowało około 98% uprawnionych!), bo w większości miast przyznanych w rezultacie Polsce, takich jak Katowice, Królewska Huta, Mysłowice, Rybnik, Mikołów, Żory, Pszczyna, Tarnowskie Góry, Wodzisław czy Lubliniec, a także w wielu przemysłowych gminach, takich jak Wielkie Hajduki, Nowe Hajduki, Chorzów, Świętochłowice, Załęże, Siemianowice, Huta Laura, Wirek czy Czerwionka, więcej głosów oddano za przynależnością do Niemiec. Z drugiej strony, duża część wiejskich gmin w zachodniej części obszaru plebiscytowego, a także np. Rozbark, Miechowice, Mikulczyce czy Szombierki, mimo opowiedzenia się większości głosujących w nich za przyłączeniem do Polski, została przyznana Niemcom.
Prawdą jest, że przed wybuchem powstania Brytyjczycy i Włosi proponowali podział jeszcze mniej zgodny z wynikami głosowania (tak liczonymi ogólnie, jak i w gminach) i zarazem mniej korzystny dla Polski (miała ona dostać jedynie południowo-wschodnią część obszaru plebiscytowego), więc powstanie wpłynęło na to, że ogólnie podział był bardziej zbliżony do wyników plebiscytu (Polska, za którą opowiedziało się 40,4% głosujących, ok. 45% gmin i ok. 32% powiatów otrzymała ok. 29,3% obszaru zamieszkałego przez ok. 49,5% ludności), jednak zamiast przyznać Polsce więcej gmin z większością ludności domagającej się przyłączenia do niej, przekazano jej wiele miast i gmin, których mieszkańcy w większości sobie tego nie życzyli – właśnie owe tereny przemysłowe, o których napisał prezydent Duda.
Gdyby poważnie potraktować prawo lokalnych społeczności do wyboru państwa, podział Górnego Śląska w 1921 r. powinien wyglądać jak na załączonych mapach (pierwsza pokazuje podział głosów gminami, druga powiatami). W przypadku podziału gminami Polska powinna otrzymać dużo większy obszar, ale większość górnośląskich miast powinna pozostać niemieckimi enklawami, a w przypadku podziału powiatami w granicach Niemiec powinny zostać Królewska Huta i Katowice oraz cały powiat lubliniecki, natomiast Polska powinna otrzymać powiaty gliwicki i strzelecki. No ale liczyły się interesy państw, a nie Ślązaków.