Archiwum z październik, 2023

Prawo do dyskryminacji

sobota, 21 października, 2023

Pani Karina Bosak, nowo wybrana posłanka Konfederacji, opowiada się (w ślad za swoją organizacją Ordo Iuris) za tym, by hotelarze mieli prawo wynajmować pokoje z jednym łóżkiem tylko tym parom, które są małżeństwami. Na zasadzie swoistej „klauzuli sumienia” – jeżeli ktoś uważa, że seks pozamałżeński jest grzechem, nie powinien być zmuszany do świadczenia usługi, która do takiego grzechu może się przyczynić.
Ponadto zmuszanie hotelarza do świadczenia takiej usługi – jak twierdzi pani Bosak – ogranicza swobodę gospodarczą.
I muszę powiedzieć, że ma tutaj rację.
Każdy powinien mieć prawo swobodnego decydowania, komu świadczyć, a komu nie świadczyć usługi przy użyciu swojej własności. Zwłaszcza, jeżeli świadczenie usługi jest sprzeczne z jego sumieniem. Ale nie tylko – również wtedy, gdy zwyczajnie potencjalny klient mu się nie spodoba, albo gdy ma kaprys świadczyć usługi tylko określonym klientom.
Bo to jego własność i jego potencjalny zarobek.
Oczywiście nie znaczy to, że ktoś powinien móc np. ogólnie zadeklarować w formie oferty, że pokoje w jego hotelu są dostępne dla wszystkich, a następnie dopiero jeśli zgłosi się do niego para i poprosi o pokój z łożem „małżeńskim” stwierdzić, że bez aktu zawarcia małżeństwa go nie wynajmie. Oferta wiąże.
Nie znaczy to też, że odmówić usługi powołując się na „klauzulę sumienia” powinien mieć prawo z własnej inicjatywy pracownik hotelu, na przykład recepcjonista. Bo hotel nie należy do niego i jeżeli właściciel nie zgadza się na taką dyskryminację, jest to działanie na jego szkodę. Jeżeli taka transakcja narusza sumienie pracownika, powinien się zatrudnić gdzie indziej.
No i oczywiście sprawdzanie, czy dana para jest małżeństwem mogłoby być kłopotliwe. Nie każdy podróżuje z aktem zawarcia małżeństwa, a jeśli hotel będzie wymagał jego okazania (w obecnych polskich warunkach – oczywiście po uprzednio wyrażonej zgodzie na przetwarzanie takich danych osobowych i spełnieniu przez hotel obowiązku informacyjnego w tym zakresie), sporo osób może wybrać konkurencję. Ale mogę sobie wyobrazić, że hotel wymaga tylko oświadczeń, przy czym pary jednopłciowe odrzuca od razu, bo wiadomo, że polskie prawo małżeństw jednopłciowych nie uznaje.
Tak, że pod tym względem zgadzam się z posłanką Konfederacji.
Co więcej, uważam, że już obecnie właściciele hotelu mają takie prawo. Bo od 2019 r. odmowa świadczenia do którego zobowiązany jest przedsiębiorca „bez uzasadnionej przyczyny”, nie jest już wykroczeniem – Trybunał Konstytucyjny uznał to za niezgodne z Konstytucją – a ustawa o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowania nie zakazuje dyskryminacji ze względu na stan cywilny (a nawet orientację seksualną) przy świadczeniu usług.
Pani Bosak twierdzi jednocześnie, że hotelarz nie ma prawa odmowy wynajęcia pokoju np. katolikom. Bo „obowiązuje takie prawo, że nie można tak powiedzieć”, ponieważ „religia jest jedną z cech chronionych”.
Niestety tak jest, choć dużo mogłoby zależeć od interpretacji przepisów przez sądy.
Po pierwsze istnieje odziedziczony po PRL (w kodeksie karnym z 1932 r. nie było podobnego przepisu) art. 194 kodeksu karnego, przewidujący karalność ograniczania „człowieka w przysługujących mu prawach ze względu na jego przynależność wyznaniową albo bezwyznaniowość”. Można wprawdzie zadać pytanie, czy istnieje prawo do otrzymania jakiejś usługi świadczonej przez prywatny podmiot, ale o ile przyjmuje się, że np. odmowa przyjęcia ateisty do stowarzyszenia religijnego nie wyczerpuje znamion tego przestępstwa, o tyle odmowa wykonania jakiejś czynności usługowej lub handlowej z uwagi na to, że ktoś jest katolikiem czy ateistą jest już przez prawników uważana za czyn jego znamiona wyczerpujący.
Po drugie istnieje art. 6 ust. 1 wywodzącej się ze schyłkowej PRL ustawy o gwarancjach wolności sumienia i wyznania, stanowiący, że „nikt nie może być dyskryminowany bądź uprzywilejowany z powodu religii lub przekonań w sprawach religii”. I choć ustawa ta nie przewiduje sankcji za złamanie tego przepisu, to możliwe, że w oparciu o nią teoretycznie sąd mógłby przyznać zadośćuczynienie za doznaną krzywdę z tytułu naruszenia swobody sumienia (dobro osobiste) katolikom dyskryminowanym przez hotelarza.
Jednak tak być nie powinno.
Właściciel hotelu, czy pracownik działający w jego imieniu – powinien mieć prawo do odmowy świadczenia usługi również przedstawicielom określonej religii, na przykład katolikom, muzułmanom, czy żydom. Albo powinien mieć prawo do oferowania usług wyłącznie katolikom, żydom czy muzułmanom. Bo to jego hotel. Tak samo, jak ma prawo odmówienia wpuszczenia osoby wyznającej daną religię do swojego mieszkania. Powinien mieć prawo dyskryminowania nawet na podstawie koloru skóry.
Oczywiście, krytyka takiego działania również nie powinna być w żaden sposób ograniczana i każdy powinien mieć prawo nawoływać do bojkotu takiego hotelu. Ale zakazu być nie powinno.
Dlatego art. 194 kk oraz art. 6 ust. 1 ustawy o gwarancjach wolności sumienia i wyznania powinny zniknąć z polskiego porządku prawnego.
Ciekawe czy pani Bosak się z tym zgadza. A inni działacze i sympatycy Konfederacji?

Klęska liberałów

wtorek, 17 października, 2023

Mimo że według raportu „Mój jest ten kawałek podłogi” osoby o poglądach liberalnych stanowią ponad 19% polskich wyborców (w tym ponad 4% polskich wyborców to libertarianie), nie zostało to w żaden sposób uwidocznione w wynikach niedzielnych wyborów parlamentarnych.
Co więcej, można powiedzieć, że idee i środowiska liberalne poniosły w tych wyborach niespotykaną od lat klęskę.
W maju br. apelowałem o wspólny start w nich polskich środowisk wolnościowych i liberalnych, pisząc: „Na polskiej scenie politycznej jest kilka inicjatyw o charakterze liberalnym. Dobry Ruch, Wolnościowcy, Polska Liberalna, Libertarianie, Odpowiedzialność. Jeżeli wystartowałyby razem i zebrałyby podpisy pod listami w wystarczająco wielu okręgach, byłaby szansa zdobyć te kilkanaście procent głosów. Jeśli wystartują osobno, szansa ta zmaleje, bo głosy się podzielą lub też – w najgorszym przypadku – żadna z tych inicjatyw nie zarejestruje list w całym kraju i liberalni wyborcy znowu, „by nie zmarnować głosu” zagłosują na partie nieliberalne”.
Niestety, tak właśnie się stało.
Wspólna lista nie powstała i nawet nie próbowano jej utworzyć. Partia Libertarianie nawet nie podjęła próby wystawienia swoich kandydatów w wyborach. Dobry Ruch, Wolnościowcy i Odpowiedzialność przyjęły taktykę umieszczenia swoich pojedynczych liderów na listach partii nieliberalnych – antywolnościowych – i osoby te przegrały. Artur Dziambor, kandydujący z ostatniego miejsca listy Trzeciej Drogi w okręgu 26, Dobromir Sośnierz, kandydujący z czwartego miejsca listy Konfederacji w okręgu 18, Paweł Szramka, kandydujący z szóstego miejsca listy Koalicji Obywatelskiej w okręgu 5 i Łukasz Belter, otwierający listę Bezpartyjnych Samorządowców w okręgu 9 nie uzyskali mandatu. Nie pomogło to, że trójka z nich była posłami, a więc osobami dość rozpoznawalnymi.
Próbę samodzielnej rejestracji list podjęła Polska Liberalna Strajk Przedsiębiorców, niestety z uwagi na – delikatnie mówiąc – niechęć urzędników wyborczych udało się zarejestrować listy w jedynie 17 okręgach. Zakładano, że zbierając średnio 6-7 tysięcy podpisów poparcia w okręgu i zgłaszając z takim poparciem listy w 30 okręgach uda się zarejestrować listy w całym kraju. Dotychczas to wystarczało. Tym razem nie wystarczyło. Być może gdyby w każdym z okręgów złożono po 10 tysięcy podpisów – dwa razy tyle, ile jest formalnie wymagane – byłoby inaczej. Na to jednak PL!SP była zbyt słaba. Ostatecznie tuż przed wyborami komitet, nie mając szans na jakikolwiek znaczący wynik z uwagi na brak list we wszystkich okręgach, rozwiązał się na znak protestu.
Owszem, z list nieliberalnych ugrupowań dostało się do Sejmu kilku kandydatów głoszących dość liberalne poglądy w niektórych kwestiach – na przykład Klaudia Jachira z Koalicji Obywatelskiej/Zielonych, Stanisław Tyszka i Konrad Berkowicz z Konfederacji czy Ryszard Petru z Trzeciej Drogi – ale w tym przypadku liberalizm ten jest tylko częściowy i można mieć obawy, że zasadniczo będą oni wspierać etatystyczne linie swoich partii.
A kto wygrał? Zanosi się, że główną siłą w rządzie będzie Koalicja Obywatelska – ugrupowanie popierające „800 plus”, obiecujące „babciowe” i „kredyty 0%” – czyli jeszcze silniejsze niż obecnie wspieranie wybranych grup na koszt i ze szkodą dla innych – oraz straszące imigrantami zarobkowymi i mające na pokładzie takich ludzi, jak lider Agrounii Michał Kołodziejczak, domagający się np. obowiązkowego minimum 50% polskiej żywności w sklepach, ograniczenia swobody budowania nowych sklepów czy „społecznej moderacji” treści w Internecie przez losowo wyznaczane do tego osoby. Jej koalicjantami będą Polska 2050 Szymona Hołowni, obiecująca podwyżkę pensji urzędników o 25%, PSL chcące m. in. zrzeszyć przymusowo wszystkich przedsiębiorców w „powszechnym samorządzie gospodarczym” oraz Lewica, obiecująca nie tylko zachować wszystkie świadczenia wprowadzone przez rząd PiS po 2015 roku (w tym „800 plus”), ale i je regularnie waloryzować, oczywiście na koszt podatnika, zwłaszcza tego zamożniejszego (progresywny PIT). Wszystkie te ugrupowania chcą na siłę wciskać „zieloną energię” czy „neutralność klimatyczną” bez względu na koszty takiej transformacji. A w opozycji oprócz PiS będzie Konfederacja głosząca protekcjonizm żywnościowy, jeszcze niedawno strasząca Żydami chcącymi odebrać „mienie bezspadkowe”, wroga wobec imigrantów i osób LGBT oraz faktycznie proputinowska (m. in. wypowiedzi na temat zablokowania pomocy militarnej dla Ukrainy) w polityce zagranicznej.
Warto zwrócić uwagę, że o ile np. Michał Kołodziejczak dostał na liście Koalicji Obywatelskiej „jedynkę”, o tyle Paweł Szramka dostał dalsze miejsce. Dalsze miejsca dostali też Dobromir Sośnierz na liście Konfederacji (który tym samym „zapracował” na mandat Krzysztofa Mulawy z Ruchu Narodowego) i Artur Dziambor na liście Trzeciej Drogi. Polityczna słabość wolnościowców i liberałów jest tak duża, że więksi gracze nie musieli się z nimi w ogóle liczyć.
Moim zdaniem przyczyną takiej sytuacji jest – poza typową dla wszystkich liderów politycznych chęcią bycia tym najważniejszym wodzem, co utrudnia porozumienie – to, że osoby o poglądach liberalnych to ludzie w większości pogodzeni z etatystycznym status quo, niewierzący specjalnie w jakieś duże zmiany w kierunku wolnościowym i gotowi z tego powodu zagłosować na każdego, kto obieca choć jedną małą zmianę na lepsze albo nawet na kogoś, kto przynajmniej nie obiecuje dużych zmian na gorsze. Symbolem takiej postawy jest to, że popularną opcją dla osób o poglądach liberalnych w ostatnich wyborach – obok Konfederacji będącej programowo tylko trochę wolnorynkowo upudrowanym Ruchem Narodowym – stało się PSL, ugrupowanie od lat uchodzące za symbol bezideowego karierowiczostwa.
Mimo, że osób o poglądach liberalnych w Polsce nie jest mało, nie widzę dużych szans dla politycznych zmian w kierunku liberalnym. Myślę, że na wiele lat może pozostać nam wybór pomiędzy euroetatyzmem i nacjoetatyzmem, pomiędzy ograniczaniem wolności ludzi w imię wartości lewicowych (równość, „zrównoważony” rozwój), a jej ograniczaniem w imię wartości prawicowych (naród, religia). Jest źle, a będzie prawdopodobnie jeszcze gorzej.

Wybory bez liberałów

piątek, 13 października, 2023

Polska Liberalna Strajk Przedsiębiorców wycofała się z wyborów do Sejmu. Komitet wyborczy został rozwiązany.
Mając przez pewien czas wgląd od wewnątrz w jego działalność uważam, że fakt niezarejestrowania list tego komitetu w całym kraju (brakło do tego rejestracji list w czterech okręgach) został spowodowany celowym działaniem urzędników wyborczych, którzy do weryfikacji jego list zastosowali inne kryteria niż w przypadku jego konkurentów: w przynajmniej kilku okręgach (np. w Katowicach i Gliwicach) wszystkie (a nie tylko wyrywkowe) podpisy poparcia były sprawdzane w oparciu o dane z Centralnego Rejestru Wyborców, przy zastosowaniu niekonstytucyjnej (weszła w życie niewiele ponad dwa miesiące przed wyborami) definicji „adresu zamieszkania” (oznaczającej adres ujęty w ww. Rejestrze, a nie faktyczny adres zamieszkania) oraz wytycznych PKW nakazujących odrzucać każdy podpis poparcia z adresem różnym od tego w CRW. Przy tych kryteriach sprawdzania liczba odrzuconych podpisów poparcia sięgała lub przekraczała 40% i nie wystarczyło zebranie nawet ponad 7 tysięcy podpisów poparcia w okręgu.
W kilku innych okręgach okręgowe komisje wyborcze z kolei „na oko” odrzuciły dużą liczbę kart z podpisami jako skserowane lub podrobione w inny sposób, bądź też dlatego, że brakowało na nich numeru okręgu (nie pozwolono uzupełnić). PKW postanowiła nie weryfikować też w ogóle liczby podpisów w przypadku odwołań dotyczących czterech okręgów, w których oprócz podpisów poparcia na wszelki wypadek złożono oświadczenie o rejestracji list w ponad połowie okręgów wyborczych, uznając zgłoszenia list w tych okręgach za zgłoszenia bez podpisów (choć okręgowe komisje podpisy sprawdzały).
Liderzy komitetu uznali, że w takiej sytuacji nie ma się co upokarzać i startować z przylepioną etykietką planktonu, który nie zarejestrowawszy list we wszystkich okręgach jest skazany na poparcie śladowe, dużo mniejsze od tego, które mógłby osiągnąć startując na równych zasadach z innymi.
I słusznie – nie ma sensu grać, gdy fauluje sam sędzia, a szansy na jakikolwiek zauważalny wynik nie ma żadnej. Lepiej już pokazać „faka” arbitrowi.
A ja jako obywatel pozwolę sobie nie zagłosować w wyborach, w których nie ma już żadnej listy nie tylko wolnościowej, ale nawet liberalnej, to znaczy konsekwentnie postulującej zmniejszenie ograniczanie naszej wolności przez państwo. Jest wprawdzie jeszcze kilku kandydatów głoszących takie hasła, ale kandydują z list partii etatystycznych, domagających się zwiększania „zamordyzmu” w tych czy innych dziedzinach, i to z dalszych miejsc na ich listach, a ponadto żaden nie kandyduje w moim okręgu. A wybierać po raz kolejny barw buta, który będzie mnie deptać (narodowe, europejskie, czerwone, zielone itp.) mi się nie chce.

Gaza, państwo terrorystyczne

sobota, 7 października, 2023

Terrorystyczny rząd Gazy znowu zaatakował Izrael, kierując ataki głównie przeciwko celom cywilnym. Rakiety uderzyły m. in. w budynki w Tel Aviv – mieście, które odwiedzałem wielokrotnie, w tym nierzadko właśnie o tej porze roku (raz byłem tam dokładnie w święto Simchat Tora, które w tym roku przypada właśnie dzisiaj). Gdybym był tam teraz i miał pecha, to mógłbym zginąć.
Tym razem atak został dokonany nie tylko przy pomocy rakiet, ale i przez uzbrojonych żołnierzy Hamasu, którzy jakoś przeniknęli na teren Izraela, jeżdżą po ulicach tamtejszych miast i strzelają do ludzi. Zginęło jak dotąd ponad sto osób, około tysiąca zostało rannych.
Prawdopodobnie za chwilę rozpoczną się [aktualizacja: już się rozpoczęły] odwetowe naloty na cele militarne w Gazie, przy okazji których zginą tym razem cywile po stronie palestyńskiej, w dużo większej liczbie. Bo w Gazie obiekty militarne są poukrywane wśród cywilnych.
Odpowiedzialność za śmierć tych ludzi i zniszczenia po obu stronach spada na agresora, czyli w tym przypadku rządzący Gazą Hamas.
Owszem, Hamas i jego zwolennicy będą się upierać, że to tylko wojna obronna, a faktycznym agresorem jest Izrael, który wypędził setki tysięcy Palestyńczyków, okupuje Zachodni Brzeg, łamie prawa człowieka i zabija niewinnych cywilów.
Ale prawda jest taka, że wojna, która faktycznie trwa od ponad 75 lat, została rozpoczęta przez Palestyńczyków (rzecz jasna – nie wszystkich, tylko przez ich politycznych przywódców, takich jak Muhammad Amin al-Husajni, który utrzymywał przyjazne stosunki z niemieckimi nazistami). To wskutek ich początkowej porażki wielu palestyńskich cywilów musiało udać się na wygnanie, a tereny zamieszkałe przez Palestyńczyków są albo częścią Izraela, albo są okupowane, wyjąwszy ten kawałek Strefy Gazy rządzony przez Hamas.
Wyobraźmy sobie, że po zakończeniu II wojny światowej i wypędzeniu Niemców z terytoriów stanowiących obecnie zachodnią Polskę pozostali na tych terenach Niemcy organizują partyzantkę, która rozwija się w ruch o charakterze terrorystycznym, podnosząc żądania powrotu wypędzonych na Śląsk i przyłączenia go z powrotem do Niemiec, bądź jego niepodległości. Władze polskie tę partyzantkę zwalczają, przy czym cierpi cywilna ludność niemiecka. Po czym partyzanci usadawiają się np. w Zgorzelcu i atakują stamtąd Polaków rakietami i wypadami grup terrorystycznych.
Popierać Hamas to tak, jakby popierać niemiecką organizację terrorystyczną domagającą się powrotu wypędzonych Niemców na tereny zabrane przez Polskę Niemcom po II wojnie światowej – gdyby takowa istniała.
Owszem – wypędzanie ludzi z ich domów lub zabranianie im powrotu i zabieranie własności jest złe. Nie usprawiedliwia to jednak aktów terrorystycznych celowo skierowanych przeciwko ludności cywilnej.
Różnica jest jeszcze taka, że Izrael przez długie lata (nie wiem, jak teraz) był gotowy dla zakończenia wojny na podział terytorium, tak by Palestyńczycy mogli żyć we „własnym” państwie. Z Gazy się jednostronnie wycofał. Ale organizacje palestyńskie konsekwentnie tę propozycję odrzucały. W konsekwencji wojna eskalowała.
Tak – Palestyńczycy powinni mieć prawo żyć w pokoju we „własnym” państwie czy państwach, jeśli tego chcą. A Izrael powinien w pełni szanować ich prawa człowieka. Ale Izraelczycy też powinni mieć prawo żyć w pokoju we „własnym” państwie, jeśli tego chcą. A terrorystów atakujących ludność cywilną powinno się najpierw zniszczyć.