Archiwum z lipiec, 2024

Państwo wie lepiej, co jest szkodliwe?

czwartek, 25 lipca, 2024

Sejmowa Komisja ds. Petycji, w której większość (9 osób na 16) mają posłowie należący do obecnej koalicji rządowej, przekazała do dalszych prac w komisjach zdrowia i praw człowieka projekt ustawy złożony przez Ordo Iuris, zakazujący lekarzom (pod groźbą kary pozbawienia wolności do 3 lat) podejmowania „działań medycznych w celu uzyskania cech płciowych typowych dla płci przeciwnej względem męskiej albo żeńskiej płci pacjenta, rozpoznanej przy urodzeniu” wobec pacjentów niepełnoletnich, ubezwłasnowolnionych (nawet częściowo) oraz u których stwierdzono „zaburzenia neurorozwojowe, choroby lub zaburzenia psychiczne, w tym zaburzenia osobowości”.
Póki co, nie przetłumaczono jeszcze oficjalnie na język polski klasyfikacji chorób ICD-11 opublikowanej przez WHO w 2018 r., więc nadal obowiązuje w Polsce klasyfikacja ICD-10, zgodnie z którą zaburzenia identyfikacji płci zaliczają się do zaburzeń psychicznych. A prawnej definicji zaburzenia psychicznego nie ma. Gdyby więc tę ustawę uchwalono w takim brzmieniu dzisiaj, terapia w kierunku korekty płci u ogromnej większości osób byłaby zabroniona, a przynajmniej byłyby uzasadnione obawy, że tak jest.
Nie mam pojęcia, czy terapia polegająca na upodobnieniu ciała pacjenta do ciała osoby płci przeciwnej niż biologiczna jest właściwą czy też najlepszą metodą leczenia niezgodności płci. Jednak uważam, że powinni decydować o tym lekarze, a nie państwo. A każdy jest właścicielem swojego ciała i ma prawo korzystać z takiej zaoferowanej mu terapii, z jakiej uzna za stosowne skorzystać, nawet jeśli ktoś, czy nawet większość środowiska medycznego, uznaje ją za nienaukową. Dotyczy to w takim samym stopniu terapii w kierunku korekty płci, jak i np. terapii mających leczyć homoseksualizm, projekt zakazu których został złożony w Sejmie w 2019 r. przez posłów Nowoczesnej i których zakazu domagał się jako Rzecznik Praw Obywatelskich obecny minister sprawiedliwości Adam Bodnar.
Rozumiem, że pewne osoby, np. niepełnoletnie albo cierpiące na niektóre choroby psychiczne, mogą mieć trudność w ocenie swojej sytuacji i że w takich przypadkach mogłaby być wskazana dodatkowo zgoda ich rodziców, opiekunów czy kuratorów. Obecnie w stosunku do wszystkich terapii i zabiegów o podwyższonym ryzyku obowiązuje zasada, że można je wykonać za zgodą przedstawiciela ustawowego osoby małoletniej, ubezwłasnowolnionej lub niezdolnej do świadomego wyrażenia pisemnej zgody – i to w przypadku pacjentów poniżej 16 roku życia nawet bez zgody ich samych. Dlaczego akurat w przypadku terapii w kierunku korekty płci przedstawiciele ustawowi mieliby nagle okazać się niegodni zaufania? O ile z chęcią przyjąłbym tu bezwzględny wymóg zgody samego pacjenta, nawet takiego poniżej 16 lat, o tyle zakaz nawet przy łącznej zgodzie pacjenta oraz jego przedstawiciela ustawowego oznacza, że dysponentem ciała człowieka staje się w tym zakresie państwo, które „wie lepiej” (od pacjenta, jego przedstawiciela ustawowego oraz lekarza), że taka terapia jest szkodliwa.
Co ciekawe, w przypadku szczepień ochronnych Ordo Iuris sprzeciwiało się ingerencji państwa w wolność wyboru ludzi, w tym również rodziców odmawiających szczepienia swoich dzieci. Jak widać, zdaniem członków tej organizacji rodzice są wystarczająco kompetentni, by decydować o szczepieniu lub nieszczepieniu swoich dzieci (mimo iż taka decyzja jest obarczona ryzykiem), są jednak niekompetentni, by zgodzić się na terapię swoich dzieci w kierunku korekty płci.
To, że Ordo Iuris wyznaje filozofię Kalego (jeśli ktoś chce narzucać coś, czego my nie lubimy – źle, jeśli my chcemy narzucać coś, czego inni nie lubią – dobrze) nie jest niespodzianką. Jednak poparcie sejmowej komisji petycji dla ich projektu świadczy o tym, że chęć do ingerencji w życie ludzi jest zakorzeniona w politykach wszystkich opcji.

„Liberałowie”

środa, 17 lipca, 2024

Tak się zastanawiam, dlaczego właściwie ktoś widzi jakąś różnicę między ludźmi Kaczyńskiego a ludźmi Tuska i nazywa tych drugich „liberałami”. Czy obecny rząd zrobił choćby jakiś krok w kierunku nawet umiarkowanego liberalizmu?
Powiedzmy w sferze wolności handlu?
Czy zniesiono wprowadzone przez rząd PiS ograniczenia handlu w niedziele? Nie. Nawet nie uchwalono ustawy, którą prezydent mógłby zawetować.
Czy zniesiono wprowadzone przez rząd PiS ograniczenia dotyczące rynku aptek („apteka dla aptekarza”)? Odpowiedź jest taka sama, nie próbowano.
Czy zniesiono wprowadzone przez rząd PiS regulacje w obrocie ziemią rolną? Również nie próbowano. (Pewna liberalizacja nastąpiła jeszcze za poprzedniego rządu – na mocy ustawy z lipca 2023 r.)
„Podatku cukrowego” też oczywiście nie zniesiono. Za to przygotowywany jest projekt zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych oraz ograniczenia w sprzedaży e-papierosów.
No to może zrobiono jakiś kroczek w kierunku liberalizmu w sferze wycofywania się państwa z gospodarki?
Czy sprywatyzowano jakieś państwowe spółki? Nie, zmieniono tylko ich władze na politycznie zależne od nowego rządu.
Rozpoczęte za rządów PiS projekty wielkich państwowych inwestycji – Centralny Port Komunikacyjny, produkcja samochodów elektrycznych, elektrownia atomowa – też są kontynuowane. Oczywiście podobnie jak za czasów PiS, to znaczy nic konkretnego nie powstało – ale są spółki zasilane państwowymi pieniędzmi.
A może krok w kierunku liberalizmu zrobiono w sferze polityki socjalnej lub dyscypliny finansów publicznych? Nie, jest budżet z nominalnie największym w historii deficytem. (Jeśli chodzi o relację do PKB, to pomijając „pandemiczny” rok 2020, wyższy deficyt był tylko w latach 2009 i 2010 – też za rządów Tuska – oraz w 2003 i 2004 r., za rządów Leszka Millera). I tak samo, jak za czasów PiS państwo dopłaca miliardy z kieszeni podatników do rodzin z dziećmi, tylko już więcej – „500 plus” zamieniono na „800 plus” i wprowadzono dodatkowo „babciowe”. Planuje się również ponownie dopłacać wybranym grupom do zakupu mieszkań, choć doświadczenie pokazało, że bogacą się na tym raczej deweloperzy, a mieszkania drożeją – zamiast „kredytu 2%” planowany jest kredyt „0%”.
Nie wygląda również na to, by zrobiono jakiś krok w kierunku kojarzonego zwykle z liberalizmem „państwa prawa”. Podobnie jak za czasów PiS rząd i większość sejmowa lekceważy wyroki nieprzychylnego im Trybunału Konstytucyjnego, a czasami i sądów (sprawa mandatu Macieja Wąsika) oraz przejmuje instytucje państwowe działając na granicy prawa (zmiany władz mediów publicznych, prokuratury, odwołanie Jacka Kurskiego z Banku Światowego, planowane zmiany w placówkach dyplomatycznych).
No to może liberalne kroki poczyniono przynajmniej w dziedzinie wolności osobistej – jakkolwiek rozumianej – i praw człowieka?
Ustawy dekryminalizującej aborcję i pomoc w niej nie uchwalono.
„Pushbacki” wobec osób nielegalnie przekraczających granicę polsko-białoruską nadal się stosuje – i tak samo jak za czasów PiS zakazano przebywania w wybranych miejscowościach w strefie przygranicznej, choć na mniejszym obszarze niż wtedy, na podstawie ustawy uchwalonej za rządów PiS.
Żołnierze i funkcjonariusze mają za chwilę dostać możliwość używania w niektórych sytuacjach na granicy broni palnej niezgodnie z zasadami – teoretycznie nawet bezkarnego zastrzelenia kogoś, kto nie podporządkuje się wezwaniu do porzucenia „niebezpiecznego przedmiotu”.
Legalna imigracja została ograniczona – trudniej dostać polską wizę.
Ekipa Tuska nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek liberalizmem i w ogromnej większości kontynuuje politykę ekipy Kaczyńskiego – cokolwiek jedni i drudzy by tu sądzili. Różnią się od siebie mniej niż kiedyś frakcje w PZPR. Niby tam też byli „liberałowie” i „twardogłowi”…