Polskie nie musi znaczyć zdrowe

20 lutego, 2024

Głównym argumentem tych, którzy popierają embargo na ukraińską żywność (notabene jakoś nie słyszałem o domaganiu się embarga na żywność rosyjską) jest to, że „żywność powinna być przede wszystkim zdrowa”, a taką jest ta produkowana w polskich rodzinnych gospodarstwach.
Póki co nie słyszałem jednak, by ktoś w Polsce zmarł po zjedzeniu produktu z Ukrainy. Natomiast ostatnio można było przeczytać o śmiertelnej ofierze spożycia galaretki mięsnej domowej roboty od polskiego rolnika, i tą ofiarą okazał się akurat mieszkający w Polsce ukraiński uchodźca, pracownik miejscowego szpitala.
Oczywiście nie znaczy to, że to właśnie polska żywność jest mniej zdrowa i truje, a ukraińska jest superzdrowa. Znaczy to, że niezdrowa, a nawet zagrażająca życiu żywność może pojawić się wszędzie i żadne embargo na produkty rolne zza wschodniej granicy czy spoza Unii Europejskiej tu nie pomoże. A jeśli ktoś uważa, że tym, co nas chroni są polskie czy unijne normy jakości i regulacje, to niech zauważy, że te z nich, które służą ochronie zdrowia (np. obowiązek kontroli weterynaryjnej czy przepisy sanitarne dotyczące produkcji) dotyczą w równym stopniu produktów pochodzenia polskiego i zagranicznego, a próbować omijać je może tak producent polski, jak i importer.
Jak ktoś nie jest przekonany do żywności niepolskiej – nie musi jej kupować. Ja raczej wolałbym nie kupować po prostu tej z podejrzanego źródła – i właśnie dlatego często kupuję wyroby lokalnych polskich producentów, tyle że sprawdzonych. Ale czasami również produkty zagraniczne, w tym ukraińskie. I chcę mieć w tym swobodę wyboru.

Wykreślić wszystko

15 lutego, 2024

Jestem za wykreśleniem z podstawy programowej dla szkół WSZYSTKIEGO.
To znaczy, za jej likwidacją. Szkoły powinny mieć swobodę samodzielnego układania programu nauczania lub pozostawiania go w gestii poszczególnych nauczycieli. Jeżeli jakaś szkoła uzna, że należy na lekcjach historii położyć szczególny nacisk na omówienie ludobójstwa dokonanego na Polakach przez nacjonalistów ukraińskich w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu, powinna mieć prawo to zrobić. Jeśli inna szkoła uzna, że należy temu tematowi poświęcić mniej czasu lub w ogóle o nim nie wspominać – też powinna mieć do tego prawo, choć sam takiego programu nauczania historii bym nie rekomendował.
Tak samo z omawianiem roli dwutlenku węgla w procesie fotosyntezy na lekcjach biologii, czytaniem dzieł Mickiewicza lub Jana Pawła II, pisaniem CV czy rozpoznawaniem manipulacji w reklamach.
Jeżeli jakaś szkoła np. na Górnym Śląsku uzna, że należy uczyć historii Śląska zamiast historii Polski, też powinna mieć do tego prawo – a rodzice powinni mieć swobodę wyboru, czy posyłać do niej swoje dzieci, czy też nie. I urzędnicy nie powinni mieć możliwości zamykania szkół – jak zrobił to ostatnio prezydent Katowic z lokalnymi placówkami Szkoły w Chmurze – czy niepozwalania na ich otwieranie.
Kuratoriów oświaty, ministerstwa oświaty czy jednolitych, narzucanych przez państwo egzaminów też nie powinno być.
Ludzie powinni mieć możliwość korzystania z możliwie różnorodnej oferty edukacyjnej na poziomie edukacji podstawowej i średniej – tak jak jest to obecnie z kursami zawodowymi czy językowymi.
Bo ludzie są różni – mają różne talenty, różne plany życiowe, różne zainteresowania.
A szkoła nie powinna być instytucją kształtującą młodych ludzi według upodobań rządzących polityków.

Puste mieszkania

5 lutego, 2024

Gdyby nie było ryzyka związanego z tym, że najemca nie będzie chciał opuścić wynajmowanego lokalu, i to nawet nie płacąc czynszu, to przypuszczam, że przynajmniej część właścicieli krakowskich pustostanów liczących na zysk ze sprzedaży mieszkania by je komuś wynajmowała. Bo na zdrowy rozsądek, to nawet jeśli na wzroście ceny mieszkania można zarobić 8 tysięcy złotych miesięcznie, to bardziej opłaca się zarobić 10 czy 11 tysięcy miesięcznie dodatkowo je komuś wynajmując w oczekiwaniu na sprzedaż.
Ale jeżeli takie ryzyko jest, to lepiej zrezygnować z tych dodatkowych dwóch czy trzech tysięcy miesięcznie, bo może się okazać, że nie będzie można mieszkania sprzedać w dobrym momencie i zarobić tych ośmiu.
A ono jest. Ustawa o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego utrudnia nie tylko wypowiadanie umów najmu osobom, którym nie przysługuje tytuł prawny do lokalu zamiennego w okolicy lub którym właściciel mieszkania takiego lokalu nie dostarczy (taką umowę nawet w sytuacji, gdy właściciel sam chce zamieszkać w wynajmowanym lokalu, można wypowiedzieć nie później niż 3 lata naprzód) – przed tym można zabezpieczyć się zawierając umowy na czas oznaczony – ale i eksmisję lokatora, który zajmuje mieszkanie bezumownie. Nie dość, że nakazać opróżnienie lokalu może tylko sąd, to jeszcze może on orzec – a w przypadku szeregu kategorii osób, np. bezrobotnych, kobiet w ciąży, niepełnosprawnych, musi orzec – uprawnienie do zawarcia umowy najmu socjalnego, i w tym przypadku eksmisja zostaje wstrzymana do czasu złożenia przez gminę oferty zawarcia umowy najmu socjalnego lokalu – co niekoniecznie musi szybko nastąpić. Ponadto, jeśli osobie eksmitowanej nie wskazano lokalu, do którego ma nastąpić przekwaterowanie, to wyroku nakazującego opróżnienie lokalu nie wykonuje się w okresie od 1 listopada do 31 marca. A nawet po tym terminie i nawet, jeśli sąd nie orzeknie uprawnienia do zawarcia umowy najmu socjalnego, zgodnie z art. 1046 kodeksu postępowania cywilnego eksmisji nie można wykonać, jeżeli lokatorowi nie przysługuje tytuł prawny do żadnego innego lokalu lub pomieszczenia, a nie zostanie wskazane pomieszczenie tymczasowe dla niego, lub, jeśli takowe nie przysługuje, gmina nie wskaże mu miejsca w noclegowni, schronisku czy innej placówce noclegowej.
Wyjątkiem jest najem okazjonalny, gdzie najemca (chyba, że jest uchodźcą wojennym z Ukrainy) oświadcza, że w przypadku eksmisji będzie mógł zamieszkiwać w innym lokalu – do którego ma tytuł prawny lub zgodę osoby, która taki tytuł posiada – i dobrowolnie, w formie aktu notarialnego, zgadza się poddać egzekucji. Ale i tutaj jest ryzyko, że najemca nie będzie chciał się wynieść, a zanim sąd nada klauzulę wykonalności aktowi notarialnemu, może minąć nawet kilka miesięcy. A poza tym nie każdy potencjalny najemca ma alternatywne miejsce do mieszkania i może z tej formy najmu skorzystać.
Drugim wyjątkiem jest podobny do najmu okazjonalnego najem instytucjonalny, gdzie oświadczenie najemcy o możliwości ewentualnego zamieszkania w innym lokalu nie jest wymagane, ale ten mogą stosować tylko podmioty prowadzące działalność gospodarczą w zakresie wynajmowania lokali.
Przypuszczalnie też sporo potencjalnych wynajmujących nie wie, że takie możliwości najmu istnieją albo postrzega je za zbyt skomplikowane prawnie, by się w nie angażować.
W ten sposób przepisy mające chronić pewne kategorie lokatorów (a chroniące również lokatorów nieuczciwych) działają na niekorzyść ogółu lokatorów, dla których na rynku jest dużo mniej mieszkań na wynajem, co wiąże się z wyższymi cenami i gorszymi warunkami zamieszkiwania.
Za to wynajmem chętniej zajmują się ludzie, którzy nie przejmują się prawem i są gotowi siłą usunąć lokatora wbrew wszystkim wymienionym wyżej przepisom.
Oczywiście swoje robią także interwencje rządu przyczyniające się do szybszego wzrostu cen nieruchomości, jak na przykład „kredyt 2%”. Bo gdyby właściciel mieszkania nie mógł liczyć na szybki wzrost jego ceny, to wynajmowałby je mimo ryzyka.
Tym się kończy nadmierna „opiekuńczość” państwa.

Zmiana gangu

3 lutego, 2024

Zastępowanie powoływanych przez rząd PiS prezesów i członków rad nadzorczych państwowych spółek prezesami i członkami rad nadzorczych powoływanymi przez obecny rząd nie jest odpolitycznianiem.
Działanie wbrew ustawom w oparciu o samodzielną interpretację przepisów prawa przez ministrów w celu przejęcia państwowych instytucji z rąk nominatów PiS nie jest przywracaniem praworządności.
Nieuznawanie orzeczeń sędziów Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego powołanych za rządów PiS nie jest reformą wymiaru sprawiedliwości.
Zwiększanie wydatków rządu i deficytu budżetowego w stosunku do tego, co robił rząd PiS nie jest polityką liberalną ani naprawą finansów państwa.
Zwyczajnie, jeden polityczny gang zastąpił drugi i umacnia swoją władzę. Władzę nad nami.

„Karta Praw Podstawowych” = rząd Tuska

20 stycznia, 2024

Środki z unijnych funduszy strukturalnych na lata 2021-2027 dla Polski były dotąd wstrzymywane m. in. z powodu niespełniania przez Polskę horyzontalnego warunku podstawowego dotyczącego przestrzegania Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej, co zostało oficjalnie stwierdzone w Umowie Partnerstwa dla Realizacji Polityki Spójności w Polsce z 30 czerwca 2022 r. Z jakiego powodu ten warunek został niespełniony, w wyżej wymienionej umowie nie zostało napisane. Jak informował w lutym 2023 r. portal OKO.press, powodem mogły być „zdiagnozowane problemy z przestrzeganiem zasady niedyskryminacji, czy prawa dostępu do bezstronnego sądu” – choć Komisja Europejska odmówiła dziennikarzom tego portalu udzielenia takiej informacji. „Urzędnik KE, który chce zachować anonimowość” miał jednak wg nich powiedzieć, że „Reformy odblokowujące KPO” (czyli reforma wymiaru sprawiedliwości w Polsce zgodnie z wymogami unijnymi) „mogłyby zostać uznane za wystarczające do odblokowania funduszy spójności”.
Póki co, takich reform w Polsce nie przeprowadzono. Stan prawny pod tym względem jest praktycznie taki, jak w lutym 2023 r. Funkcjonują te same instytucje (w tym sprawy z zakresu zamówień publicznych rozpoznaje w Sądzie Najwyższym Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która zgodnie z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE nie jest organem mającym „status niezawisłego i bezstronnego sądu ustanowionego uprzednio na mocy ustawy, jak wymaga tego prawo Unii”), w sądach orzekają ci sami sędziowie (w tym ci powołani na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa z większością członków wybieranych przez Sejm). W dodatku panuje chaos prawny wynikły z tego, że przedstawiciele władzy wykonawczej (ministrowie) czy ustawodawczej (marszałek Sejmu) roszczą sobie prawo do samodzielnego decydowania, jaki przepis ustawy jest niezgodny z Konstytucją, czy powołanie urzędnika przez ich poprzedników było skuteczne, jakie orzeczenie sądu uznawać i jaki wyrok Trybunału Konstytucyjnego funkcjonuje w obrocie prawnym, a jaki nie.
Mimo to minister Katarzyna Pełczyńska ogłosiła wczoraj, że Komisja Europejska potwierdziła, iż Polska spełnia trzy ostatnie warunki niezbędne do pełnego uruchomienia funduszy strukturalnych. I że dostanie z tego tytułu 76 miliardów euro.
Co więc się zmieniło?
Rząd. Władzę sprawuje zasadniczo inna ekipa.
Najwyraźniej warunkiem dotyczącym przestrzegania Karty Praw Podstawowych przez Polskę jest sprawowanie władzy przez właściwych ludzi. Kaczystan z definicji nie przestrzega KPP, tuskoland z definicji jej przestrzega.
A może nie z definicji, tylko dlatego, że nowy rząd zgodził się w kuluarach na coś, zupełnie nie związanego z Kartą Praw Podstawowych, na co nie chciał zgodzić się stary.
Jeśli tak, to pozostaje pytanie – na co?

„Proces przywracania praworządności”

12 stycznia, 2024

To, o czym pisałem niedawno – że państwo, w którym „wola polityczna” ma prymat nad prawem zrzuca resztki maski „demokratycznego państwa prawnego” – postępuje.
Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar stwierdził, że Prokurator Krajowy Dariusz Barski został w 2022 r. przywrócony ze stanu spoczynku do czynnej służby „przez zastosowanie przepisów ustawy, które już nie obowiązywały (czyli ustawy z dnia 28 stycznia 2016 roku Przepisy wprowadzające – Prawo o prokuraturze)”. Mimo iż ustawa ta nie została nigdy uchylona, w Internetowym Systemie Aktów Prawnych ma status „obowiązujący”, a w jej treści nie ma nic na temat tego, że przepis, na podstawie którego prokurator Barski wrócił do służby (art. 47 par. 1 i 2) miałby obowiązywać, jak to stwierdzono w komunikacie ministerstwa, jedynie od 4 marca do 4 maja 2016 r.
W związku z tym uznał, że prokurator Barski pozostaje w stanie spoczynku, co powoduje niemożność sprawowania przez niego funkcji Prokuratora Krajowego.
Nie jest to ani decyzja o odwołaniu prokuratora Barskiego z funkcji (do czego minister Bodnar nie ma prawa; może zrobić to na jego wniosek premier, za zgodą prezydenta), ani też decyzja o przeniesieniu go w stan spoczynku (do czego minister Bodnar również nie ma prawa, bo może to zrobić jedynie w szczególnych przypadkach, takich jak ukończenie przez prokuratora 65 lat czy trwała niezdolność do pełnienia obowiązków).
Jest to po prostu ogłoszenie, że Minister Sprawiedliwości – Prokurator Generalny nie uznaje Dariusza Barskiego za Prokuratora Krajowego z uwagi na jego ponoć niezgodne z prawem przywrócenie do czynnej służby dwa lata temu. Wystąpienie w roli organu oceniającego jego status i prawomocność jego powołania, do czego nie upoważnia Prokuratora Generalnego ani Ministra Sprawiedliwości żaden przepis prawa.
Z komunikatu ministerstwa wynika też, że „w najbliższym czasie należy się spodziewać powołania osoby pełniącej obowiązki Prokuratora Krajowego” [edit: już to nastąpiło: tą osobą został Jacek Bilewicz]. Prawo o prokuraturze nie przewiduje takiej możliwości – przewiduje jedynie możliwość powierzenia wykonywania kompetencji i zadań Prokuratora Krajowego jego zastępcy, którego Prokurator Generalny może powołać jedynie na wniosek Prokuratora Krajowego i który jest już powołany.
Zgodnie z art. 7 Konstytucji RP, „organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa”. No, ale minister Bodnar uznał, że może zadziałać bez podstawy prawnej.
Bo najważniejsze jest podporządkowanie rządowi wszelkich państwowych instytucji. Nie może być tak, że Prokurator Krajowy, tak samo jak TVP, jest od rządu niezależny i należy do obozu opozycji. I skoro ta opozycja, będąc jeszcze przy władzy, tak zmieniła prawo, że uniemożliwiła szybkie przejęcie tego stanowiska zgodnie z regułami tego prawa, to należy zrobić to nie zważając na te reguły.
Oczywiście nazywając to „procesem przywracania praworządności”.

Prawo łaski po amerykańsku i polsku

11 stycznia, 2024

Tak a propos dyskusji na temat zakresu prezydenckiego prawa łaski:
W USA, gdzie tamtejsza konstytucja formułuje owo prawo (ograniczone tam w przypadku prezydenta do przestępstw przeciwko Stanom Zjednoczonym, z wyjątkiem spraw rozpatrywanych w trybie impeachmentu) w sposób dość podobny do polskiej, to znaczy ogólny („The President (…) shall have Power to grant Reprieves and Pardons for Offences…” – „będzie miał władzę udzielania odroczeń wykonania kar oraz ułaskawień za przestępstwa…”), praktyka jest taka, że prezydent może zastosować (i bywa, że stosuje) prawo łaski przed formalnym oskarżeniem danej osoby przez organy ścigania, na etapie postępowania sądowego czy po wydaniu przez sąd nieprawomocnego wyroku skazującego. Może też je zastosować już po odbyciu przez skazanego kary, a nawet po jego śmierci. Jedynym ograniczeniem jest brak możliwości ułaskawienia kogoś „na wszelki wypadek”, przed popełnieniem przestępstwa.
Jakoś nie przyjęła się teoria, że prawo łaski może być realizowane wyłącznie wobec osób, których winę stwierdzono prawomocnym wyrokiem sądu, bo inaczej byłaby to naruszająca podział władz ingerencja w wymiar sprawiedliwości. Mimo, że amerykańska konstytucja tak jak polska powierza „władzę sądową” sądom, a prawo do procesu przed bezstronnym sądem (przysięgłych) w sprawach karnych jest gwarantowane VI Poprawką.
Pod wymienionymi wyżej względami obie konstytucje niewiele się różnią. Mimo to większość prawników w Polsce (choć nie wszyscy) przyjmuje pogląd, że prawo łaski stosować można wyłącznie wobec prawomocnie skazanych. Czy dlatego, że byli kształceni w innej tradycji prawnej i na innych wzorcach?

Wszyscy mają płacić na propagandę

23 grudnia, 2023

Zanosi się na to, że choć nie mam telewizora ani radia, ani nie oglądam programów publicznych nadawców, i tak będę musiał płacić „opłatę audiowizualną” na Telewizję Polską i Polskie Radio. Dotąd przynajmniej nie musiałem płacić abonamentu – choć państwo i tak częściowo finansowało te media pośrednio z płaconych przeze mnie podatków.
I choć ta opłata ma być mała – około stu złotych rocznie (na szczęście nie jestem przedsiębiorcą – jest pomysł, by przedsiębiorcy płacili opłatę dwudziestokrotnie wyższą!), to odczuwam to jako niesprawiedliwe i poniżające. Dlaczego mam płacić cokolwiek za coś, z czego nie korzystam? Ba, za coś, co uważam w dużej mierze za szkodliwe?
„Opłata audiowizualna” nie jest nowym pomysłem. Już w 2014 r. ówczesny minister kultury Bogdan Zdrojewski proponował taką opłatę, uzasadniając to tym, że ma być ona pobierana za samą „możliwość odbioru programów”. Wówczas wraz z grupą blogerów wysłałem do niego list, wzywając do do zapłaty za możliwość czytania naszych blogów umieszczonych w Internecie. Potem ekipa rządząca się zmieniła i od pomysłu odstąpiono. Pozbywając się telewizora, mogłem przynajmniej częściowo zrezygnować z finansowania rządowej propagandy.
Teraz znowu wrócili ci, którzy rządzili w 2014 r., i znowu chcą, bym ponosił dodatkowe opłaty na przekaz władzy.

Wola polityczna ważniejsza od prawa

21 grudnia, 2023

Decyzja nowego rządu o przejęciu kontroli nad „publicznymi” telewizją i radiem wbrew jednoznacznym przepisom dwóch obowiązujących ustaw (o radiofonii i telewizji i o Radzie Mediów Narodowych), a tym samym z pogwałceniem konstytucji (stanowiącej, że „organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa”) oznacza, że faktycznie nie ma już żadnych, nawet słabych, zabezpieczeń dającym tym mediom niezależność od aktualnej ekipy rządzącej.
Bo nieważne, co będzie zapisane w konstytucji, ustawach i innych przepisach prawa – jeśli za 4 czy 8 lat będzie znowu rząd PiS, albo uformuje go inna siła mająca większość w Sejmie – zrobią, jeśli zechcą i będą mogli, to samo, powołując się na to, że zrobił tak Tusk i jego ekipa.
Ostatecznie decydujące będzie to, kto ma za sobą siłę. Policji, wojska, ulicy.
Jedyne, co może temu na pewno zapobiec, to likwidacja „mediów publicznych” poprzez np. ich sprywatyzowanie – bo jednak położenie ręki na własności prywatnej jest trudniejsze, choćby z uwagi na uwarunkowania międzynarodowe. Ale wątpliwe, by ten czy następny rząd na to poszły – determinacja, z jaką obecna (a i poprzednia) władza przejmowała publiczną telewizję i radio pokazuje, jak ważne jest dla polityków posiadanie swojego narzędzia masowej propagandy.
Poza tym nie chodzi tylko o środki masowego przekazu. Prawo i konstytucja nie stanowi już żadnego zabezpieczenia przed samowolą władzy. Wprawdzie i wcześniej sprawujący władzę obchodzili niewygodne przepisy lub je zmieniali, ale jednak robili to tak, by przynajmniej formalnie stosować się do obowiązującego prawa i działać w jego granicach. Teraz okazało się, że mając władzę, można zwyczajnie zignorować obowiązujące ustawy i to pod hasłem „przywracania ładu prawnego”.
I kolejne rządy będą robić to samo. Chyba, że zostaną zmuszone – np. siłą protestów społecznych – by tego nie robić.
Maska „demokratycznego państwa prawnego” spada. Państwo, które zaczęło kształtować się za rządów PiS – w którym „wola polityczna” ma prymat nad prawem – zrzuca jej resztki.

Tusk, czyli Kaczyński 2.0

19 grudnia, 2023

Wygląda na to, że jeśli chodzi o praworządność, to nowy rząd zaczyna faulować tak jak stary, działając na pograniczu prawa, a może i je przekraczając:
– odwołanie Jacka Kurskiego ze stanowiska przedstawiciela Polski w Radzie Dyrektorów Banku Światowego wbrew przepisowi ustawy o NBP;
– projekt rozporządzenia ministra sprawiedliwości wykluczający tzw. neosędziów z rozpoznawania wniosków o wyłączenie sędziego z uwagi na okoliczność jego powołania – wbrew przepisom ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych (a zdaniem I Prezes Sądu Najwyższego – także wbrew przepisowi konstytucji);
– niepodpisana adnotacja w Dzienniku Ustaw do wyroku Trybunału Konstytucyjnego zapadłego z udziałem tzw. dublerów, dokonana bez jakiejkolwiek podstawy prawnej;
– odwołanie szefa CBA pod pretekstem, że nie spełnia ustawowego warunku „nieskazitelnej postawy moralnej, obywatelskiej i patriotycznej” (bez tego pretekstu byłoby to niezgodne z ustawą o CBA, a czy ten pretekst jest słuszny, to prawdopodobnie będzie rozstrzygać sąd).
W kolejce czekają pomysły przejęcia TVP przez odwołanie pod kolejnym pretekstem przewodniczącego Rady Mediów Narodowych lub „likwidację” tej spółki, zawieszenia prezesa NBP przez postawienie go przed Trybunałem Stanu, unieważnienia uchwałą Sejmu wyboru „sędziów-dublerów” Trybunału Konstytucyjnego…
A jeśli chodzi o finanse państwa i zaciąganie przez nie długów, który w przyszłości będą spłacać podatnicy, to nowy rząd planuje w przyszłym roku zadłużenie o 20 miliardów złotych większe od tego, jakie planował stary rząd.
Widać, o co chodzi: o kontrolę nad kluczowymi stanowiskami i instytucjami oraz przekupienie grup interesu.
Czyli, ostatecznie, o władzę.
Jak zawsze.