8 czerwca, 2023
„Przeciwstawimy się ze wszystkich sił próbom socjalizacji, etatyzacji, kolektywizacji! Mamy dość państwowego socjalizmu! (…)
Państwo jest podobne do gigantycznego Briareusa, który ma sto ramion. Uważam, że 95 trzeba amputować; to znaczy, państwo musi zostać zredukowane do jego czysto prawnego i politycznego wyrazu.
Niech państwo da nam policję, która ratuje dżentelmenów przed łajdakami, dobrze zorganizowany wymiar sprawiedliwości, armię gotową na każdą ewentualność, politykę zagraniczną dostosowaną do potrzeb narodowych. Wszystko inne, nie wykluczam nawet szkoły średniej, musi być przedmiotem prywatnej działalności jednostki. Jeśli chce się ocalić państwo, trzeba znieść państwo kolektywistyczne”.
Skąd ten cytat?
Ano z pierwszego wystąpienia Benito Mussoliniego we włoskim parlamencie, 21 czerwca 1921 roku. Ponad rok przed marszem faszystów na Rzym.
Jak widać, początkowo faszyści deklarowali się ustami swojego lidera jako zwolennicy państwa będącego niemal „nocnym stróżem” – silnego, ale ograniczonego do wymiaru sprawiedliwości, policji, armii i polityki zagranicznej. I nawet po dojściu do władzy realizowali początkowo pozornie liberalne gospodarczo reformy, obniżając niektóre podatki, zmniejszając wydatki państwa, znosząc państwowe monopole (np. ubezpieczeń na życie czy zapałczany) i prywatyzując niektóre państwowe przedsiębiorstwa (np. telekomunikacyjne). Chciano sprywatyzować nawet koleje (było to w programie partii faszystowskiej), ale odstąpiono od tego w ostatniej chwili w wyniku sprzeciwu związków zawodowych.
Ale skończyło się jak wiadomo dyktaturą, prześladowaniem i zabijaniem przeciwników politycznych, cenzurą, kontrolą państwa nad gospodarką i życiem społecznym oraz agresywną polityką zagraniczną i sojuszem z Hitlerem.
Dlatego to, że jakiś polityk czy partia głosi hasła ograniczenia państwa nie oznacza jeszcze, że jeśli dojdzie do władzy, będzie realizował ten program. Ani, że jest liberałem czy zwolennikiem wolności jednostki.
Należy zwrócić uwagę na to, co tym hasłom towarzyszy.
Jeżeli towarzyszy im nacjonalizm, sympatia dla rządów „silnej ręki” i dyktatury, dążenie do narzucenia siłą tradycyjnych wartości obyczajowych, wrogość do różnych mniejszościowych grup – takich jak np. homoseksualiści czy Żydzi – to zachodzi racjonalna obawa, że mamy do czynienia raczej z kolejnym Mussolinim, niż z kolejnym Jamesem Madisonem.
I tak właśnie postrzegam obecnie w Polsce partię Konfederacja Wolność i Niepodległość, zyskującą obecnie w sondażach.
Zaszufladkowany do Polityka | Brak komentarzy »
7 czerwca, 2023
Paweł Chojecki, pastor Kościoła Nowego Przymierza i właściciel internetowej telewizji i portalu „Idź Pod Prąd” (wcześniej było też czasopismo „Idź Pod Prąd”, które m.in. piętnaście lat temu opublikowało mój artykuł o dwóch liberalizmach), został ostatecznie prawomocnie skazany na karę 8 miesięcy ograniczenia wolności (160 godzin nieodpłatnej pracy na cele społeczne) za znieważenie katolików, obrażanie uczuć religijnych, znieważenie narodu polskiego oraz znieważenie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej – Sąd Apelacyjny w Lublinie podtrzymał wcześniejszy wyrok sądu pierwszej instancji sprzed dwóch lat. Musi też zapłacić koszty postępowania w wysokości ponad 20 tysięcy złotych.
Treść wyroku sądu pierwszej instancji można przeczytać tutaj.
Widać, że pastor ma tzw. niewyparzoną gębę. Faktycznie znieważał. Ale jak czytam, że został skazany między innymi za to, że powiedział „cuda eucharystyczne to są bzdury”, nazwał postać, która ukazała się w Fatimie zjawą, wyśmiewał katolicki dogmat o przeistoczeniu, czy użył słów „katolicka zidiociała Polska”, to widzę, że granica między obrażaniem kogoś a dosadnym wypowiedzeniem opinii na jakiś temat jest bardzo płynna.
I wolałbym żyć w kraju, gdzie każdy może mnie obrazić – ale i ja jego w rewanżu też – niż w kraju, w którym mogę zostać ukarany za to, że niebyt delikatnie – w czyimś subiektywnym odczuciu – wyraziłem swoją opinię o kimś czy o czymś. Czy w którym może zostać ukarany za to właściciel antyrządowej telewizji.
Dlatego nie powinno być przepisów uznających za przestępstwo obrażania uczuć religijnych, znieważania narodu, Prezydenta RP, rozmaitych grup, funkcjonariuszy publicznych, czy w ogóle kogokolwiek. Co oczywiście nie znaczy, że pewne wypowiedzi nie zasługują na potępienie.
Zaszufladkowany do Polityka | Brak komentarzy »
4 czerwca, 2023
„Chcesz Polski wolnej, demokratycznej i europejskiej? Pójdźmy razem w Wielkim Marszu 4 czerwca w samo południe. (…) Zróbmy to jeszcze raz. Tym razem, kilkadziesiąt lat później” – wezwała Platforma Obywatelska.
Według mnie akurat 4 czerwca nie jest najszczęśliwszą datą, by zademonstrować, że „chce się Polski demokratycznej”. Wybory w 1989 r., których pierwsza tura odbyła się właśnie 4 czerwca (a do których odnosi się hasło „w samo południe”, kojarzone z ówczesnym znanym plakatem wyborczym opozycji), nie były w pełni demokratyczne. 65% mandatów w Sejmie zostało przeznaczonych dla członków ówcześnie rządzących partii – PZPR, ZSL i SD. To tak, jakby w tym roku miały odbyć się wybory, gdzie PiS, Suwerenna Polska i Partia Republikańska miałyby zagwarantowane 299 mandatów. Dodatkowo, po odrzuceniu w pierwszej turze większości kandydatów obozu władzy z tzw. listy krajowej naprędce zmieniono ordynację wyborczą przed drugą turą, tak, aby te miejsca w Sejmie jednak przypadły PZPR i jej koalicjantom.
A po wyborach, podczas wyboru Prezydenta PRL w Zgromadzeniu Narodowym, kilkunastu parlamentarzystów opozycji poparło kandydaturę Wojciecha Jaruzelskiego, oddało głosy nieważne lub nie wzięło udziału w głosowaniu – tak, by zgodnie z ustaleniami przy „okrągłym stole” lider komunistycznej partii został głową państwa. A tych, którzy potem domagali się ich odwołania zgodnie z ówczesną konstytucją (m. in. mnie) opozycyjne media zakrzyczały jako tych, którzy są „zarażeni PRL-em”.
To tak, jakby po tegorocznych wyborach kilkunastu posłów wybranych z list np. Koalicji Obywatelskiej zagłosowało tak, by jednak Mateusz Morawiecki albo inny kandydat PiS został premierem, bo ustalono to wcześniej między przywódcami partii.
Pierwsze w pełni demokratyczne wybory do Sejmu po epoce komunistycznej odbyły się w rzeczywistości dopiero 27 października 1991 r. Były bardziej demokratyczne niż obecnie – nie było ogólnokrajowych progów wyborczych, do zarejestrowania listy ogólnopolskiej wystarczała rejestracja list w pięciu okręgach, a nie w 21, a przydzielanie mandatów odbywało się zgodnie z metodą Hare-Niemeyera, korzystniejszą dla mniejszych partii. Można było też tworzyć bloki wyborcze, polegające na sumowaniu głosów oddanych na różne listy. Mandaty uzyskało 29 ugrupowań reprezentujących ponad 90% głosujących. Pierwszym premierem powołanym w III RP przez w pełni demokratycznie wybrany Sejm został Jan Olszewski.
Moim zdaniem należy odwoływać się raczej do tradycji tych drugich wyborów i żądać przywrócenia bardziej demokratycznych reguł wyborczych – tak, by małe, w tym regionalne, ugrupowania miały szanse na wprowadzenie choćby jednego czy kilku posłów bez konieczności rejestrowania list ogólnopolskich, i by skończył się sztuczny monopol kilku największych ugrupowań (a faktycznie ich liderów) podtrzymywany progami wyborczymi i subwencjami dla partii.
Zaszufladkowany do Polityka | Brak komentarzy »
30 maja, 2023
Przeciwko podpisanej wczoraj przez Andrzeja Dudę ustawie o komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022 wysuwa się zarzut, iż narusza ona Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej, ponieważ zgodnie z tą ostatnią wymiar sprawiedliwości w Rzeczypospolitej Polskiej sprawują sądy (Sąd Najwyższy, sądy powszechne, sądy administracyjne oraz sądy wojskowe – sąd wyjątkowy może być ustanowiony tylko na czas wojny), zaś komisja orzeka środki będące w istocie środkami karnymi – takie, jak zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat, który wg Rzecznika Praw Obywatelskich „odpowiada środkowi karnemu w postaci zakazu zajmowania określonego stanowiska przewidzianemu przez art. 39 pkt 2 Kodeksu karnego, ewentualnie środkowi karnemu przewidującemu zakaz zajmowania stanowiska w organach i instytucjach państwowych i samorządu terytorialnego (art. 39 pkt 2aa k.k.)”.
Moim zdaniem jest to zarzut całkowicie słuszny – chciałbym jednak zauważyć, że zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi już od 2004 r. może być orzekany (obok innych kar, takich jak np. kary pieniężne) przez komisje orzekające w sprawach o naruszenie dyscypliny finansów publicznych, które z pewnością sądami nie są, a ich członkowie są powoływani i odwoływani w większości przypadków przez premiera.
Istnieje też wiele przypadków, w których rozmaite organy administracji publicznej mogą nakładać kary administracyjne, najczęściej o charakterze kar pieniężnych. Takie kary mogą nakładać m. in. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych, Prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej, Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Komisja Nadzoru Finansowego, urzędnicy Krajowej Administracji Skarbowej, Państwowej Inspekcji Pracy, sanepidu, inspekcji handlowej czy inspektoratów ochrony środowiska.
I jakoś nie słyszałem, by było to szeroko kwestionowane jako niekonstytucyjne. Ogólny konsensus wszystkich sił politycznych jest taki, że urzędnicy mogą nakładać kary – również takie, jakie ma nakładać komisja do spraw badania wpływów rosyjskich – i nie stanowi to naruszenia konstytucyjnego monopolu sądów w zakresie wymiaru sprawiedliwości.
Dlaczego więc podniesiono to w przypadku ustawy o komisji do spraw badania wpływów rosyjskich?
Przypuszczam, że dlatego, że kary wymierzane przez tą komisję mają uderzać w polityków, a nie w zwykłych ludzi.
W przypadku zwykłych ludzi, jak się okazuje, Konstytucja może być w tym zakresie łamana i nie wzbudza to specjalnych protestów.
Może jednak, skoro już zwrócono uwagę na niekonstytucyjność wymierzania kar przez organ administracyjny za działanie pod wpływem rosyjskim, zwrócono by też tę uwagę na fakt, że wymierzanie kar przez organy administracyjne w innych przypadkach jest tak samo wątpliwe konstytucyjnie?
Zaszufladkowany do Polityka | Brak komentarzy »
29 maja, 2023
Jakkolwiek nie podoba mi się pomysł, by komisja „do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022” mogła nakładać w drodze decyzji administracyjnych „środki zaradcze” w postaci zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat, cofnięcia poświadczenia bezpieczeństwa lub nałożenia zakazu otrzymania poświadczenia bezpieczeństwa na okres do 10 lat oraz cofnięcia pozwolenia na broń lub nałożenia zakazu posiadania pozwolenia na broń na okres do 10 lat – bo Konstytucja wyraźnie stwierdza, iż wymiar sprawiedliwości w Rzeczypospolitej Polskiej sprawują sądy, a członkowie komisji nie będą niezawiśli (będąc powoływanymi i mogąc być w każdej chwili odwołanymi przez większość sejmową) – to jednak chcę powiedzieć, że nie jest prawdą, że nałożenie takich środków uniemożliwi komuś kandydowanie w wyborach do Sejmu, Senatu, na Prezydenta RP albo na wójta, burmistrza lub prezydenta miasta.
Zgodnie bowiem z Konstytucją RP, wybrany do Sejmu i Senatu może być obywatel polski mający prawo wybierania, który najpóźniej w dniu wyborów kończy odpowiednio 21 i 30 lat, z wyjątkiem osób skazanych prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego (art. 99). Zaś prawo wybierania nie przysługuje osobom, które prawomocnym orzeczeniem sądowym są ubezwłasnowolnione lub pozbawione praw publicznych albo wyborczych (art. 62). Ponieważ decyzja administracyjna komisji nie jest prawomocnym orzeczeniem sądowym, nie może pozbawić prawa wybierania – a co za tym idzie osoba, na którą komisja nałoży „środek zaradczy” nadal będzie miała to prawo – a w konsekwencji i prawo bycia wybieraną do Sejmu lub Senatu pod warunkiem osiągnięcia odpowiedniego wieku. A także na Prezydenta RP, bo zgodnie z Konstytucją na Prezydenta Rzeczypospolitej może być wybrany obywatel polski, który najpóźniej w dniu wyborów kończy 35 lat i korzysta z pełni praw wyborczych do Sejmu (art. 127).
Dodatkowo ustawa o odpowiedzialności za naruszenie dyscypliny finansów publicznych precyzuje w art. 32, że ukaranie karą zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi nie ogranicza prawa wybieralności na wójta, burmistrza i prezydenta miasta – a więc i nałożenie takiego zakazu przez komisję do spraw badania wpływów rosyjskich tego nie spowoduje.
Nie jest też do końca prawdą, że od nałożonych przez komisję „środków zaradczych” nie będzie się można odwołać – owszem, ma nie przysługiwać odwołanie do drugiej instancji administracyjnej ani ponowne rozpatrzenie sprawy, ale ponieważ „środki zaradcze” będą nakładane w drodze decyzji administracyjnej, będzie przysługiwać skarga do sądu administracyjnego zgodnie z art. 3 § 2 pkt 1 ustawy Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi. Droga zaskarżenia decyzji komisji będzie więc istniała, choć oczywiście decyzja będzie prawomocna i np. zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi będzie obowiązywał do momentu prawomocnego orzeczenia sądu o jego uchyleniu.
[Dziękuję patronom i zachęcam do wsparcia.]
Zaszufladkowany do Polityka | Brak komentarzy »
28 maja, 2023
Jarosław Kaczyński powiedział na konferencji prasowej zorganizowanej przy płocie postawionym przy granicy z Białorusią, że płot ten pozwolił na „zatrzymanie ofensywy Łukaszenki, Putina przeciwko Polsce z użyciem ludzi, którzy nie byli uchodźcami, byli emigrantami ekonomicznymi” i którzy „szukali lepszego losu, ale jednocześnie dali się wykorzystać zbrodniarzom”, i że „w tej chwili tereny przygraniczne i cała Polska jest bezpieczna”.
Prawda jest jednak taka, że po pierwsze płot w żaden sposób nie powstrzymał migrantów. O ile – jak jakiś czas temu podawałem – w maju 2022 r. (miesiąc przed zakończeniem budowy ogrodzenia) Straż Graniczna wykryła 913 przypadków nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej (podobna liczba była w lipcu 2022 r., już po wybudowaniu płotu), o tyle w maju 2023 r. wykryła ich już (zgodnie z niemal codziennie publikowanymi informacjami ze strony SG) co najmniej 2007 – przy czym dane z 5-7 maja wydają się być niepełne, a miesiąc się jeszcze nie skończył. Wygląda na to, że liczba prób przekraczania granicy znacznie wzrosła. Sam Jarosław Kaczyński przyznał, że w ostatnich miesiącach było około dziesięciu tysięcy prób jej przekroczenia.
Po drugie, skoro od rozpoczęcia rosyjskiej agresji na Ukrainę do Polski wjechało prawie 12 milionów Ukraińców i nie spowodowało to zagrożenia bezpieczeństwa, to znaczy że i ci próbujący się przedostawać nielegalnie przez granicę polsko-białoruską – będący wszak zwykłymi ludźmi szukającymi lepszego losu, jak przyznał to sam prezes PiS – nie stanowili i nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa Polski. Można było ich spokojnie wpuszczać legalnie. Niechby nawet miesięcznie przybywało ich po pięćdziesiąt tysięcy – 25 razy więcej niż wykryto ich na granicy w bieżącym miesiącu – to i tak byłoby ich prawie dwadzieścia razy mniej w porównaniu z Ukraińcami. Większość zapewne wyjechałaby do innych krajów Europy, a część tak jak Ukraińcy zostałaby w Polsce i podjęła tu pracę – gdyby oczywiście im na to pozwolono.
A po trzecie, ze słów Jarosława Kaczyńskiego wynika, że drastyczne środki podjęte przeciwko migrantom, które niewykluczone, że przyczyniły się do śmierci 45 z nich, zostały skierowane przeciwko ludziom, których „winą” było to, że „szukali lepszego losu, ale jednocześnie dali się wykorzystać zbrodniarzom”.
[Dziękuję patronom i zachęcam do wsparcia.]
Zaszufladkowany do Polityka | Brak komentarzy »
25 maja, 2023
Kilka lat temu napisałem artykuł polemizujący z tezą Hansa Hermanna Hoppego, jakoby monarchia (rozumiana dosłownie jako ustrój jak najbardziej zbliżony do rządów jednego człowieka – czyli dyktatura, a nie monarchia parlamentarna typu np. brytyjskiego) była mniej szkodliwa – w sensie naruszania praw własności – w porównaniu z demokracją.
Dzisiaj zauważyłem (dziękuję Rewolucja Rożawy za zwrócenie uwagi na materiał), że do szeregu argumentów tam przytoczonych można dodać jeszcze jeden: dyktatura czy też realna monarchia nieograniczona elementami demokracji wydaje się sprzyjać niewolnictwu – obojętnie, czy jest ono stosowane przez państwo, czy przez osoby prywatne.
Otóż wśród dziesięciu państw z największą liczbą faktycznych niewolników – osób pozbawionych wolności osobistej – na tysiąc mieszkańców są trzy tradycyjne monarchie (Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Kuwejt), dwie totalitarne dyktatury o korzeniach komunistycznych (Korea Północna i Erytrea), jedna dyktatura islamska (Afganistan), dwie faktyczne dyktatury zachowujące fasadę demokracji (Rosja i Tadżykistan) oraz dwa państwa, gdzie wprawdzie istnieją jeszcze jakieś mechanizmy demokratyczne w postaci wyborów, do których dopuszcza się polityków opozycji, ale których przywódcy sprawują władzę „silnej ręki”, a ich środowiska polityczne utrzymują się przy władzy od co najmniej kilkunastu lat (Turcja i Mauretania). Żadne z tych państw nie jest uważane za demokrację w znanym rankingu Freedom House.
Za to dziewięć państw, które najmocniej działają przeciwko współczesnemu niewolnictwu, to kolejno Wielka Brytania, Australia, Niderlandy, Portugalia, Stany Zjednoczone, Irlandia, Norwegia, Hiszpania i Szwecja – wszystkie demokratyczne, choć na czele większości z nich formalnie stoją monarchowie.
[Dziękuję patronom i zachęcam do wsparcia.]
Zaszufladkowany do Libertarianizm, Polityka | Brak komentarzy »
21 maja, 2023
Po ponad roku od zgłoszenia projektu ustawy i skierowania go do komisji, Sejm ma się ponownie zająć propozycją zmiany Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej umożliwiającej przejmowanie bez odszkodowania przez Skarb Państwa majątków, co do których „można domniemywać”, że są lub mogą być wykorzystywane „w jakiejkolwiek części” do finansowania lub „wspierania w inny sposób” zbrojnej napaści powodującej zagrożenie Rzeczypospolitej Polskiej lub jej porządku publicznego. 27 kwietnia br. projekt został poparty przez nadzwyczajną komisję powołaną w celu jego rozpatrzenia i trafi teraz do II czytania.
Gdy rok temu posłowie rządzącej partii wnosili ten projekt do Sejmu, rzecznik rządu Piotr Müller twierdził, że jest on niezbędny, by móc konfiskować majątki rosyjskich oligarchów związanych z Putinem i przeznaczać je na wsparcie ofiar rosyjskiej agresji. Jednak gdyby proponowana zmiana Konstytucji weszła w życie, to państwo mogłoby skonfiskować majątek nie tylko oligarchów, ale właściwie każdego – i to bez udowodnienia mu tego, że wspiera on rosyjską agresję choćby propagandowo. Wystarczyłoby domniemanie – czyli by upoważniony ustawowo urzędnik uznał, że majątek ten może być tak wykorzystany i to choćby w najmniejszej części.
W ten sposób można by skonfiskować mienie niewygodnego polityka, przedsiębiorcy, dziennikarza, działacza społecznego i kogokolwiek, kto podpadłby władzy.
Już rok temu wskazywano (i robili to również prawnicy), że tak naprawdę w polskim prawie istnieją już instrumenty pozwalające na konfiskatę mienia rosyjskich oligarchów wspierających Putina. Wskazywałem i ja – argumentując, że można oskarżyć takich oligarchów o udział w związku przestępczym mającym na celu wszczęcie i prowadzenie wojny napastniczej przeciwko Ukrainie lub przygotowania do takiej wojny, następnie zabezpieczyć ich mienie na poczet wykonania środka kompensacyjnego w postaci obowiązku naprawienia wyrządzonej przestępstwem szkody, a w końcu skazać i orzec ów środek kompensacyjny. Oczywiście wymagałoby to uznania ich winy przez sąd.
Nie przypominam sobie jednak, by przez ten rok próbowano oskarżyć o coś takiego jakiegokolwiek oligarchę czy w ogóle kogokolwiek. Za to „odmrożono” projekt, który przez wiele miesięcy leżał w komisjach. Dziwnym trafem w momencie, gdy zbliżają się wybory.
Oczywiście szansa na jego uchwalenie jest znikoma, ponieważ do zmiany Konstytucji wymagana jest większość 2/3 głosów w Sejmie (plus większość w Senacie), a niemal cała opozycja głosowała za odrzuceniem projektu już w pierwszym czytaniu.
Ale rządząca partia będzie mogła oskarżyć teraz swoich przeciwników, że bronią rosyjskich oligarchów i agentów wpływu. Oraz, że blokują zwiększenie wydatków na obronność (projekt zawiera też przepis wyłączający takie wydatki z konstytucyjnego limitu zadłużenia publicznego). Czyli że są antypolscy. I o to chodzi.
[Dziękuję patronom i zachęcam do wsparcia.]
Zaszufladkowany do Polityka | Brak komentarzy »
19 maja, 2023
Jeden z liderów Konfederacji Sławomir Mentzen w rozmowie w Polsacie stwierdził, że jego partia nie zgodzi się na zwiększenie „500+” i wprowadzenie „800+”. Nazwał też program „500+” wielką porażką demograficzną.
Ta wypowiedź oznacza, że Konfederacja pozycjonuje się jako siła sprzeciwiająca się temu programowi i próbuje sięgać po głosy ludzi takich jak ja, którzy nie zgadzają się na przeznaczanie ogromnych pieniędzy pochodzących od całego społeczeństwa na wspieranie mniejszościowej grupy, jaką są osoby posiadające (w ogromnej większości z własnego wyboru) niepełnoletnie dzieci.
Jednak fakty są takie, że Konfederacja w żadnym ze swoich programów – ani w tym z 2019 r., ani w tym z 2021 r., ani w obecnym, pochodzącym z 2022 r. nie postulowała likwidacji „500+”. Co więcej, Ruch Narodowy – jedna z partii tworzących Konfederację, której członkami jest większość (5 na 9) jej posłów, już w 2016 r. proponowała rozszerzenie „500+” na każde dziecko – trzy lata przed faktycznym wprowadzeniem tego w życie. Program Ruchu Narodowego z tym postulatem nadal jest publikowany na internetowej stronie tej partii.
Dwie pozostałe partie wchodzące w skład Konfederacji – Nowa Nadzieja i Konfederacja Korony Polskiej – również nie mają zapisanego zniesienia „500+” w swoich programach, aczkolwiek z deklaracji ideowej Nowej Nadziei można wnioskować to pośrednio („odrzucamy jakąkolwiek przymusową redystrybucję dóbr”), natomiast KKP postuluje docelowo państwowe wsparcie rodzin z dziećmi poprzez bony – wychowawczy, przedszkolny, oświatowy i edukacyjny.
W 2016 r., gdy wprowadzano „500+”, przeciwko głosował tylko jeden z dwóch posłów będących obecnie w kole poselskim Konfederacji – Stanisław Tyszka. Drugi – Robert Winnicki – poparł projekt tej ustawy. W 2019 r., gdy rozszerzano ten program na każde dziecko, w Sejmie istniało już koło Konfederacji i dwóch jego posłów (Marek Jakubiak i Piotr Liroy-Marzec) głosowało „za”. Przeciwko głosował tylko jeden – Jakub Kulesza. Winnicki i Tyszka nie brali wówczas udziału w głosowaniu.
Zakładać, że Konfederacja jest siłą przeciwną programowi „500+” jest błędem. Uważają tak zapewne niektórzy politycy Konfederacji, jednak partia ta jako całość ma tu wyraźnie zróżnicowane stanowisko. I o ile może będzie sprzeciwiać się jego zwiększaniu do „800+”, o tyle raczej nie spodziewam się z jej strony jednolitej polityki przeciwko kontynuacji tego programu w obecnej formie. A jeśli nawet postulat zakończenia „500+” pojawi się jako oficjalny postulat Konfederacji, to w obliczu dotychczasowego stosunku jej polityków do tego programu będzie można traktować to jako koniunkturalizm obliczony na przyciągnięcie wyborców mających go dosyć.
Partie, które mają zapisaną likwidację „500+” w swych deklaracjach lub programach to Polska Liberalna, Dobry Ruch, Odpowiedzialność i Libertarianie. A partia Wolnościowcy nie ma wprawdzie tego zapisanego wprost (na swojej stronie deklaruje jedynie ogólnie, że „wydatki publiczne – zwłaszcza transfery socjalne – powinny zostać ograniczona do minimum”), ale jednym z jej liderów jest Jakub Kulesza, który konsekwentnie głosował w Sejmie zarówno przeciwko wprowadzeniu „500+”, jak i przeciwko jego rozszerzeniu na każde dziecko. Jeżeli te partie zarejestrują ogólnopolskie listy w najbliższych wyborach (oczywiście, ja jestem za stworzeniem przez nie wspólnej listy), to przeciwnicy „500+” zamierzający głosować na Konfederację powinni poważnie się zastanowić.
[Dziękuję patronom i zachęcam do wsparcia.]
Zaszufladkowany do Polityka | Brak komentarzy »
18 maja, 2023
Posłowie PiS złożyli projekt ustawy zezwalającej na przeznaczanie nieruchomości nie tylko publicznych, ale i prywatnych na „inwestycje w zakresie budowy strzelnic oraz inne inwestycje kształtujące postawy patriotyczne i wychowanie w poczuciu odpowiedzialności za państwo polskie” realizowane przez uczelnie.
Czym są „inne inwestycje kształtujące postawy patriotyczne i wychowanie w poczuciu odpowiedzialności za państwo polskie” – nie wiadomo. Nie jest to w ustawie zdefiniowane, na co zwróciła już uwagę Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Decydować będzie wojewoda. Może być to pomnik jakiejś ważnej dla Polski postaci, hala sportowa mogąca wszak służyć też uroczystościom patriotycznym, albo po prostu nowy budynek dla uczelni, gdzie będzie się prowadzić m.in. zajęcia z kierunków mogących być uznanymi za „kształtujące postawy patriotyczne” – na przykład dziedzictwo myśli Jana Pawła II (taki kierunek jest na studiach podyplomowych prowadzonych przez uczelnię ojca Rydzyka).
I taki obiekt, albo związany z nim parking czy inne zaplecze, nie mówiąc o strzelnicy, uczelnia będzie mogła wybudować na cudzym terenie. To znaczy na terenie, który przejmie Skarb Państwa i zostanie jej oddany w nieodpłatne użytkowanie, stając się tym samym zgodnie z projektowaną ustawą „terenem uczelni”.
Będzie można wywłaszczyć dotychczasowych prywatnych właścicieli nieruchomości, a przy przeznaczeniu na takie inwestycje nieruchomości państwowych i samorządowych wygaśnie na nich ewentualne użytkowanie wieczyste, obciążające je hipoteki, a także – w przypadku nieruchomości należących do Lasów Państwowych – umowy dzierżawy, najmu i użyczenia.
Ma oczywiście przysługiwać odszkodowanie, ale jeśli nie dojdzie do porozumienia, jego wysokość ustali wojewoda.
Sama inwestycja będzie mogła być finansowana w części lub nawet w całości z budżetu państwa.
Jak widać, już nie tylko wielkie strategiczne inwestycje takie jak Centralny Port Komunikacyjny czy autostrady mogą być pretekstem do zabierania ludziom ich własności. Furtka otwarta w art. 21 Konstytucji – wywłaszczenie na cele publiczne – może być uchylana dowolnie.
[Dziękuję patronom i zachęcam do wsparcia]
Zaszufladkowany do Polityka | Brak komentarzy »