Nacjonalista z „Wyborczej”

28 września, 2008

Wojtek Orliński, dziennikarz „Gazety Wyborczej” i znany bloger ujawnił się ostatnio jako nacjonalista czystej wody. Komentując fakt współpracy z SB, do której przyznał się prof. Aleksander Wolszczan, WO stwierdził, że „Kto się nie zgodził, ten nie dostał paszportu – i zamiast niego jechał ktoś inny. W przypadku Wolszczana trzeba sobie jednak zdawać sprawę z tego, że gdyby nie jego międzynarodowa kariera, to jego epokowego odkrycia najprawdopodobniej nie dokonałby już Polak” i że „podpisując zgodę na współpracę, Wolszczan świsnął sprzed nosa palmę pierwszeństwa komuś innemu. Gdyby tej współpracy odmówił, to byłoby może piękny krok dla człowieka, ale wielka porażka dla polskiej nauki (za to triumf dla szwedzkiej, kanadyjskiej lub szwajcarskiej)”. A że zdaniem WO „dla nas „jeden Wolszczan więcej, jeden Wolszczan mniej” to sprawa kota Schroedingera – albo mamy jedno odkrycie godne światowej ekstraklasy dokonane w ostatnim czasie, albo nie”, to ma on „prywatnie sprawę paszportowych spotkań naukowców z SB (…) głęboko w topologicznej osobliwości”.

Kto państwem walczy, od państwa ginie

26 września, 2008

Tegoroczne egzaminy na aplikacje prawnicze zdało wyjątkowo mało kandydatów. Przykładowo, egzamin na aplikację adwokacką zdało zaledwie 11,7% osób, które do niego przystąpiły. Oczywiście, przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości, którego urzędnicy decydowali o treści pytań egzaminacyjnych nie mają sobie nic do zarzucenia i twierdzą, że powodem tak słabego wyniku jest wyłącznie niski poziom zdających.
Można jednak wątpić, czy aby rzeczywiście poziom ten w sensie bezwzględnym jest aż tak niski. Bo przecież w poprzednich trzech latach, od wejścia w życie reformy przeforsowanej przez PiS, obowiązywały te same reguły – testy były tak samo układane przez komisje konkursowe z przewagą urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości i trzeba było odpowiedzieć na 190 z 250 pytań – a zdało dużo więcej kandydatów. W latach 2006-2007 było to ok. 40-45%, a w 2005 roku nawet 80%. Trudno przypuszczać, że nagle w tym roku nastąpił gwałtowny spadek wiedzy absolwentów studiów prawniczych i to w skali całego kraju. I wprawdzie pani dyrektor Kujawa z ministerstwa usiłowała tu przekonywać, że „dużo niższy odsetek osób, które egzamin zdały, jest rezultatem tego, że w tym roku zdawała spora liczba osób, które studia ukończyły wiele lat temu”, ale koniec końców przyznała jednak, że „w ubiegłym roku testy były wyjątkowo łatwe i zdający myśleli, że w tym roku będzie podobnie”.
Innymi słowy, urzędnicy ministerstwa świadomie ułożyli w tym roku trudniejszy test. Dlaczego tak zrobili? Co zmieniło się w stosunku do poprzednich trzech lat?

Lot nad kukułczym gniazdem

25 września, 2008

Jak podała przed chwilą PAP, Przemysław Gosiewski zgłosił w imieniu klubu PiS propozycje zmian w Konstytucji RP. Obok (moim zdaniem rozsądnych) postulatów konstytucyjnego umocowania zasad otwarcia archiwów IPN oraz zakazu pełnienia funkcji publicznych przez byłych funkcjonariuszy PRL-owskiej bezpieki znalazł się tam też pomysł, by do art. 39 Konstytucji „wpisać możliwość, by osoby, które mogą stanowić zagrożenie ze względu na zaburzenia psychiczne, poddawać zabiegom medycznym służącym zmniejszeniu tego zagrożenia”. Uzasadnieniem jest oczywiście korzyść w postaci „trwałego wyłączenia zagrożenia ze strony pedofilów”.

Racjonalni zwolennicy cenzury

24 września, 2008

Jak wiadomo, obecnie można zostać skazanym na więzienie lub grzywnę za obrazę czyichś uczuć religijnych, poprzez publiczne znieważenie przedmiotu czci religijnej lub miejsca przeznaczonego do publicznego wykonywania obrzędów religijnych (art. 196 kk). Jednak zdaniem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów „dzisiaj przestępstwo obrazy uczuć religijnych na tle obowiązującej regulacji służy nie tyle ochronie wolności wyznania, co dławieniu podglądów innych niż religijne. Praktyka wykorzystywania art. 196 pokazuje, iż przepis ten staje się środkiem dyskryminującej cenzury, a w szerszej perspektywie implikuje wywołaną strachem autocenzurę w samym środowisku artystycznym, dziennikarskim i innych, zubożając tym samym potencjalny dorobek intelektualny i kulturalny Polaków. Główną słabością artykułu 196 jest jego nieokreśloność, trudność ustalenia kryteriów oceny dla stwierdzenia, gdzie kończy się wolność słowa a zaczyna znieważenie przedmiotu czci. Rangę tego problemu potęguje fakt, iż niejasność tej regulacji zagraża fundamentalnemu prawu człowieka do wolności wyrażania swoich poglądów”. Dlatego też PSR doszło do wniosku, że Kodeks Karny należy zmienić i rozpoczęło zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem zmiany tej ustawy.
Myliłby się jednak ten, kto uważałby, że celem tego projektu jest usunięcie tego artykułu z Kodeksu Karnego. Myliłby się również ten, kto uważałby, że członkowie PSR zamierzają dopisać tam fragment mówiący, że nie podlega karze krytykowanie czy znieważanie czyichś poglądów religijnych. Wprost przeciwnie – zamierzają wprowadzić dodatkowo do art. 196 kk sformułowanie, że „karze podlega, kto, w celu obrazy przekonań religijnych lub filozoficznych innych osób, znieważa publicznie treść tych przekonań”

Masowanie na ślepo

18 września, 2008

Okazuje się, że w kraju powszechnie uważanym za modelowy przykład liberalnego kapitalizmu – Korei Południowej – zawód masażysty mogły do niedawna wykonywać jedynie osoby niewidome. Osoby widzące nie miały możliwości uzyskania licencji, a nielicencjonowani masażyści karani są w Korei grzywnami, choć zgodnie z kodeksem grozi im nawet więzienie.
Oczywiście istnieje czarny rynek usług masażu. Nielicencjonowani masażyści starają się o zniesienie monopolu niewidomych. Ostatnio koreańskie ministerstwo zdrowia zdecydowało się przyznawać osobom widzącym licencje na wykonywanie niektórych rodzajów masażu, co spotkało się z gwałtowną reakcją dotychczasowych monopolistów – byli tacy, co grozili nawet samobójstwem, bo „decyzja ministerstwa stanowi zagrożenie dla naszego prawa do życia”. Padały argumenty o „odbieraniu zawodu”, tak, jakby zezwolenie na jego wykonywanie innym wiązało się z jego automatycznym odebraniem tym, co go wykonują do tej pory…
Chyba, że jakość masaży wykonywanych przez dotychczasowych monopolistów jest tak niska, że dla nich samych jest oczywiste, że po dopuszczeniu konkurentów natychmiast stracą pracę. W takim przypadku pozostaje tylko współczuć  masowanym przez nich klientom…

Kastrowanie na oślep

10 września, 2008

Przypadek Krzysztofa B., który, jak informują media, przez ostatnich sześć lat gwałcił swoją obecnie 21-letnią córkę zainspirował premiera Tuska i wicepremiera Schetynę do forsowania pomysłu „chemicznej kastracji” pedofilów. Ciekawe tylko, czy obaj panowie zauważyli fakt, że „polski Fritzl” – zważywszy wiek jego córki – nie był zasadniczo żadnym pedofilem (nawet w potocznym sensie związanym z kodeksowym „wiekiem przyzwolenia”), tylko zwykłym, choć wyjątkowo zwyrodniałym gwałcicielem? Bo jeśli nawet pierwszy gwałt nastąpił krótko przed tym, zanim jego córka ukończyła 15 lat, to przez większość tego czasu była jednak osobą powyżej „wieku przyzwolenia”.
Jeśli nie zauważyli, to może dojść do sytuacji, w której chemicznie „kastrowany” będzie np. siedemnastolatek uprawiający seks ze swoją czternastoletnią dziewczyną, natomiast wielu zwyrodnialcom podobnym Krzysztofowi B. i tak nie będzie to grozić. Wystarczy, że zaczną, gdy ich ofiara ukończy piętnaście lat…

Pobór to nie był ostatni?

3 września, 2008

Jakiś czas temu minister obrony Bogdan Klich szumnie zapowiedział, że tegoroczny pobór jest ostatnim poborem, a wcielenie grudniowe w ramach tegorocznego poboru będzie ostatnim. Okazuje się jednak, że radość poborowych byla chyba jednak przedwczesna – ministrowie spraw wewnętrznych i administracji oraz obrony narodowej sporządzili bowiem projekt w sprawie przeprowadzenia poboru w przyszłym roku, a zgodnie z informacjami Sztabu Generalnego WP, pobór ma potrwać jeszcze przynajmniej do 2013 roku.
No cóż, nie pierwszy to raz, gdy politycy coś obiecują…

Prowokatorzy

26 sierpnia, 2008

Parę dni temu Agnieszka Romaszewska opisała na swoim blogu historię pana Dobreckiego z Konina, dziennikarza, działacza podziemnej „Solidarności”, zaangażowanego później w tropienie i ujawnianie tajnych współpracowników bezpieki. Historia wyglądała tak:
„Jeden z warszawskich tabloidów postanowił przeprowadzić prowokację łapiącą pedofilów. Dziennikarz podał się za 14-letnią dziewczynkę i na jego post ktoś odpowiedział. Ten ktoś podawał się za Krzysztofa Dobreckiego. Jak potem ustaliło śledztwo, maile najprawdopodobniej wysyłano z „pracowego” konta Dobreckiego w lokalnej gazecie. Tabloid powiadomił policję, a ta zorganizowała pułapkę. (…)
Rzekoma dziewczynka umówiła się z rzekomym Dobreckim w hotelu w Poznaniu. Prawdziwy Dobrecki pojawił się, zarezerwował pokój, a gdy dostał sms: „nie mogę wejść na górę, czekam na dole” (ten sms był potwierdzony w materiałach sledztwa) – zszedł. Tam czekała na niego policja. Został zatrzymany, a w tabloidzie pojawił się ogromny artykuł ozdobiony zdjęciem (przez pomyłkę) nie jego, a jego szefa z lokalnej gazety.
A teraz co mówi Dobrecki: twierdzi, że nigdy nie miał pojęcia o żadnej dziewczynce ani o żadnej korespondencji. Według niego, z propozycją dyskretnego spotkania zgłosił się do niego facet, który utrzymywał, że jest z ABW i ma dla niego bardzo interesujące materiały. Ponieważ Dobrecki sporo pracował w archiwum IPN w Poznaniu – pomyślał sobie, że pokój hotelowy będzie najdyskretniejszym miejscem. Twierdzi, że znalezioną u niego w przeszukaniu pokoju butelkę wina rzeczywiście kupił – na wszelki wypadek dla przełamania lodów z ewentualnym informatorem. Natomiast o wibratorze – także podobno znalezionymw pokoju – twierdzi, że nie ma zielonego pojęcia i najprawdopodobniej został mu podrzucony.
Komputer Dobreckiego w pracy został zabezpieczony przez policję. Podobnie wyniesiono wszystkie komputery od niego z domu. Cóż, na komputerze domowym niczego nie było, zaś komputer z pracy okazał sie całkowicie i fachowo zdemolowany, tak że nikt już niczego nie mógł odtworzyć”
.
Zdaniem Agnieszki Romaszewskiej, była to „super udana prowokacja” przeciwko samemu Dobreckiemu, który swoją działalnością naraził się wielu osobom. Została mu przylepiona łatka „być-może-pedofila”. Śledztwo zostało jednak umorzone, bo żadnego realnego przestępstwa – próby nawiązania kontaktu z realną nieletnią – nie było.

Chwilowe zawieszenie biurokracji

21 sierpnia, 2008

Premier ma podpisać (może już podpisał?) rozporządzenie częściowo „zawieszające” stosowanie przepisów prawa budowlanego w miejscach, gdzie trąby powietrzne zniszczyły budynki. Ma to ułatwić ich odbudowę bez wikłania się w żmudne procedury administracyjne. Jak podaje „Gazeta Prawna”, cytując wojewodę śląskiego Zygmunta Łukaszczyka: „W miejscowościach, które znajdą się w tym rozporządzeniu (…) zgłoszenia nie będzie wymagał remont uszkodzonego budynku. Tam gdzie trzeba będzie odbudować dach, trzeba to będzie oczywiście zrobić zgodnie z prawem budowlanym, ale bez całej procedury administracyjnej. (…) Z kolei odbudowanie domu będzie wymagało jedynie zgłoszenia, ale bez konieczności składania projektu, który zastąpi zwykły szkic”.
Okazuje się więc, że biurokratyczne procedury przewidywane standardowo przez prawo budowlane tak naprawdę wcale nie są niezbędne do tego, by efekt budowy czy prac budowlanych spełniał wszystkie normy. Okazuje się, że w pewnych sytuacjach można dać sobie z tymi procedurami całkowicie lub częściowo spokój i nie grozi to żadnym niebezpieczeństwem.
Pytanie – po co więc one są, jeśli nie po to, by złośliwie utrudniać ludziom życie?

Zakazać niewłaściwego odżywiania!

8 sierpnia, 2008

„Zakazać ciężkiego rocka”. Tak brzmi tytuł felietonu Roberta Tekielego na portalu Niezalezna.pl, w którym przekonuje on, że „w interesie zbiorowości jest zakazywanie koncertów zespołów grających bardzo ciężką muzykę” (w szczególności trash metalu i death metalu) z powodów „zdrowotnych i społecznych”. Podstawowym argumentem jest wg niego to, że „dla człowieka poziom 80 decybeli jest progiem, od którego głośność dźwięku zaczyna być nieprzyjemna, natomiast powyżej 90 dB staje się szkodliwa”. Szkodliwość ta polega na wywoływaniu stresu, który prowadzi do zwiększonej produkcji adrenaliny w organiźmie słuchacza. Napompowany adrenaliną i produktami jej rozkładu fan rocka ma zwiększone skłonności do przemocy i wandalizmu, a także depresji, tendencji samobójczych i samookaleczania się. Dowodzą tego tajemnicze badania naukowe („McRobert, Granby, Blains i inni”), a także namacalne fakty : kiedyś ochroniarz z motocyklowego gangu zabił w trakcie koncertu Rolling Stones młodego Murzyna, a kilka lat temu w Ciechanowie podczas festiwalu muzyki metalowej pchnięto kogoś nożem…