„Wojna z narkotykami” ogarnia Watykan

12 stycznia, 2008

Jak się okazuje, Watykan jest jedynym państwem w Europie, w którego kodeksie karnym nie ma artykułów zakazujących posiadania i używania narkotyków oraz handlu nimi. Kodeks pochodzi ze starych dobrych czasów papieża Leona XIII, tego samego, który lubił raczyć się winem z dodatkiem kokainy i nagrodził jego producenta specjalnym złotym medalem.
Niestety, watykańskie lobby antynarkotykowe nie próżnuje. W maju 2007 r. po raz pierwszy w historii sąd wydał tam wyrok skazujący (w zawieszeniu) za posiadanie kokainy. Wykorzystano kruczki prawne – fakt, że Watykan podpisał międzynarodowe konwencje antynarkotykowe oraz pochodzące z 1929 r. prawo przewidujące możliwość wymierzenia kary za szkody wyrządzane zdrowiu, moralności i religii. Jak widać, sędzia uznał, że posiadanie substancji, którą lubił zażywać Leon XIII (a także św. Pius X) szkodzi zdrowiu, moralności i religii – ciekawe, czy doczekamy się oficjalnego potępienia błędów tamtych papieży?
Sprawę tę przypomniał teraz w swoim przemówieniu z okazji inauguracji nowego roku sądowego watykański rzecznik sprawiedliwości (prokurator generalny) Nicola Picardi, apelując jednocześnie do władz Stolicy Apostolskiej o wprowadzenie do kodeksu karnego zakazu posiadania narkotyków i handlu nimi.
Czy Benedykt XVI okaże się wystarczająco konserwatywny, by tego zakazu nie wprowadzać?

Zakazane pocałunki

11 stycznia, 2008

Niedawno pisałem tu o (moim zdaniem absurdalnych) przepisach prawnych powodujących uznanie tych samych osób jednocześnie za sprawców i ofiary przestępstw. Wydawało mi się jednak, że jest to wynik braku wyobraźni ustawodawców, którzy pewnych sytuacji najzwyczajniej nie przewidzieli. Ale chyba ich nie doceniłem…
Oto w RPA weszło w życie prawo wprost zakazujące (między innymi) pocałunków pomiędzy osobami poniżej 15 roku życia. Można o tym przeczytać tutaj i tutaj, a po polsku tutaj. Nowo podpisana ustawa uznaje za „sexual violation” zachowanie zdefiniowane precyzyjnie jako „bezpośredni lub pośredni kontakt między ustami jednej osoby, a ustami drugiej osoby”. A że poniżej 15 roku życia zgoda nie ma znaczenia…
Zakaz ten już wywołał oburzenie wśród południowoafrykańskich nastolatków, którzy postanowili na znak protestu począwszy od 5 stycznia demonstracyjnie całować się w miejscach publicznych.
Powodem wprowadzenia zakazu była oczywiście chęć „ochrony dzieci” oraz ograniczenia rozpowszechniania się AIDS. Ciekawe, kiedy zakażą całowania w ogóle – wszak wirus nie zwraca uwagi na wiek…

Dwa liberalizmy?

9 stycznia, 2008

W polskim dyskursie politycznym popularne stało się rozróżnianie „liberalizmu gospodarczego” od „liberalizmu obyczajowego”. Jest to modne zwłaszcza po prawej stronie sceny politycznej. Wielu ludzi określających się jako konserwatywni liberałowie, konserwatyści czy po prostu prawicowcy uważa się za zwolenników „liberalizmu gospodarczego”, odżegnując się jednocześnie od „liberalizmu obyczajowego”. Ten ostatni nie jest jednoznacznie zdefiniowany, ale przyjrzawszy się różnym wypowiedziom na ten temat można wysnuć wniosek, że pod to pojęcie podpada m. in. (oprócz standardowo przytaczanych przykładów popierania aborcji, eutanazji i małżeństw homoseksualnych) opowiadanie się przeciwko zakazywaniu takich zjawisk jak zażywanie i dystrybucja narkotyków, imprezy w rodzaju „Przystanku Woodstock”, prostytucja i czerpanie z niej korzyści materialnych, rozpowszechnianie pornografii i ogólnie „publiczne zachowania sprzeczne z wartościami konserwatywnymi”, jak to sformułował jeden z dyskutantów na portalu prawica.net.

JKM i BDSM

8 stycznia, 2008

Tak się złożyło, że kolejny raz zwrócił moją uwagę Janusz Korwin-Mikke. Tym razem Pan Janusz w swoim najnowszym tekście pod tytułem „Kastrowanie obrońców” stwierdził, co następuje:
„Ja np. nie potrafię uderzyć kobiety – bo tak są wychowywani mężczyźni w naszej cywilizacji. Owszem: potrafię skarcić, a nawet solidnie sprać za nieposłuszeństwo – ale uderzyć, by skrzywdzić?”
Czyżby p. JKM był zwolennikiem BDSM? 🙂

Rządy najlepszego, czyli mrzonki

5 stycznia, 2008

Janusz Korwin-Mikke zamieścił na swoim blogu „dowód na absurdalność d***kracji”. Rozumowanie jest następujące:
„Wyobraźmy sobie, że urządzamy głosowanie – dla uproszczenia, w formie referendum. Mamy do wyboru A – i B. Załóżmy, że alternatywa jest dość jasna i zrozumiała.
Samo głosowanie jest proste: wrzucamy gałkę do urn z napisem „A” lub „B”. Potem liczymy głosy – i przyjmijmy, że wygrywa A – jak widać na załączonym obrazku.
Następnie głosy w urnie porządkujemy wedle jakiejś, powszechnie uważanej za pozytywną, cechy. Przyjmijmy, że jest to inteligencja – ale mogą być i inne: doświadczenie polityczne, samodzielność, wiedza, majątek, jakaś kombinacja tych cech – wszystko jedno. W każdej z urn na górze są więc głosy najinteligentniejszych wyborców – u dołu tych najmniej inteligentnych. Oczywiście: wszelkie pomiary są niedokładne, na pewno są błędy – ale statystycznie im kulka jest wyżej w urnie, od bardziej inteligentnego wyborcy pochodzi.
Następnie odcinamy z obydwu urn wyborców o IQ poniżej 106 (o ile pamiętam: średnia dla Polaków – ale pedantom z góry piszę, że nie chce mi się sprawdzać, bo nie ma to znaczenia) – i liczymy głosy tylko górnej półki.
Mamy dwie możliwości:
1) wynik wśród nieobciętych nie zmieni się. W takim razie ci o inteligencji niższej szli do urn niepotrzebnie, marnowali tylko swój czas i robili tłok w komisjach, powodując kolejki, przedłużając liczenie itd.
2) Wynik się (jak na obrazku) zmieni. Co oznacza, że o wyniku wyborów w głosowaniu powszechnym zadecydowali ci najmniej inteligentni.
Innymi słowy: głosowanie tych „gorszych” jest ZAWSZE albo niepotrzebne – albo szkodliwe.
Rozumowanie to można, oczywiście, powtarzać, podnosząc poprzeczkę – aż dochodzimy do głosowania jednostki.”

Jest to jednak rozumowanie niepoprawne.

Jan M. Fijor tajnym współpracownikiem SB?

4 stycznia, 2008

Jan Bodakowski zamieścił na portalu Prawica.net informację o tym, że w grudniowym numerze Biuletynu IPN ukazał się artykuł historyka Daniela Wincentego o współpracy z SB w latach 1982-84 znanego dziennikarza i wydawcy, propagatora wolnego rynku i libertarianizmu, Jana M. Fijora. Miał on podjąć współpracę w celu uzyskania paszportu i jako TW „Bereta” udzielać informacji na temat m. in. członków stowarzyszenia PAX oraz dziennikarzy.
Do czasu wyjaśnienia sprawy usuwam stronę p. Fijora z linków. Uważam, że każdy może w życiu popełniać błędy, a potem się od nich odżegnać i zrobić dużo dobrego. Oczekuję jednak uczciwego odniesienia się p. Fijora do tych zarzutów.

Nowak na Nowy Rok

4 stycznia, 2008

„W interesie władzy państwowej leży więc fuzja z władzą gospodarczą, i to samo leży w interesie władzy gospodarczej wobec faktu, iż państwo zawarowało sobie podejmowanie kluczowych decyzji makroekonomicznych. W rezultacie tego stopniowego, żywiołowego procesu zlewania się obu wielkich struktur organizacyjnych, powstaje jedna wszechorgarniająca struktura biurokratyczna ogarniająca coraz więcej z życia zbiorowego, bo łącząca w coraz wyższym stopniu dyspozycję środkami produkcji i środkami przymusu. Powstaje więc klasa podwójna władców-właścicieli, która niechybnie odrzuci krępujące ją instytucje demokracji politycznej, wywodzące się z czasów, kiedy potężna klasa kapitalistów sprawowała za pośrednictwem ogółu obywateli kontrolę nad władzą państwową. (…) Proces fuzji własności i władzy dokonuje się już dziś w krajach Zachodu, przejawiając się w postaci odczuwanego tam coraz powszechniej kryzysu społecznego. Występuje on nawet w sferze „nadbudowy”; rolą historyczną Nowej Lewicy jest nie co innego, jak zwalczanie – skądinąd w szlachetnych i godnych aprobaty intencjach samej młodzieży – cnót mieszczańskich wyrosłych na gruncie klasycznego kapitalizmu, kiedy to własność i władza były rozdzielone”.
Czyżby wzrost znaczenia instytucji Unii Europejskiej, nad którymi kontrola demokratyczna jest znikoma oraz zastępowanie tradycyjnej mieszczańskiej moralności tym, co niektórzy nazywają „liberalizmem obyczajowym” były jedynie przejawami bardziej podstawowego, nieuchronnego procesu, który zgodnie z powyższym proroctwem Leszka Nowaka z 1980 r. powoli doprowadzi Europę i całą cywilizację zachodnią do znanego nam już z historii realnego socjalizmu (choć może pod płaszczykiem innej ideologii)?

Dawno, dawno temu…

31 grudnia, 2007

Czy jest możliwe, że kiedyś, dawno temu, przez co najmniej siedemset lat istniało na naszej planecie dobrze zorganizowane społeczeństwo stojące na najwyższym ówcześnie stopniu rozwoju cywilizacyjnego, zasiedlające setki miast i osad na obszarze równym co najmniej obszarowi dzisiejszej Francji czy Teksasu, a przy tym nieznające wojen, armii ani władzy państwowej rozumianej jako zinstytucjonalizowany aparat przemocy? Społeczeństwo kierowane nie przez królów czy polityków wymuszających posłuch „ogniem i mieczem”, lecz przez coś, co można nazwać „dobrowolnym rządem”?
Są podstawy, by twierdzić, że tak było.

Petent na poczcie

27 grudnia, 2007

Byłem dzisiaj na poczcie. Na głównej poczcie w ponad 200-tysięcznym mieście.
Na bodajże osiem okienek opisanych „wpłaty” były czynne dwa. Do nich tasiemcowe kolejki. Stałem pół godziny. Równocześnie dwa okienka opisane „listy” prawie nie miały petentów (petentów, nie klientów, bo w urzędach, również pocztowych, człowiek jest petentem i czuje się jak petent). W placówce Poczty Polskiej niedaleko osiedla, gdzie odbieram polecone (jako że listonosz chodzi zwykle w godzinach rannych, kiedy normalni ludzie przeważnie są w pracy) jest zwykle na odwrót – kolejka do okienka „listowego”, a brak kolejki do okienka „kasowego”. No, ale zapewne z jakichś ważnych powodów na poczcie nie może być okienek uniwersalnych…

Wypowiedzieli posłuszeństwo Wielkiemu Białemu Ojcu…

21 grudnia, 2007

Grupa Indian występująca jako przedstawiciele Narodu Lakota (części Wielkiego Narodu Siuksów) wypowiedziała wczoraj wszystkie traktaty zawarte z rządem federalnym USA, ogłaszając niepodległość. „Nie jesteśmy już dłużej obywatelami Stanów Zjednoczonych Ameryki” – oświadczył przywódca separatystów, Russell Means.