Zgodnie z „Indeksem Autorytarnego Populizmu 2024” przygotowanym przez szwedzki think-tank Timbro przy współpracy z m. in. Fundacją Wolności Gospodarczej, cechą charakterystyczną populizmu jest postrzeganie polityki jako konfliktu między ludźmi a elitami. Partie określane jako populistyczne (w przypadku Polski autorzy ww. publikacji zaliczyli do nich obecnie PiS, Konfederację i Kukiz’15) „opierają się (…) na wymiarze konfliktu między ludźmi a elitami. To odróżnia je od innych partii, które wyrosły z różnych podziałów, takich jak miasto kontra wieś, praca kontra kapitał, kościół kontra państwo lub centrum kontra peryferie”. Jednocześnie „ruchy populistyczne, zarówno lewicowe, jak i prawicowe, zakładają istnienie jednolitego „ludu”, który jest marginalizowany przez skorumpowanych polityków i nieprzedstawiającą ich elitę” oraz „preferują mniej przeszkód w procesie demokratycznym, aby umożliwić tymczasowym większościom łatwe stanowienie prawa i egzekwowanie nowych przepisów” oraz, jak zauważa FWG, przejawiają dążenie do usuwania instytucjonalnych ograniczeń władzy, ponieważ „mechanizmy spowalniające procedurę są postrzegane jako przeszkody dla rządów większości”.
Jeżeli przyjąć taką definicję populizmu, to z jednej strony (w przeciwieństwie do tych, którzy głoszą, iż demokratyczni politycy są wyrazicielami woli swoich wyborców bądź narodu, a polityka to praca na rzecz wspólnego dobra) prawidłowo diagnozuje on podstawowy konflikt cechujący funkcjonowanie praktycznie każdego państwa – bo istotą każdego państwa jest zorganizowany przymus, który w praktyce stosowany jest przez grupę dysponującą środkami przymusu (czyli elitę władzy – używając terminologii Leszka Nowaka jest to elita oraz aparat władzy) wobec tych, którzy nimi nie dysponują (wg terminologii L. Nowaka – obywateli); z drugiej strony jednak, pomijając inne konflikty występujące w społeczeństwie (bo lud/obywatele nie są w rzeczywistości jednolitą grupą z tymi samymi interesami) oraz zakładając, że jest możliwe usunięcie konfliktu między ludem a elitą władzy w ramach państwa (poprzez odsunięcie od władzy obecnej elity i zaprowadzenie rządów „ludu”) proponuje lekarstwo, które może być gorsze od choroby. Bo odsunięcie od rządów obecnej elity i zastąpienie jej politykami populistycznymi spowoduje jedynie powstanie nowej elity (zwykle zresztą owa nowa elita ma rozliczne powiązania z dotychczasową), a usunięcie lub osłabienie mechanizmów ograniczających władzę (takich jak do pewnego stopnia niezależne sądownictwo i media, konstytucyjny podział władz, niezależne od państwa finansowanie organizacji społecznych, gwarancje własności prywatnej i innych praw jednostek, „rządy prawa”, niezależność gospodarki od państwa) jedynie zwiększy władzę tej elity nad resztą społeczeństwa i tym samym zaostrzy konflikt pomiędzy nią a (nadal przymusowo) rządzonymi.
Jedyne sposoby na usunięcie tego konfliktu to albo zniesienie państwa i zastąpienie go organizacją społeczną opartą na dobrowolności, albo też doprowadzenie do sytuacji, w której rządzeni są jednocześnie rządzącymi i zbiorowo sprawują faktyczną kontrolę nad środkami przymusu, bez pośrednictwa elity i aparatu władzy. Oba sposoby w chwili obecnej są w praktyce niemożliwe. Jednak możliwe są przynajmniej częściowe kroki w kierunku obu rozwiązań. Z jednej strony – wprowadzenie w jak najszerszym zakresie mechanizmów demokracji bezpośredniej (co sugeruje część populistów), z drugiej – wzmocnienie (a nie osłabienie, jak chcą populiści) mechanizmów ograniczających władzę, takich jak gwarancje praw jednostki (w szczególności własności prywatnej, którą Proudhon uznawał za „potęgę zdolną zrównoważyć (…) potęgę państwa”), podział władz (w tym ich decentralizację), niezależność sądów, rozdział państwa od gospodarki, środków przekazu i edukacji.
Ten kierunek wskazywany jest przez libertarian. Libertarianizm z jednej strony (podkreślając immanentny konflikt między jednostkami a państwem) jest ultra-populizmem, z drugiej strony (podkreślając ważność praw indywidualnego człowieka w stosunku również do „ludu”) jest anty-populizmem. Ci, którzy widzą, że politycy nie działają w ich interesie, nie powinni popierać ani populistów, ani partii „mainstreamowych”. Powinni stworzyć wolnościową alternatywę.