Archiwum z kwiecień, 2024

Nie każdy nadaje się na bohatera

czwartek, 25 kwietnia, 2024

Ukraińcy walczący z najazdem wojsk Putina są bohaterami. Ale nie ma obowiązku być bohaterem i nie każdy nadaje się na bohatera.
Polacy powinni być wdzięczni ukraińskim żołnierzom, że utrzymują front z dala od polskich granic i zmniejszają ryzyko napaści neosowietów na Polskę. Ale nie daje im to prawa wymagać od żadnego Ukraińca, by ich bronił i przelewał krew dla ich bezpieczeństwa.
Państwo ukraińskie ma prawo odmówić świadczenia usług paszportowych swoim obywatelom, którzy nie chcą bronić swojego kraju. Ale nie oznacza to, że w związku z tym Polska powinna ich wysłać pod przymusem na wojnę i być może śmierć.
Pomijając już to, że setki tysięcy ukraińskich mężczyzn w wieku poborowym z powodzeniem przydaje się Polsce i Polakom będąc żywymi – pracując w Polsce, prowadząc w Polsce działalność gospodarczą i przyczyniając się do wzrostu polskiego bogactwa – to nikt nie ma prawa dysponować cudzym życiem. Ludzie mają prawo uciekać od wojny, być wolnymi i żyć jak chcą, dopóki nie wkraczają agresywnie w życie innych.
Dlatego Polska powinna umożliwić Ukraińcom, którym wygasną paszporty, dalszy pobyt i pracę. Wydać im dowody osobiste – w końcu mają numery PESEL – i polskie dokumenty podróży. Może ułatwić drogę do otrzymania obywatelstwa.
A ci z Polaków, którzy każą ukraińskim poborowym wyjeżdżać z Polski na wojnę, niech wyjadą na nią samemu.

Wewnętrzna sprzeczność populizmu

sobota, 20 kwietnia, 2024

Zgodnie z „Indeksem Autorytarnego Populizmu 2024” przygotowanym przez szwedzki think-tank Timbro przy współpracy z m. in. Fundacją Wolności Gospodarczej, cechą charakterystyczną populizmu jest postrzeganie polityki jako konfliktu między ludźmi a elitami. Partie określane jako populistyczne (w przypadku Polski autorzy ww. publikacji zaliczyli do nich obecnie PiS, Konfederację i Kukiz’15) „opierają się (…) na wymiarze konfliktu między ludźmi a elitami. To odróżnia je od innych partii, które wyrosły z różnych podziałów, takich jak miasto kontra wieś, praca kontra kapitał, kościół kontra państwo lub centrum kontra peryferie”. Jednocześnie „ruchy populistyczne, zarówno lewicowe, jak i prawicowe, zakładają istnienie jednolitego „ludu”, który jest marginalizowany przez skorumpowanych polityków i nieprzedstawiającą ich elitę” oraz „preferują mniej przeszkód w procesie demokratycznym, aby umożliwić tymczasowym większościom łatwe stanowienie prawa i egzekwowanie nowych przepisów” oraz, jak zauważa FWG, przejawiają dążenie do usuwania instytucjonalnych ograniczeń władzy, ponieważ „mechanizmy spowalniające procedurę są postrzegane jako przeszkody dla rządów większości”.
Jeżeli przyjąć taką definicję populizmu, to z jednej strony (w przeciwieństwie do tych, którzy głoszą, iż demokratyczni politycy są wyrazicielami woli swoich wyborców bądź narodu, a polityka to praca na rzecz wspólnego dobra) prawidłowo diagnozuje on podstawowy konflikt cechujący funkcjonowanie praktycznie każdego państwa – bo istotą każdego państwa jest zorganizowany przymus, który w praktyce stosowany jest przez grupę dysponującą środkami przymusu (czyli elitę władzy – używając terminologii Leszka Nowaka jest to elita oraz aparat władzy) wobec tych, którzy nimi nie dysponują (wg terminologii L. Nowaka – obywateli); z drugiej strony jednak, pomijając inne konflikty występujące w społeczeństwie (bo lud/obywatele nie są w rzeczywistości jednolitą grupą z tymi samymi interesami) oraz zakładając, że jest możliwe usunięcie konfliktu między ludem a elitą władzy w ramach państwa (poprzez odsunięcie od władzy obecnej elity i zaprowadzenie rządów „ludu”) proponuje lekarstwo, które może być gorsze od choroby. Bo odsunięcie od rządów obecnej elity i zastąpienie jej politykami populistycznymi spowoduje jedynie powstanie nowej elity (zwykle zresztą owa nowa elita ma rozliczne powiązania z dotychczasową), a usunięcie lub osłabienie mechanizmów ograniczających władzę (takich jak do pewnego stopnia niezależne sądownictwo i media, konstytucyjny podział władz, niezależne od państwa finansowanie organizacji społecznych, gwarancje własności prywatnej i innych praw jednostek, „rządy prawa”, niezależność gospodarki od państwa) jedynie zwiększy władzę tej elity nad resztą społeczeństwa i tym samym zaostrzy konflikt pomiędzy nią a (nadal przymusowo) rządzonymi.
Jedyne sposoby na usunięcie tego konfliktu to albo zniesienie państwa i zastąpienie go organizacją społeczną opartą na dobrowolności, albo też doprowadzenie do sytuacji, w której rządzeni są jednocześnie rządzącymi i zbiorowo sprawują faktyczną kontrolę nad środkami przymusu, bez pośrednictwa elity i aparatu władzy. Oba sposoby w chwili obecnej są w praktyce niemożliwe. Jednak możliwe są przynajmniej częściowe kroki w kierunku obu rozwiązań. Z jednej strony – wprowadzenie w jak najszerszym zakresie mechanizmów demokracji bezpośredniej (co sugeruje część populistów), z drugiej – wzmocnienie (a nie osłabienie, jak chcą populiści) mechanizmów ograniczających władzę, takich jak gwarancje praw jednostki (w szczególności własności prywatnej, którą Proudhon uznawał za „potęgę zdolną zrównoważyć (…) potęgę państwa”), podział władz (w tym ich decentralizację), niezależność sądów, rozdział państwa od gospodarki, środków przekazu i edukacji.
Ten kierunek wskazywany jest przez libertarian. Libertarianizm z jednej strony (podkreślając immanentny konflikt między jednostkami a państwem) jest ultra-populizmem, z drugiej strony (podkreślając ważność praw indywidualnego człowieka w stosunku również do „ludu”) jest anty-populizmem. Ci, którzy widzą, że politycy nie działają w ich interesie, nie powinni popierać ani populistów, ani partii „mainstreamowych”. Powinni stworzyć wolnościową alternatywę.

Jak nie zlikwidowano przechowalni aparatczyków

czwartek, 11 kwietnia, 2024

Jeden z „100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów” ogłoszonych przed wyborami przez Koalicję Obywatelską – konkret nr 70. – brzmiał: „Zlikwidujemy Narodowy Instytut Wolności, Fundusz Patriotyczny, Instytut De Republica i 14 innych powołanych przez PiS agencji i instytutów, które są przechowalnią pisowskich aparatczyków. Zlikwidujemy 42 stanowiska rządowych pełnomocników, zmniejszymy liczbę ministrów i wiceministrów”.
O ile zlikwidowano rzeczywiście Instytut De Republica i Instytut Pokolenia, o tyle w przypadku powołanego w 2020 r. Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Paderewskiego (zarządzającego wspomnianym wyżej Funduszem Patriotycznym i za rządów PiS dzielącego z niego pieniądze dla przychylnych tej partii organizacji, takich jak związane z Robertem Bąkiewiczem Marsz Niepodległości i Straż Narodowa, czy Fundacja Action-Life) zmienia się (podobnie zresztą jak w Narodowym Instytucie Wolności) jedynie jego szefa. Byłego senatora PiS prof. Jana Żaryna zastąpić ma prof. Adam Leszczyński, członek zespołów „Krytyki Politycznej” i portalu OKO.press (skwapliwie informującego o milionach rozdysponowywanych z Funduszu Patriotycznego). Zapowiedziano też zmianę patrona instytutu – ma zostać nim Gabriel Narutowicz.
Wygląda więc na to, że zatrudnienie i pieniądze dla popleczników władzy – choć już zapewne innych – muszą pozostać. I są ważniejsze, niż jakaś tam obietnica wyborcza. W końcu te kilkadziesiąt milionów rocznie to kropla w morzu wydatków państwa.