Archiwum z lipiec, 2014

Czym jest, a czym nie jest libertarianizm

środa, 16 lipca, 2014

Publicysta portalu Lewica24.pl, Piotr Szumlewicz, w swoim ostatnim tekście poświęconym Januszowi Korwin-Mikkemu (zauważonym przez media „głównego nurtu”, np. Tok FM) wypowiedział się na temat libertarianizmu:
„Prymitywny libertarianizm zagościł też do podręczników szkolnych „Podstaw do przedsiębiorczości” czy „Wiedzy o Społeczeństwie”, stanowi przedmiot promowanych przez elity medialne i polityczne wzorców aspiracji. Zgodnie z nimi najbardziej pożądanymi cechami w życiu społecznym są przedsiębiorczość, zdolność do osiągnięcia sukcesu, pogarda wobec słabszych, skrajny indywidualizm. Najbardziej potępianymi ideami są z tej perspektywy egalitaryzm, solidarność, partycypacja, pluralizm, tolerancja, socjalizm w jakiejkolwiek postaci. W polityce społeczno-gospodarczej takie podejście przekłada się na prywatyzację, cięcia socjalne, pogardę dla ludzi biednych i potrzebujących, przyzwolenie na gigantyczne rozwarstwienie dochodowe, lekceważenie dla demokracji i praw dyskryminowanych mniejszości”.
Myślę, że redaktor Szumlewicz, zanim wypowie się na temat libertarianizmu, powinien dowiedzieć się, czym ten libertarianizm tak naprawdę jest. Bo libertarianizm nie jest tożsamy ani z poglądami Janusza Korwin-Mikkego (choć owszem, wiele jego postulatów jest zbieżnych z tym, co głosi JKM), ani ze wzorcami aspiracji promowanymi przez elity medialne i polityczne. Libertarianizm jest, ogólnie rzecz biorąc, filozofią i doktryną polityczną postulującą organizację społeczeństwa na zasadzie dobrowolności – z poszanowaniem przestrzegania wolności każdego człowieka – wolności dysponowania sobą i tym, co w pokojowy sposób nabyła (uczciwie nabytą własnością), o ile nie narusza on przy tym podobnej wolności innego człowieka. Libertarianizm ma wiele nurtów, ale elementem żadnego z nich nie jest pogarda wobec słabszych, biednych i potrzebujących, potępianie solidarności, pluralizmu czy tolerancji, a zwłaszcza lekceważenie czyichkolwiek praw – rozumianych jako prawa do decydowania o sobie i swojej własności – zwłaszcza jeśli ten ktoś jest pod tym względem dyskryminowany. Libertarianizm akceptuje również socjalizm, o ile ten jest dobrowolny – jeden z „ojców” libertarianizmu, Franz Oppenheimer (określający się jako liberalny socjalista!) promował aktywnie idee spółdzielczości i w oparciu o jego idee został w 1911 r. założony istniejący do dziś moszaw Merchavja w północnym Izraelu.
Owszem, zwolennik libertarianizmu – libertarianin – może mieć swoje prywatne poglądy i może np. akurat gardzić słabszymi i biednymi. Jak również może gardzić bogatymi i silnymi. Libertarianin może być w pewnym sensie nietolerancyjny wobec jakichś zachowań (choć nie do tego stopnia, by ich zakazywać, bo to już jest z libertarianizmem sprzeczne – po prostu może je potępiać) – ale wcale nie musi. Może uważać, że wzorem do naśladowania jest przedsiębiorca (działający uczciwie na rynku i nie starający się u polityków o przymusowe utrudnianie życia konkurencji, wywłaszczanie innych ludzi pod jego inwestycje czy zwalnianie od odpowiedzialności za niedotrzymane umowy!), ale może też uważać, że takim wzorem jest np. hipis żyjący w dobrowolnej komunie albo filantrop. Libertarianin może uważać, że wartością jest sukces przejawiający się w dobrobycie materialnym (jednak nie osiągnięty za wszelką cenę!), ale może też uważać, że taką wartością jest spokojne, uczciwe życie, albo pomaganie innym.
Należy jednak pamiętać, że czym innym są prywatne poglądy osoby będącej zwolennikiem libertarianizmu, a czym innym sam libertarianizm. Libertarianizm sam w sobie nie promuje żadnych wzorców zachowań (poza zasadą nieagresji) czy aspiracji. Jest też z zasady wrogi obecnym elitom politycznym (które z punktu widzenia libertarianizmu są antywolnościowe), a w radykalnej wersji nawet wszelkim politycznym elitom jako takim – więc nonsensem jest twierdzić, że obecne elity polityczne promują libertarianizm.
Już w 1969 roku ówczesny wybitny libertarianin, Karl Hess, w swoim słynnym tekście na łamach „Playboya” – „Zmierzch polityki” – zaatakował politykę w ogóle, nazywając ją „pasożytnictwem” i „zinstytucjonalizowanym i ustabilizowanym sposobem, w jaki jedni rościli sobie prawo do życia z produktywności innych”, wzywając do jej eliminacji oraz z sympatią pisząc o możliwości „otwartej rewolucji przeciw samej polityce”. Tenże Karl Hess w innym swoim tekście określił libertarianizm jako ruch rewolucyjny, ludowy i wyzwoleńczy. Libertarianizm nie ma nic wspólnego z politycznymi elitami. Pisanie o libertarianizmie w kontekście krytyki polityka, którego oskarża się (abstrahuję od tego, czy słusznie, bo to odrębna kwestia) o „afirmację przemocy”, popieranie dyktatury wojskowej, przychylne wypowiedzi na temat III Rzeszy, pogardę dla biednych i niepełnosprawnych i akceptowanie gwałtów – oraz uważa się go za „produkt polskich elit politycznych” – jest nadużyciem.