Kredyty dla wybranych i wyższe ceny mieszkań

24 lipca, 2023

Jak informuje „Business Insider”, ceny mieszkań od I kwartału br. wzrosły w 14 z 18 analizowanych największych miast Polski: najbardziej ceny jedno- i dwupokojowych mieszkań w Katowicach (o prawie 10%), cena dwupokojowego mieszkania w Krakowie wzrosła o ponad 7%, a w Warszawie o prawie 4% (jednopokojowego odpowiednio o prawie 3% i prawie 6%).
W przypadku różnic między czerwcem i majem br. (jeden miesiąc!) na rynku pierwotnym najbardziej wzrosły ceny mieszkań w Poznaniu i aglomeracji katowickiej (o ok. 3%). W innych dużych miastach też nieco wzrosły. W przypadku rynku wtórnego, najbardziej – o ok. 3% – zdrożały mieszkania w Krakowie.
Według ekspertów z rynku nieruchomości, przyczyną jest ogłoszenie, a następnie wprowadzenie „bezpiecznego kredytu 2%”. Dopłacanie przez państwo do kredytów wybranej grupie osób spowodowało gwałtowny wzrost popytu na mieszkania (w pierwszych dwóch tygodniach obowiązywania ustawy złożono prawie 7 tysięcy wniosków o takie kredyty), co przy niezmienionej podaży musiało – zgodnie z podstawowym prawem ekonomii – spowodować wzrost cen. Równocześnie w ciągu miesiąca liczba mieszkań kwalifikujących się do kupna przy pomocy tego kredytu spadła w największych miastach o 40%.
Uprawnieni do skorzystania z „bezpiecznego kredytu 2%” mimo wszystko zyskali, ale ci, którzy z różnych powodów (np. odziedziczenia wiele lat temu mieszkania po dziadkach, które nie nadawało się do zamieszkania, albo znajdowało się na drugim końcu Polski) nie mogą z niego skorzystać, a chcą kupić mieszkanie, stracili.
A ostatecznie dopłacą do tego podatnicy.
Realnym sposobem na poprawienie dostępności mieszkań bez wzrostu ich cen jest wzrost ich podaży. Co może zrobić w tym zakresie państwo bez angażowania w tym celu pieniędzy podatników? Może przeznaczyć na cele mieszkalne państwowe nieruchomości – zarówno grunty, jak i np. budynki biurowe, może jakoś zachęcić do tego (ulgi podatkowe?) samorządy. Może też poluźnić przepisy dotyczące planowania przestrzennego oraz z zakresu prawa budowlanego ograniczające budowę mieszkań (popieranie działań obywateli zmierzających do uzyskania własnego mieszkania jest konstytucyjnym obowiązkiem państwa, w przeciwieństwie do dbania o „ład przestrzenny”), a także przepisy, który poprzez nadmierną ochronę lokatorów zniechęcają do ich wynajmowania.

Państwo buduje mieszkania

22 lipca, 2023

Najwyższa Izba Kontroli informuje, że państwowa spółka Polskie Domy Drewniane S.A. (99% udziałów w niej na Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej) miała w latach 2018-2022 wybudować 11000 mieszkań i 950 domów jednorodzinnych, ale w rzeczywistości do połowy 2022 r. wybudowała „aż” 31 mieszkań i 2 lokale usługowe, z czego do czerwca 2022 r. skomercjalizowano (wynajęto) zaledwie 6 mieszkań.
Od marca 2019 r. do czerwca 2022 r. spółka odnotowała łączną stratę 16,4 mln zł i to mimo dodatkowego dokapitalizowania jej w 2021 r. siedemdziesięcioma milionami złotych (początkowy kapitał wynosił 50 mln zł).
W tym samym okresie (lata 2019-2022) deweloperzy wybudowali ponad 560 tysięcy mieszkań. A inwestorzy indywidualni ponad 320 tysięcy. (Dane za Bankiem Danych Lokalnych GUS).
Mimo to niektórzy nadal uważają, że receptą na wciąż występujący w Polsce niedobór mieszkań jest budowanie ich przez państwo.

Kofeina zabroniona i dozwolona

15 lipca, 2023

Sejm uchwalił (przy sprzeciwie zaledwie 12 posłów z Konfederacji, Wolnościowców, Dobrego Ruchu i (jednego) z PO) zakaz sprzedaży osobom poniżej 18 roku życia napojów z dodatkiem kofeiny w proporcji przekraczającej 150 mg/l. Śpieszę donieść, że młodzi ludzie dalej będą jednak mogli kupować sobie herbatę ekspresową Lipton czy Tetley, zawierającą po pięciominutowym parzeniu 200 lub więcej miligramów kofeiny na litr (dane za: Jarosz, Wierzejska, Mojska, Świderska, Siuba – „Zawartość kofeiny w produktach spożywczych”, Bromatologia i Chemia Toksykologiczna, nr 3/2009). Nie mówiąc już o kawie Tchibo, która po zaparzeniu z dwóch łyżeczek zawiera 620 miligramów kofeiny na litr.
Najwyraźniej ta kofeina nie jest aż tak szkodliwa, by zakazywać jej w herbacie czy kawie. Czy w czekoladzie (tabliczka gorzkiej czekolady Goplana może zawierać więcej kofeiny niż puszka „energetyka”). Dlaczego więc zakazano kupować ją młodym ludziom w napojach energetyzujących?
Przypuszczam, że znowu chodzi o grę strachem i wmawianie ludziom, że chroni się ich dzieci przed rzekomym niebezpieczeństwem. Wielu (może większość) ludzi nie wie, ile tak naprawdę kofeiny jest w napojach energetyzujących, a ile jej jest w kawie czy herbacie. Więc mogą oni myśleć, że dzielni politycy ratują młodzież przed truciem jej przez chciwych producentów energetyków. No i na tych polityków zagłosować.

Certyfikowani znawcy polskiego za kierownicą?

13 lipca, 2023

Senator Michał Tomasz Kamiński (obecnie PSL, wcześniej ZChN, Przymierze Prawicy, PiS, PJN, PO, UED) przypomniał sobie chyba czasy, gdy był członkiem Narodowego Odrodzenia Polski, bo zaproponował do ustawy o zmianie ustawy o publicznym transporcie zbiorowym oraz niektórych innych ustaw poprawkę (poprawka nr 2) skutkującą nałożeniem na każdego kierowcę wykonującego przewóz drogowy obowiązku posiadania certyfikatu znajomości języka polskiego na poziomie co najmniej A2.
Tak, na każdego – zarówno cudzoziemca, jak i Polaka.
Taki certyfikat wydaje jedynie Państwowa Komisja do spraw Poświadczania Znajomości Języka Polskiego jako Obcego. Jeśli posiada się polską maturę, można taki certyfikat dostać bez egzaminu – ale trzeba złożyć wniosek i wnieść opłatę w wysokości obecnie 20 euro, a następnie poczekać do miesiąca.
Jeśli matury się nie posiada – trzeba dodatkowo zdać egzamin, za który opłata w przypadku poziomu A2 wynosi 120 euro.
Pomijając już sens znajomości języka polskiego na stanowisku kierowcy ciężarówki – gdyby poprawka senatora Kamińskiego weszła w życie, oznaczałoby to konieczność wyrobienia certyfikatów nie tylko przez cudzoziemców, ale i przez być może wszystkich Polaków pracujących jako kierowcy przy przewozach drogowych, choć język polski jest dla nich rodzimy. Czasami z egzaminem, bo przecież nie każdy kierowca ma maturę.
Na szczęście nie wejdzie (na 99%) w życie, bo komisja senacka jej nie zarekomendowała.
Ale sam fakt, że taki pomysł wyszedł od osoby, która kiedyś była przewodniczącym frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Parlamencie Europejskim, sekretarzem stanu, długoletnim posłem, a obecnie jest wicemarszałkiem Senatu, świadczy o tym, jak niewielkie znaczenie w osiąganiu wysokich stanowisk politycznych ma umiejętność posługiwania się elementarnym zdrowym rozsądkiem.

Koniec ścigania za zniesławienie?

10 lipca, 2023

Rzadko przychodzi mi pochwalić posłów z klubu rządzącej partii, ale tym razem to zrobię. Bo wnieśli do Sejmu projekt ustawy uchylającej karalność zniesławienia. Zgodnie z projektem, z kodeksu karnego ma zniknąć krytykowany od wielu lat (m. in. przez Rzecznika Praw Obywatelskich, organizacje dziennikarskie czy Helsińską Fundację Praw Człowieka) artykuł 212, używany nierzadko do zamykania ust dziennikarzom czy osobom sprzeciwiającym się lokalnym politykom lub układom. Co za tym idzie, w przypadku domniemanego pomówienia ma pozostać jedynie możliwość pozwu cywilnego o naruszenie dóbr osobistych. Przedstawicielem wnioskodawców jest poseł Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości (co może wskazywać na inicjatywę Suwerennej Polski, czyli „ziobrystów”). Ale kilka lat temu o zniesieniu tego artykułu mówił sam Jarosław Kaczyński, więc przypuszczam, że ma to szanse powodzenia.
Co ciekawe, jeszcze w 2019 r. próbowano ten artykuł zaostrzyć dodając do niego paragraf pozwalający na ściganie – i to z oskarżenia publicznego – „tworzenia fałszywych dowodów na potwierdzenie nieprawdziwego zarzutu”. Zmiany tej – która ostatecznie nie weszła w życie – bronił ten sam wiceminister Warchoł.
Ale lepiej późno niż wcale.

Strach

5 lipca, 2023

Jak to jest, że w kraju, który od kilku lat przyjmuje największą liczbę imigrantów zarobkowych w Europie i nie boryka się z tego powodu z żadnymi szczególnymi problemami, a od zeszłego roku przyjął też największą liczbę uchodźców i to bez tworzenia dla nich obozów – goszcząc wielu z nich w prywatnych domach – główne ugrupowania polityczne prześcigają się przed wyborami w antyimigranckich hasłach?
Co skłania polityków Prawa i Sprawiedliwości do połączenia wyborów parlamentarnych z referendum na temat relokacji migrantów przybywających na teren Unii Europejskiej, do przeciwstawiania spokojnej Polski zamieszkom we Francji, w których uczestniczą potomkowie tamtejszych imigrantów, a wcześniej do urządzania „pokazówki” w postaci stanu wyjątkowego przy granicy z Białorusią, przez którą przedostają się stosunkowo mało liczne grupy cudzoziemców i bardzo brutalnego ich traktowania?
Co skłania polityków Konfederacji do wytykania rządowi PiS tego, że wydał w ostatnich latach dwieście tysięcy zezwoleń na pracę dla „muzułmańskich imigrantów” oraz do uwypuklania stosunkowo mało istotnego dla finansów publicznych faktu dopłacania do emerytur mieszkających w Polsce Ukraińców?
Co skłania Donalda Tuska do ataku na pomysł ułatwienia przyznawania polskich wiz dla imigrantów zarobkowych?
Odpowiedź jest dość prosta – wiedzą, że jednym z najskuteczniejszych instrumentów pozwalających na manipulowanie ludźmi jest (obok chciwości) strach.
I nieważne, że w Polsce nie ma realnych problemów z obcokrajowcami, których spotyka się już na każdym kroku. W wielu Polakach strach przed „obcymi” nadal bardzo łatwo wywołać, pokazując na przykład zamieszki ogarniające od kilku dni Francję. Choć akurat w tych zamieszkach biorą udział w większości ludzie, którzy żadnymi imigrantami nie są – byli nimi co najwyżej ich rodzice czy dziadkowie, Francja ma zupełnie inną przeszłość związaną z imigrantami niż Polska (kolonializm, masakra paryska), tło zamieszek jest raczej społeczne, a ich bezpośrednią przyczyną było zabójstwo dokonane przez państwowego funkcjonariusza na bezbronnym nastolatku. Albo uwypuklając religię wyznawaną przez imigrantów – w świadomości dużej części polskiego społeczeństwa muzułmanin kojarzy się z terroryzmem, ucinaniem głów, zabójstwami „honorowymi”, kobietami przymusowo zakutanymi w burki i fanatyzmem religijnym. Można też próbować wywołać strach przed wzrostem przestępczości, zajmowaniem przez „obcych” miejsc pracy, mieszkań i żerowaniem na polskim ciężko pracującym podatniku.
Tylko że wywołanie takiego strachu ma swoje konsekwencje. Jeżeli Polska zamknie się przed imigrantami, zaszkodzi to polskiej gospodarce. Bo będzie mniej ludzi do wytwarzania bogactwa. I myślę, że w rządzie są ludzie, którzy zdają sobie z tego sprawę, więc grając strachem przed imigrantami z jednej strony, próbują wprowadzić jak największe ułatwienia dla imigracji zarobkowej. Być może ktoś zauważył też, że może to osłabić problem wycieczek na Białoruś i prób nielegalnego przedostawania się przez polską granicę stamtąd – po co przemykać się nielegalnie, skoro będzie można przyjechać legalnie?
Ale w grę strachem włączył się Donald Tusk i nagłośnił te zamiary. I już można przeczytać informację, że rząd się z tego planu wycofuje. Bo jest zakładnikiem strachu, który sam wywołał.
A za granicą Polska przedstawiana jest jako państwo ksenofobiczne i nietolerancyjne. O milionach Ukraińców wpuszczonych i wspartych przez Polaków po wybuchu wojny już się nie pamięta.
Niestety typowy polityk dla władzy poświęci wszystko – i prawa człowieka, i gospodarkę, i wizerunek kraju.

Rasizm według Donalda

3 lipca, 2023

Donald Tusk straszy imigrantami z obywatelstwem między innymi Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Kataru i Arabii Saudyjskiej.
Najwyraźniej według byłego przewodniczącego Rady Europejskiej to źle, że do Polski może przyjechać więcej obywateli tych państw – gdzie produkt krajowy brutto na głowę z uwzględnieniem siły nabywczej jest od trzydziestu (Arabia Saudyjska) do ponad stu pięćdziesięciu (Katar) procent wyższy niż w Polsce (a nominalnie od ponad sześćdziesięciu do trzystu osiemdziesięciu procent) –  i zainwestować tu swoje pieniądze albo zostać menedżerami w polskich oddziałach tamtejszych firm.
Bo we Francji są zamieszki.
To, że te zamieszki wywołała głównie miejscowa młodzież z biedniejszych dzielnic, sfrustrowana w swej masie poziomem życia i rozgoryczona zabiciem jednego z nich przez policję, widocznie jakoś Donaldowi Tuskowi umknęło. Może dla niego nie ma różnicy między bardziej ciemnoskórym mieszkańcem paryskich przedmieść, kontraktowym robotnikiem z Indii czy biznesmenem z Dubaju, bo nikt z nich nie jest białym Europejczykiem?
Ja jednak chciałbym, by do Polski przyjechało jak najwięcej Katarczyków, Saudyjczyków i obywateli Emiratów ze sporą ilością riali i dirhamów na kontach. I zainwestowało ten kapitał u nas, bo im więcej kapitału, tym więcej wytwarza się bogactwa.
I nie będzie mi przeszkadzać, jeśli, tak jak do ich rodzimych krajów, przyjedzie do Polski dużo cudzoziemskich pracowników, którzy to bogactwo będą pomagali wytwarzać.
Nie miałbym nic przeciwko temu, by polskie miasta wyglądały jak Dubaj, Abu Zabi czy Doha.

Gry wideo ze wsparciem ministra

1 lipca, 2023

Dowiedziałem się właśnie, że od zeszłego roku istnieje w naszym kraju Program Wsparcia Gier Wideo. Finansowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
W kraju, który zdołał (oczywiście bez wsparcia z tego programu) wyprodukować na przykład serię Wiedźminów czy Cyberpunka 2077 (wybaczcie gracze, jeżeli nie są to akurat wasze faworyzowane gry, ale z pewnością zaliczają się do najbardziej znanych polskich gier na świecie).
W kraju, w którym branża gier osiąga roczne przychody w wysokości kilku miliardów złotych i w którym co roku tworzy się kilkaset nowych gier.
Chyba nikt nie uwierzy, że bez tych kilku milionów pochodzących z pieniędzy zabranych z kieszeni podatników branża ta nie da sobie rady i że z tego powodu wymaga rządowego wsparcia.
Prawdziwy powód jest inny – mają zarobić określeni ludzie. Właśnie rozdzielono pierwsze granty – maksymalnie po 400 tysięcy, łącznie 5 milionów złotych – i okazuje się, że w zespole oceniającym projekty zasiadali przedstawiciele dwóch firm, które ostatecznie te granty (oprócz piętnastu innych) otrzymały.
Państwo to zorganizowany skok na kasę.

Konfederacja to nacjonalizm, nie korwinizm

22 czerwca, 2023

Jeszcze o debacie Mentzen-Petru.
Czy ktoś jeszcze zauważył, że Sławomir Mentzen podczas debaty z Ryszardem Petru prezentował nie poglądy oficjalnie deklarowane przez partię której jest prezesem – Nową Nadzieję (dawniej KORWiN) – ale poglądy zawarte w programie Ruchu Narodowego?
Zobaczmy:
Deklaracja ideowa Nowej Nadziei: „Kategorycznie odrzucamy prowadzenie działalności gospodarczej przez państwo”.
Mentzen: „Nie prywatyzowałbym Orlenu, ponieważ kupi go inna spółka państwowa, tylko nie polska – np. rosyjska lub niemiecka (…) Sektor energetyczny jest strategiczny dla sprawy bezpieczeństwa Polski”.
Program Ruchu Narodowego: „Za oczywiste uważamy, że w obecnej sytuacji politycznej sektory takie jak energetyka, drogi i koleje lub sektor zbrojeniowy muszą być pod kontrolą państwa – jako własność państwowa lub, jeżeli pozostawione w rękach prywatnych, poprzez szczególną, ścisłą regulację prawną. W przeciwnym wypadku przedsiębiorstwa z tych sektorów zostaną szybko wykupione przez rządy innych państw, co prowadziłoby do ekonomicznego i politycznego uzależnienia Polski. (…) Firma działająca na wolnym rynku zawsze jest zagrożona przejęciem przez podmioty znajdujące się pod kontrolą zagranicznych rządów lub zagranicznych służb specjalnych. Dlatego kluczowe firmy z sektora energetycznego powinny być większościową własnością Skarbu Państwa lub co najmniej podlegać ścisłej kontroli i przemyślanym regulacjom”.
Deklaracja ideowa Nowej Nadziei: „Odrzucamy opodatkowanie pracy i obrotu. Środki powinny pochodzić z podatków majątkowych i zryczałtowanych podatków osobistych, emisyjnego (nie wyższego niż stopa wzrostu gospodarczego) oraz przejściowo: VATu i sprzedaży surowców należących do państwa”.
Mentzen (na pytanie, ile powinien wynosić PIT): „12% plus kwota wolna w wysokości dwunastokrotności minimalnego wynagrodzenia za pracę, ulga dla osób do 26. roku życia, ulga dla dzieci oraz ulga kredytowa (…) Nie mówiłem o likwidacji PIT-u. To był żart. (…) A CIT zostaje oczywiście, na poziomie 19%. To, co proponuję, to podwyższenie progu małego podatnika do 50 milionów złotych (…) Tak, żeby polskie małe, średnie formy płaciły niższe podatki, a zostawić wysokie opodatkowanie i skomplikowane dla międzynarodowych korporacji, które próbują wyciągać pieniądze z Polski”.
Program Ruchu Narodowego: „Uważamy też, że w Polsce powinny istnieć zróżnicowane podatki. Zasadą jest, że osoby zamożne powinny płacić więcej niż te o niższych dochodach, jednak należy wyróżnić trzy podstawowe warstwy społeczne – osoby biedniejsze, klasę średnią oraz ludzi realnie bogatych – i do każdej z nich stosować inne podejście. Tych ostatnich należy opodatkować w większych stopniu, jednocześnie chroniąc najbiedniejszych przed dalszym zubożeniem, a klasie średniej dając możliwość uzyskania trwałego bezpieczeństwa finansowego i budowy kapitału. (…) Kwota wolna od podatku w Polsce pozostaje od czasu wprowadzenia podatku PIT na bardzo podobnym, niskim poziomie. Obecnie Polska ma jedną z najniższych kwot wolnych w Europie. Stoimy na stanowisku, że znaczące zwiększenie kwoty wolnej od podatku niezbędne dla zwiększenia zamożności narodu polskiego. (…) Integralną częścią polityki prorodzinnej jest również oddziaływanie narzędziami podatkowymi na obniżenie cen produktów i usług związanych z założeniem rodziny i wychowywaniem dzieci, a także motywowanie do powiększania rodziny za pomocą ulg podatkowych. (…) Funkcjonującą od lat patologią polskiego systemu podatkowego jest unikanie opodatkowania przez wielkie międzynarodowe korporacje, szczególnie w zakresie unikania podatku dochodowego CIT (…). Jednocześnie aparat kontroli skarbowej koncentruje się swoją działalność na małych i średnich przedsiębiorstwach, niejednokrotnie działając w sposób nieproporcjonalnie dotkliwy dla kontrolowanego przedsiębiorcy. Postulujemy skoncentrowanie wysiłków administracji skarbowej na kontrolowaniu i wykazywaniu nieprawidłowości w wielkim biznesie. Należy także przeprowadzić odpowiednie systemowe działania utrudniające praktykę transferowania dochodów do krajów macierzystych zagranicznych firm i do rajów podatkowych”.
Deklaracja ideowa Nowej Nadziei: „Jesteśmy również przekonani o konieczności ustanowienia prawnego zakazu zadłużania państwa i samorządów”.
Mentzen: „Nie ma potrzeby zmniejszania teraz deficytu, on jest na bezpiecznym poziomie. (…) Niebezpiecznie się robi przy 90% PKB. Stąd dług na poziomie 50% jest zupełnie bezpieczny. Uważam, że priorytetem jest obniżanie podatków, a nie niwelowanie długu publicznego”.
Program Ruchu Narodowego: „Ograniczenie zadłużenia publicznego nie jest możliwe w sytuacji, gdy co roku przyjmowana jest ustawa budżetowa z idącym w dziesiątki miliardów deficytem, a społeczeństwo uważa to za standard niezależnie od kondycji gospodarki i stanu dochodów państwa. Dlatego postulujemy elastyczną politykę budżetową, mającą jednak na celu stabilizację koniunktury gospodarczej i redukcję deficytu strukturalnego całego sektora finansów publicznych. W praktyce oznaczać to będzie ustanawianie budżetów zrównoważonych lub z nadwyżką, w okresie wzrostu gospodarczego i przyzwalanie na deficyt, w okresie recesji”.
Deklaracja ideowa Nowej Nadziei: „Odrzucamy jakiekolwiek przejawy państwowego interwencjonizmu i etatyzmu – zarówno w sferze rynkowej, jak i w sferze społecznej”.
Mentzen (na pytanie, czy należy przywrócić pobór do wojska): „Jestem zwolennikiem szkoleń dla mężczyzn pomiędzy maturą a studiami”.
Program Ruchu Narodowego: „Każdy młody Polak, pełnosprawny psychicznie i fizycznie, powinien przejść podstawowe przeszkolenie wojskowe podczas nauki w szkole średniej”.
Korwiniści, ktoś robi was w wała.

Mentzen za państwowymi molochami

21 czerwca, 2023

Lider Konfederacji i zarazem wchodzącej w jej skład partii Nowa Nadzieja, Sławomir Mentzen, we wczorajszej debacie z Ryszardem Petru stwierdził, że jest przeciwny prywatyzacji należących do państwa spółek takich jak Orlen, KGHM czy PGE, bo w takim przypadku kupią je państwowe firmy niemieckie czy rosyjskie, a „sektor energetyczny jest strategiczny dla bezpieczeństwa państwa”. Jego zdaniem nie jest możliwe zapobieżenie temu, dopóki Polska jest w Unii Europejskiej.
Moim zdaniem pan Mentzen się tu myli. Artykuł 52 Traktatu o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej stanowi, iż „Postanowienia niniejszego rozdziału [Prawo przedsiębiorczości] oraz środki podjęte na ich podstawie nie przesądzają o zastosowaniu przepisów ustawowych, wykonawczych lub administracyjnych przewidujących szczególne traktowanie cudzoziemców, uzasadnione względami porządku publicznego, bezpieczeństwa publicznego lub zdrowia publicznego”. Oznacza to, że powołując się na bezpieczeństwo publiczne, można zabronić kupowania udziałów i akcji w przedsiębiorstwach należących do „strategicznych sektorów” podmiotom powiązanym z innymi rządami i będzie to zgodne z traktatami unijnymi.
Można też – jak proponował jego oponent w debacie – podzielić Orlen czy podobne spółki na wiele mniejszych, co utrudni zmonopolizowanie rynku nawet, jeśli nad którąś z tak utworzonych mniejszych spółek przejął kontrolę podmiot powiązany z innym państwem. Tym bardziej, że na ewentualne ponowne łączenie się takich przedsiębiorstw zgodę będzie musiał w obecnym stanie prawnym wyrazić Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Można wreszcie pomyśleć o prywatyzacji nietypowej – utworzyć z państwowych koncernów oraz większościowych udziałów Skarbu Państwa w spółkach podmioty będące rodzajem spółdzielni obywatelskich, których członkami z mocy prawa staną się początkowo np. wszyscy obywatele. Wtedy władze każdego z tych podmiotów byłyby wybierane niezależnie przez obywateli zainteresowanych członkostwem w nich i nie mogłyby stać się politycznym łupem po wygraniu wyborów do Sejmu. Byłaby zapewniona kontrola społeczna – nie sądzę, by utrzymałby się na stanowisku prezes firmy zawyżającej ceny paliw – i nie mogłyby tych podmiotów kupić koncerny należące do obcych państw.
Nie wszystkie te możliwości są rozwiązaniami czysto wolnorynkowymi, ale z pewnością są bardziej rynkowe, mniej etatystyczne i mniej korupcjogenne niż rozwiązanie, którego broni pan Mentzen, to znaczy pozostawienie tych przedsiębiorstw w rękach państwa. Mówi on wprawdzie o ich „odpolitycznieniu”, ale doświadczenie uczy, że odpolitycznienie czegokolwiek należącego do polskiego państwa można włożyć między bajki – konfitury są zbyt kuszące, a politycy zawsze znajdą sposób, by ominąć przepisy „gwarantujące” takie „odpolitycznienie”, nawet na poziomie Konstytucji – dobrym przykładem jest tu Telewizja Polska.
A jeśli komuś się wydaje, że pozostawienie strategicznego przedsiębiorstwa w rękach państwa zwiększa bezpieczeństwo publiczne, niech przeczyta sobie historię Nitro-Chemu – firmy produkującej materiały wybuchowe i amunicję. Okazało się właśnie, że nie przestrzegano tam podstawowych standardów cyberbezpieczeństwa, a konflikt między prezesem oraz byłym prezesem „z nadania politycznego” doprowadził do wycieku danych o nieustalonych jeszcze konsekwencjach, bo ten ostatni kazał zainstalować na komputerach kluczowych pracowników oprogramowanie szpiegujące.
Stanowisko lidera Konfederacji okazuje się tu być dość wiernym powtórzeniem programu Ruchu Narodowego: „Za oczywiste uważamy, że w obecnej sytuacji politycznej sektory takie jak energetyka, drogi i koleje lub sektor zbrojeniowy muszą być pod kontrolą państwa – jako własność państwowa lub, jeżeli pozostawione w rękach prywatnych, poprzez szczególną, ścisłą regulację prawną. W przeciwnym wypadku przedsiębiorstwa z tych sektorów zostaną szybko wykupione przez rządy innych państw, co prowadziłoby do ekonomicznego i politycznego uzależnienia Polski (…) Firma działająca na wolnym rynku zawsze jest zagrożona przejęciem przez podmioty znajdujące się pod kontrolą zagranicznych rządów lub zagranicznych służb specjalnych. Dlatego kluczowe firmy z sektora energetycznego powinny być większościową własnością Skarbu Państwa lub co najmniej podlegać ścisłej kontroli i przemyślanym regulacjom”. Wskazuje to na brak zasadniczych różnic w tej kwestii między partią Nowa Nadzieja (na czele której stoi pan Mentzen) a Ruchem Narodowym. Obie części składowe Konfederacji są pod tym względem mocno antywolnorynkowe i prezentują pogląd nieróżniący się w praktyce od stanowiska obecnie rządzącej partii. To tyle, jeśli chodzi o rzekomą wolnorynkową alternatywę, jaką dla niektórych wciąż pozostaje Konfederacja.