Archiwum kategorii ‘Polityka’

Żakowski i wyszydzanie narodu

piątek, 8 listopada, 2013

Publicysta Jacek Żakowski w nawiązaniu do obywatelskiego wniosku o referendum dotyczące edukacji (odrzuconego dzisiaj przez Sejm, mimo poparcia przez ponad milion obywateli) powiedział, że „ten kto odpowie „tak”, na pytanie „Czy jesteś za zniesieniem obowiązku szkolnego dla sześciolatków”, powinien stanąć przed sądem. Za wyszydzanie i lżenie narodu polskiego. Bo wyraziłby przekonanie że polskie dzieci, tylko dlatego że są polskie, są głupsze od dzieci z innych krajów, niedorozwinięte ewolucyjne, niezdolne do tego żeby uczestniczyć w nauczaniu w wieku sześciu lat„.
Jak widać, zdaniem Jacka Żakowskiego brak obowiązku szkolnego oznacza automatycznie brak możliwości przyjęcia do szkoły zdolnego sześciolatka. Jest to całkowita nieprawda, bo taka możliwość istnieje i to od wielu lat. Sam rozpocząłem naukę w szkole podstawowej w wieku niecałych 6 lat, a było to jeszcze w czasach gierkowskich.
Jak również widać, Jacek Żakowski utożsamia nauczanie z uczęszczaniem do szkoły. To również jest całkowita nieprawda. Nauczanie zdolnego dziecka może mieć miejsce poza szkołą i często przynosi lepsze efekty. Ja czytać i pisać nauczyłem się jeszcze zanim poszedłem do szkoły. Z klocków z literkami, które kupili mi rodzice (a może dziadkowie), a potem z książeczek dla dzieci. Skutek był taki, że gdy w końcu poszedłem do szkoły, po półroczu przeniesiono mnie do drugiej klasy – bo wiadomości z zakresu pierwszej już miałem.
Oczywiście dzieci rozwijają się intelektualnie w różnym tempie i jedne będą potrafiły czytać i pisać już w wieku czterech lat, a dla innych odpowiednim wiekiem do rozpoczęcia takiej nauki będzie siedem lat.
Ale pan Żakowski domagając się obowiązku szkolnego dla sześciolatków uważa, że polskie dzieci są wszystkie jednakowe. Że nie ma dzieci, które w wieku sześciu lat są jeszcze nieprzygotowane do nauki szkolnej i że nie ma dzieci, które w tym wieku są w stanie uczyć się bez chodzenia do szkoły. A jeśli ich rodzice tak uważają, to się najwyraźniej nie znają. I że te dzieci, które nadają się do rozpoczęcia nauki w tym wieku nie rozpoczną jej bez przymusu ze strony państwa, bo rodzicom na tym nie zależy.
To jest właśnie wyszydzanie i lżenie narodu polskiego – twierdzić, że Polacy nie są w stanie ocenić, kiedy ich dzieci nadają się do rozpoczęcia nauki i jakiego typu nauka jest dla nich korzystna, i że samemu się wie lepiej. Gdybym nie uważał, że każdy ma prawo pleść dowolnie obraźliwe bzdury, to domagałbym się, żeby to Jacek Żakowski stanął przed sądem.

Wywiad z Wiplerem

poniedziałek, 28 października, 2013

Serwis Libertarianin.org umożliwił mi zadanie paru pytań posłowi Przemysławowi Wiplerowi, pytania te wraz odpowiedziami na nie można przeczytać tutaj. (Dla wyjaśnienia – pierwsze pytanie nie pochodzi ode mnie). Jakby ktoś nie wiedział, poseł Wipler napisał swego czasu pracę magisterską pt. „Libertariańskie podejście do państwa”, cytując w niej m. in. dwa moje teksty 🙂
Przy okazji – Przemysław Wipler był jednym z trzech posłów, którzy zagłosowali przeciwko projektowi ustawy stwarzającej furtkę do bezterminowego przetrzymywania skazanych za dowolne przestępstwo (a nie tylko wyjątkowych zbrodniarzy, jak było to uporczywie przedstawiane) w specjalnej „psychuszce” – Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zaburzeniom Dyssocjalnym (w pierwotnej wersji projektu – Krajowy Ośrodek Terapii Zaburzeń Psychicznych, pisałem o tym, jako o „polskim Belbury”). Wielki minus dla posłów PiS, którzy mimo krytyki projektu i odrzucenia wszystkich proponowanych przez nich poprawek zagłosowali ostatecznie za projektem ustawy.

Kompromitacja eksperta Feynmana

środa, 18 września, 2013

Tak sobie myślę – w związku z pewnym artykułem – że gdyby „Gazeta Wyborcza” zajmowała się katastrofą wahadłowca „Challenger”, to uczestnictwo Richarda Feynmana w komisji badającej jej przyczyny uznałaby za kompromitację. Bo przecież to fizyk teoretyk, a nie astronauta, konstruktor wahadłowców czy specjalista od katastrof lotniczych.
Nie mówiąc już o tym, że wyszedł poza swoją dziedzinę, sugerując możliwą przyczynę katastrofy. Choć w końcu okazało się, że miał rację.

Grzywna za transparent, kiedy za koszulkę?

sobota, 3 sierpnia, 2013

Kilku młodych ludzi z częstochowskiego koła Młodzieży Wszechpolskiej postanowiło wziąć udział w swoim mieście w legalnych, oficjalnych obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego. Gdy próbowali dołączyć do uroczystego przemarszu z transparentem o treści „Wszechpolacy pamiętają – bohaterów wysławiają”, zostali zatrzymani przez policję, przewiezieni na komendę miejską i – pod pretekstem, że nie posiadali zgody organizatora marszu na rozpostarcie transparentu – obwinieni o popełnienie wykroczenia z art. 63a kodeksu wykroczeń, który brzmi:
„Kto umieszcza w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym ogłoszenie, plakat, afisz, apel, ulotkę, napis lub rysunek albo wystawia je na widok publiczny w innym miejscu bez zgody zarządzającego tym miejscem, podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny”.
Nie obwiniono ich przy tym o popełnienie wykroczenia z art. 52 § 1 pkt. 1 lub 4 kodeksu wykroczeń (przeszkadzanie lub usiłowanie przeszkodzenia w organizowaniu lub w przebiegu niezakazanego zgromadzenia; bezprawne zajmowanie lub wzbranianie się opuszczenia miejsca, którym inna osoba lub organizacja prawnie rozporządza jako zwołujący lub przewodniczący zgromadzenia), ani też o popełnienie wykroczenia z art. 13b ustawy Prawo o zgromadzeniach (niewykonanie żądania przewodniczącego zgromadzenia opuszczenia tego zgromadzenia przez osobę, która swoim zachowaniem narusza przepisy ustawy albo uniemożliwia lub usiłuje udaremnić zgromadzenie – w razie niepodporządkowania się żądaniu, przewodniczący zwraca się o pomoc do policji lub straży miejskiej). Oznacza to, że nie przeszkadzali oni przebiegowi przemarszu, a jego organizator nie żądał od nich jego opuszczenia. Po prostu policja uznała, że skoro nie pytali wcześniej organizatora o zgodę na rozwinięcie transparentu określonej treści, przez sam fakt jego rozwinięcia popełnili wykroczenie – bez względu na to, jaka ta treść była.

Siedem pytań do Jarosława Gowina

środa, 31 lipca, 2013

1. W czasie, gdy sprawował Pan urząd ministra sprawiedliwości, w ministerstwie został przygotowany projekt ustawy o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób. Projekt ten przewiduje stworzenie możliwości bezterminowego więzienia w specjalnym ośrodku sprawców niektórych przestępstw (popełnionych z użyciem przemocy), po odbyciu przez nich kary, jeśli „w trakcie postępowania wykonawczego stwierdzono u nich zaburzenia psychiczne w postaci upośledzenia umysłowego, zaburzenia osobowości lub zaburzenia preferencji seksualnych” i te „stwierdzone zaburzenia psychiczne wykazują taki charakter lub nasilenie, że zachodzi wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu zabronionego z użyciem przemocy lub groźbą jej użycia przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności seksualnej i obyczajności, zagrożonego karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej 10 lat”. Projekt ten był broniony przez Pana osobiście, na stronach „Rzeczpospolitej” można przeczytać: „Jak przyznał w rozmowie z dziennikarzami tej stacji szef resortu Jarosław Gowin jest to jego „priorytetowy projekt”, który powinien być błyskawicznie przejść ścieżkę legislacyjną po to, by „społeczeństwo mogło się skutecznie bronić” przed najgroźniejszymi przestępcami”.
Dlaczego projekt, przedstawiany przez Pana jako środek obrony przed „najgroźniejszymi przestępcami” zakłada możliwość dożywotniego izolowania w ośrodku nie tylko owych „najgroźniejszych przestępców”, ale również skazanych za przestępstwa typu rozbój czy napaść na funkcjonariusza? Czy nie obawia się Pan, że w takim ośrodku może znaleźć się osoba wrobiona w np. napaść na policjanta lub sprowokowana brutalnością policji do takiej napaści? I czy nie obawia się Pan, że gdy już taki ośrodek powstanie, ktoś może wpaść na pomysł rozszerzania kategorii osób, które się tam powinny znaleźć?
2. Przedstawia się Pan jako nie tylko personalna, ale i programowa alternatywa dla Donalda Tuska. Jednak według danych z portalu Sejmometr, Pański „współczynnik zbuntowania” (czyli odsetek głosowań, w których głosował Pan inaczej niż większość klubu PO) wynosi 0,4%. Jest to mniej, niż „współczynnik zbuntowania” dla statystycznego posła. W samej Platformie Obywatelskiej wyższym współczynnikiem zbuntowania może się wykazać 53 posłów. Jak w świetle tej dotychczasowej Pana działalności w Sejmie chce Pan przekonać potencjalnych wyborców, że jest Pan faktyczną programową alternatywą dla obecnego premiera?
3. Dlaczego 26 lipca br. głosował Pan za przyjęciem projektu ustawy o zmianie ustawy o podatku od towarów i usług oraz ustawy Ordynacja podatkowa, przewidującego wprowadzenie możliwości solidarnej odpowiedzialności nabywców niektórych towarów (np. paliw) w przypadku niezapłacenia VAT przez dostawcę? Projekt ten wcześniej był krytykowany przez Związek Przedsiębiorców i Pracodawców oraz przez Roberta Gwiazdowskiego, który określił go nawet jako „gwałt zbiorowy na podatnikach”. Jak ma się to do głoszonego przez Pana hasła o „budowie wolnorynkowej Platformy”, haseł „niskich i prostych podatków”, ujednolicenia prawa podatkowego, poszerzenia wolności gospodarczej?

Dość terroru fiskusa!

piątek, 21 czerwca, 2013

Przypadek Jana K., rolnika, który popełnił samobójstwo w następstwie zablokowania mu konta bankowego i groźby zajęcia maszyn oraz gospodarstwa przez urząd skarbowy pokazał po raz kolejny, wyjątkowo dobitnie, jak tyrański jest obecny system ściągania podatków i jak niewiele ma on wspólnego z powszechnie uznawanymi normami rozstrzygania sporów.
Urzędnicy zarzucali Janowi K. niezapłacenie podatków od handlu ziemią, wyceniając jego należności wobec Skarbu Państwa na ponad milion złotych. Rolnik odwołał się do sądu administracyjnego, ale fiskus nie czekając na rozstrzygnięcie sprawy przez sąd – rzecz jasna zgodnie z prawem – przystąpił do egzekucji określonej przez siebie należności. Wybierając w dodatku samemu sposób – zamiast części ziemi zajęto Janowi K. konto i zagrożono zajęciem gospodarstwa, pozbawiając go możliwości prowadzenia działalności.
Wyobraźmy sobie, że z roszczeniem wobec Jana K. wystąpiłaby jakaś prywatna spółka. Że kiedyś tam nie zapłacił jej za coś miliona. Spółka ta musiałaby iść najpierw z tym roszczeniem do sądu cywilnego i udowodnić, że dług jej się należy. Rolnik mógłby przedstawiać swoje dowody i racje, a w razie niekorzystnego dla siebie wyroku odwołać się do wyższej instancji. Potem – gdyby dobrowolnie nie chciał zapłacić – sąd musiałby nadać wyrokowi klauzulę wykonalności i przekazać sprawę komornikowi. I dopiero ten mógłby wszcząć egzekucję.
Dlaczego taka procedura nie obowiązuje przy roszczeniach podatkowych? W tym przypadku urzędnicy nie muszą niczego udowadniać przed sądem. Jedni urzędnicy określają należność jako obowiązującą, doliczając do niej często wymierzone przez siebie kary, drudzy podejmują decyzję o jej wyegzekwowaniu. Są zarazem wierzycielem, sądem i komornikiem. Sami interpretują przepisy, stwierdzają, jaki był stan faktyczny i zabierają co uznają za stosowne. Istnieje możliwość skargi do sądu administracyjnego, ale nie wstrzymuje ona egzekucji.

Samoograniczanie się Republikanów

czwartek, 13 czerwca, 2013

Byłem na inauguracyjnym spotkaniu Klubu Republikańskiego w Katowicach. Jak dotąd inicjatywę Przemysława Wiplera (który, notabene, pisał swoją pracę magisterską o libertariańskim podejściu do państwa, powołując się w źródłach na m. in. moje teksty) odbieram dość pozytywnie, czego wyraz dałem pisząc oświadczenie na ten temat dla tworzącej się Partii Libertariańskiej. Pomysły zmniejszenia biurokracji, zniesienia podatku dochodowego, uproszczenia przepisów podatkowych, deregulacji 250 zawodów, reformy systemu emerytalnego przewidującej możliwość rezygnacji z przymusowych składek na ubezpieczenie społeczne, oddania ludziom pieniędzy zaoszczędzonych na cięciach w administracji, a także zwiększenia bezpośredniego wpływu obywateli na sprawowanie władzy poprzez referenda i obywatelską inicjatywę ustawodawczą, choć z mojego punktu widzenia nie do końca radykalne, to coś, co mógłbym poprzeć. Przemawia do mnie również zadeklarowana w manifeście Republikanów idea przeprowadzenia tych reform „razem z (…) ludźmi, których nie ma dzisiaj w polityce” i przekonanie, że „lepsza Polska będzie możliwa tylko, jeśli uda się przekonać do działania tysiące osób, które dzisiaj są poza polityką”. Bo tylko tacy ludzie mają interes w reformach polegających na zmniejszeniu zakresu władzy klasy politycznej.
Na spotkaniu rozdawano do wypełnienia deklaracje członkowskie powstającego stowarzyszenia Republikanie. I okazało się, że na ostatniej stronie formularza deklaracji znajduje się oświadczenie, że deklarujący utożsamia się „z trzema fundamentalnymi zasadami działania stowarzyszenia Republikanie na rzecz: prymatu dobra wspólnego nad interesami prywatnymi w polskim i europejskim życiu publicznym; podmiotowości Rzeczpospolitej w wymiarze wewnętrznym i zewnętrznym; funkcjonowania polskich i europejskich instytucji publicznych w duchu zgodnym z chrześcijańską koncepcją człowieka, w szczególności w zakresie ochrony życia ludzkiego od naturalnego poczęcia do naturalnej śmierci”. Czyli okazuje się, że dla bycia członkiem Republikanów ważniejsze od poparcia dla cięć w administracji, zniesienia podatku dochodowego, zniesienia przymusowych składek emerytalnych, deregulacji zawodów, referendów i w ogóle wszystkiego, co zawierają „Priorytety dla Polski” jest poparcie dla zakazu aborcji, eutanazji oraz braku w systemie prawnym kary śmierci, a może i poparcie dla innych praw motywowanych religijnie (zakaz handlu w niedzielę? zakaz rozwodów? zakaz homoseksualizmu?)…

Test polityczny

piątek, 31 maja, 2013

Zrobiłem sobie kolejny test na poglądy polityczne. Okazało się, że wg tego testu jestem kapitalistą – choć nie dysponuję kapitałem, nie prowadzę działalności gospodarczej i nie wyzyskuję robotników 🙂 Pełne wyniki są takie:
Kosmopolityzm – nacjonalizm: 58% przewagi kosmopolityzmu.
Świeckość – fundamentalizm: 72% przewagi świeckości.
Wizjonerstwo (postępowość?) – reakcjonizm: 25% przewagi wizjonerstwa.
Anarchizm – autorytaryzm: 54% przewagi anarchizmu.
Komunizm – kapitalizm: 78% przewagi kapitalizmu.
Pacyfizm – militaryzm: 24% przewagi pacyfizmu.
Ekologizm – antropocentryzm: 68% przewagi antropocentryzmu.
wyniki
Jak widać, bycie „kapitalistą” oznacza tu po prostu bycie zwolennikiem własności prywatnej czy też wolności gospodarczej.
Dla porównania, średni wynik Polaków:
wyniki_PL
I średni wynik z całego świata:
wyniki_world

Polskie Belbury

wtorek, 23 kwietnia, 2013

W 1945 roku Clive Staples Lewis napisał powieść „That Hideous Strength”, opublikowaną po polsku pod tytułami „Ta ohydna siła” i „Ta straszna siła”. Fabuła tej powieści kręci się wokół totalitarnego, inspirowanego przez demoniczne siły eksperymentu przeprowadzanego na społeczeństwie pewnego angielskiego miasta. Jednym z jego elementów jest specyficzne postępowanie z przestępcami:
„Mark nie od razu pojął, o co chodzi. Wróżka zaczęła mu więc tłumaczyć, że tym, co od dawna krępuje działanie angielskiej policji, jest właśnie pojęcie „zasłużonej kary”. Jest to sztywne ograniczenie: z kryminalisty można zrobić tylko to i to, nic więcej. Natomiast „lecznicze traktowanie” nie stwarza żadnych ograniczeń: może trwać, dopóki nie osiągnie się ostatecznego celu, jakim jest „wyleczenie” przestępcy. Kto o tym decyduje? Oczywiście ci, którzy leczą. A jeśli sama kuracja jest tak humanitarna, to co dopiero prewencja! Wkrótce każdy, kto kiedykolwiek trafił w ręce policji, znajdzie się pod kontrolą”.
W miarę rozwoju akcji staje się jasne, że nie chodzi o żaden humanitaryzm, ale o terror i kontrolę nad ludźmi. Główny bohater, początkowo zwiedziony „postępowymi” ideami, spotyka się z oskarżeniem:
„To za twoją zgodą zwykli skazańcy zostali zabrani z więzień, do których ich posłali brytyjscy sędziowie, i przewiezieni do Belbury, aby tam, przez nieokreślony czas, poza zasięgiem prawa, poddawano ich torturom, aby im odbierano tożsamość pod szyldem waszej „leczniczej metody reedukacyjnej””.
Można spojrzeć na to oczami jednego z więźniów, który po skończeniu swojego wyroku nie zostaje wypuszczony, ale skierowany na „leczenie” w ośrodku w Belbury:
„Tym więźniem był pan Maggs, siedzący w niewielkiej białej celi i przeżuwający swą udrękę jak każdy prosty człowiek. W takich okolicznościach osoba wykształcona rozmyślałaby zapewne o tym, jak owa nowa idea zamiany kary na „leczenie”, tak humanitarna na pierwszy rzut oka, w rzeczywistości pozbawia skazańca wszystkich praw, a rezygnując z samego pojęcia kary, czyniła ów proces niekończącym się i nieodwracalnym. Pan Maggs myślał jednak tylko o jednym: że jest to dzień , na który liczył przez cały czas odsiadywania swojego wyroku, że oczekiwał tak długo tego dnia, aby w domu napić się herbaty z Ivy (na pewno przygotuje coś smacznego na powitanie), i że to się nie stało. Siedział nieruchomo i cicho. Co jakieś dwie minuty pojedyncza łza spływała mu po policzku”.
Los pana Maggsa to fikcja literacka. Okazuje się jednak, że niespełna 70 lat po napisaniu „That Hideous Strength” coś podobnego może zrealizować się w Polsce. Ministerstwo Sprawiedliwości pod kierownictwem ministra Gowina przygotowało bowiem projekt specustawy legalizującej bezterminowe przetrzymywanie w specjalnym ośrodku osób, które odbyły już swoją karę pozbawienia wolności, ale „w trakcie postępowania wykonawczego stwierdzono u nich zaburzenia psychiczne w postaci upośledzenia umysłowego, zaburzenia osobowości lub zaburzenia preferencji seksualnych” i te „stwierdzone zaburzenia psychiczne wykazują taki charakter lub nasilenie, że zachodzi wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu zabronionego z użyciem przemocy lub groźbą jej użycia przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności seksualnej i obyczajności”. Wystarczy opinia psychiatrów, że czyjaś osobowość jest wystarczająco zaburzona i już można trzymać takiego człowieka w więzieniu nawet dożywotnio.

Jak MAiC i UKE informują o cookies :-)

poniedziałek, 25 marca, 2013

Od kilku dni (22 marca br. ) obowiązuje art. 173 Prawa telekomunikacyjnego w nowym brzmieniu, nakazujący, by przechowywanie lub uzyskiwanie dostępu do informacji już przechowywanej „w telekomunikacyjnym urządzeniu końcowym abonenta lub użytkownika końcowego” (w postaci np. plików cookies wysyłanych przez witryny internetowe) było uwarunkowane uprzednim bezpośrednim poinformowaniem tegoż abonenta lub użytkownika końcowego „w sposób jednoznaczny, łatwy i zrozumiały” o celu przechowywania i uzyskiwania dostępu do tej informacji, a także o możliwości określenia przez niego warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do tej informacji za pomocą ustawień oprogramowania zainstalowanego w wykorzystywanym przez niego telekomunikacyjnym urządzeniu końcowym lub konfiguracji usługi (czyli mówiąc po ludzku – w przypadku plików cookies za pomocą ustawień przeglądarki).
Przepis moim zdaniem – jako użytkownika Internetu – wyjątkowo głupi, bo przeszkadzający mi w normalnym przeglądaniu stron internetowych. Za każdym razem, gdy wejdę na jakąś popularniejszą stronę, wyskakuje mi natarczywy komunikat z informacją o używaniu cookies, w który zwykle muszę kliknąć, by go zamknąć. To tak, jakby przy wejściu do sklepu zaczepiał mnie natarczywy ochroniarz recytujący mi prawa konsumenta. Wprawdzie za drugim wejściem na stronę ten komunikat mi się nie pokazuje – ale po zamknięciu przeglądarki i ponownym jej otwarciu wszystko zaczyna się od nowa. A to dlatego, że informacja o tym, czy przeczytałem i ukryłem kliknięciem komunikat zapisywana jest właśnie w pliku cookie, a ja mam ustawione w przeglądarce – dla większego bezpieczeństwa – kasowanie tych plików z chwilą zamknięcia przeglądarki. Być może gdybym miał ustawienia mniej bezpieczne, pozwalające cookies zapisywać się na czas dłuższy niż sesja przeglądarki, to paradoksalnie miałbym z tym większy spokój, przynajmniej na niektórych stronach.