Killdozer
4 czerwca, 2011Siedem lat temu, 4 czerwca 2004 roku, Marvin Heemeyer wsiadł do opancerzonego przez siebie buldożera i mimo prób powstrzymania przez policję zniszczył kilkanaście budynków należących do ludzi, którzy doprowadzili go do ruiny – władz miasta, powiązanych z nimi biznesmenów oraz lokalnych mediów. Po czym popełnił samobójstwo.
O co konkretnie poszło, można przeczytać np. na Wikipedii:
„Według relacji mieszkańców miasta oraz pozostawionych przez Heemeyera nagrań i listów, w 2001 wdał się on w spór z ratuszem dotyczący planów zagospodarowania przestrzeni miejskiej. Zmienione chwilę wcześniej plany zakładały budowę fabryki cementu w sposób, który odciąłby jedyną drogę dojazdową do zakładu Heemeyera, co uniemożliwiłoby mu prowadzenie biznesu, i uczyniłoby posiadany przez niego grunt praktycznie bezwartościowym.
Heemeyer bezskutecznie zabiegał o pozostawienie drogi dojazdowej i składał liczne apelacje od decyzji, jednak ratusz niezmiennie sprzyjał budowie fabryki, a także jawnie krytykował postawę Marvina za pośrednictwem lokalnych mediów. Po przegranej, właściciel zakładu postanowił nie poddawać się i zaczął zabiegać o zbudowanie nowej drogi dojazdowej na jego posesję – jednak i ten wysiłek skończył się niepowodzeniem.
Konstytucyjna wolność regulaminem ograniczona
30 maja, 2011Zgodnie z art. 54 ust. 1 Konstytucji RP każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
Zgodnie z art. 31 ust. 3 Konstytucji RP ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw – a więc i wolności zapewnionej przez art. 54 ust. 1 – mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.
Tyle konstytucyjna teoria. A jak jest w praktyce?
W praktyce ograniczenie wolności wyrażania swoich poglądów i rozpowszechniania informacji może – całkowicie zgodnie z aktualnie obowiązującym prawem! – być ustanowione w dokumentach, które nie są nawet źródłami prawa, wydawanych przez całkiem prywatne instytucje. Dokładniej mówiąc – w regulaminach obiektu (na przykład stadionu piłkarskiego) albo regulaminach imprezy masowej. Bo zgodnie z art. 54 ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych „kto nie wykonuje polecenia porządkowego, wydanego na podstawie ustawy, regulaminu obiektu (terenu) lub regulaminu imprezy masowej przez służby porządkowe lub służby informacyjne, podlega karze grzywny nie niższej niż 2 000 zł”. Czyli jeśli w regulaminie stadionu znajdzie się np. zapis o zakazie wywieszania transparentów „o treści niezgodnej z charakterem imprezy”, a kibice podczas meczu takie transparenty wywieszą, to – jeśli spiker wezwie do ich usunięcia, a oni tego nie zrobią – mogą zostać ukarani w całym majestacie prawa grzywną.
Procedury cenzury
26 maja, 2011Trwają przygotowania do zmiany ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. MSWiA opublikowało projekt założeń do projektu ustawy zmieniającej, który na dniach ma być przyjęty przez Radę Ministrów. Przewiduje on między innymi zmiany dotyczące sfery odpowiedzialności dostawcy e-usługi (np. hostingu stron lub plików, portalu społecznościowego, platformy blogowej, forum internetowego) za dane (treści) „o bezprawnym charakterze” umieszczane i przechowywane w jego systemie teleinformatycznym przez usługobiorcę (np. właściciela strony internetowej, posiadacza konta w serwisie udostępniającym pliki albo na portalu społecznościowym, autora bloga na platformie blogowej, użytkownika forum).
W chwili obecnej, zgodnie z art. 14 wspomnianej ustawy, „nie ponosi odpowiedzialności za przechowywane dane ten, kto udostępniając zasoby systemu teleinformatycznego w celu przechowywania danych przez usługobiorcę, nie wie o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności, a w razie otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności niezwłocznie uniemożliwi dostęp do tych danych”. Innymi słowy, usługodawca ponosi odpowiedzialność za dane zamieszczone przez usługobiorcę, jeśli w jakiś sposób został on poinformowany o ich „bezprawnym charakterze” (np., że stanowią naruszenie czyichś dóbr osobistych, praw autorskich, kogoś zniesławiają lub znieważają, propagują totalitarny ustrój państwa, nawołują do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych lub wyznaniowych, zaprzeczają zbrodniom nazistowskim lub komunistycznym, obrażają uczucia religijne, pochwalają zachowania „o charakterze pedofilskim”, stanowią pornografię z udziałem małoletniego lub publicznie dostępną itd.), a mimo to ich nie usunął ani nie zablokował do nich dostępu. Ponieważ dostawcy e-usług najczęściej nie są ekspertami w ocenianiu, czy wskazana treść jest zgodna z prawem, a ponadto nie są w stanie ustalić stanu faktycznego (np. czy zarzut korupcji postawiony na blogu jakiemuś politykowi jest prawdziwy), to w praktyce często na wszelki wypadek blokują dostęp do wszelkich danych, co do których zostali przez kogoś poinformowani, że mogą one potencjalnie naruszać prawo. Prowadzi to do faktycznej cenzury rozmaitych treści, które w istocie nie są bezprawne, a jedynie złożono na nie takie doniesienie – bywa, że z technicznych powodów wraz z innymi treściami znajdującymi się np. na tej samej stronie internetowej. Przykładem były tu moje własne strony internetowe, do których dostęp został w całości zablokowany przez właściciela serwera po informacji policji, że mogą znajdować się na nich treści naruszające prawo – i pozostawał zablokowany przez kilka miesięcy, zanim postępowanie prowadzone przez prokuraturę nie ustaliło ostatecznie, że żadnych takich treści tam nie było. Dodatkowo, usługodawcy muszą poświęcać swój czas i zasoby na reagowanie na doniesienia o bezprawnym charakterze przechowywanych danych, co zwłaszcza w przypadku dużych usługodawców stanowi istotną trudność (jak np. podaje „Dziennik Gazeta Prawna”, „tylko do jednego z większych portali w kwietniu tego roku napłynęło ponad 17 tysięcy skarg na obraźliwe czy łamiące prawa autorskie wpisy internautów”).
MSWiA przedstawia proponowane przez siebie zmiany jako poprawiające sytuację dostawców e-usług w tym zakresie. Mają one polegać na określeniu w ustawie dokładnej, sformalizowanej procedury zawiadamiania i blokowania informacji. Zdaniem autorów wymienionego wyżej projektu założeń „zapewni to usługodawcom ochronę od odpowiedzialności za zamieszczone w sieci treści niedozwolone, oczywiście po spełnieniu określonych przesłanek”.
Abramowski o wydarzeniach w Hiszpanii
24 maja, 2011„Istnieją prawa podstawowe, które powinny być zapewnione przez system społeczny: prawo do mieszkania, zatrudnienia, dostępu do kultury, opieki zdrowotnej, edukacji, udziału w polityce, nieskrępowanego rozwoju indywidualnego, zdrowego i szczęśliwego życia”.
Manifest Ruchu 15 Maja, 2011 r.
„Typ demokratyczny pożąda przede wszystkim wolności tworzenia, typ niewolniczy – „chleba i igrzysk”, pierwszy usiłuje sam doskonalić i ulepszać swoje życie, drugi żąda tego od państwa„.
Edward Abramowski, Idee społeczne kooperatyzmu, 1907 r.
„Potrzebna jest Rewolucja Etyczna”.
Manifest Ruchu 15 Maja, 2011 r.
„Rewolucja ludowa wymaga właśnie tych cech moralnych i życiowych, które upaństwawianie zabija”.
Edward Abramowski, Socjalizm a państwo. Przyczynek do krytyki współczesnego socjalizmu, 1904 r.
Klatka
22 maja, 2011Maciej Zaremba w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” wspomina, jak to spotkał się z Markiem Edelmanem i ten wygłosił mu wykład, „że najlepsza na świecie jest socjaldemokracja, bo ludzie są jak szczury. Jeśli zamkniesz za wiele w jednej klatce, to zaczną się gryźć, czyli trzeba stworzyć warunki, żeby się nie gryzły”.
Wydawać by się mogło, że przeciętny człowiek powinien dojść tu do wniosku, że trzeba te szczury – czytaj ludzi – wypuścić z klatki. No ale jak widać nawet ktoś taki, jak Marek Edelman – osoba niewątpliwie inteligentna – doszedł tu do wniosku zupełnie innego. Dlaczego? Najprawdopodobniej dlatego, że „klatka” stanowiła dla niego element, którego nie da się zmienić. Dany z góry. Jak prawo powszechnego ciążenia albo prawo Ohma. Przy takim założeniu faktycznie jedyne, o czym można myśleć, to stworzenie w klatce takich warunków, żeby szczury się nie gryzły.
Z tego się bierze właśnie socjaldemokracja (czy też „liberalizm” w rozumieniu amerykańskim) – z przyjęcia założenia, że tak czy inaczej jesteśmy i zawsze będziemy w klatce. Bo skoro zawsze będziemy w klatce, to warto domagać się tego, by warunki w tej klatce były jak najwygodniejsze. By opiekunowie dbali o to, by każdy szczur był zdrowy, miał godziwą porcję karmy i godziwe legowisko – jeśli trzeba, to poprzez zabieranie szczurom tłustszym i dawanie tym wychudzonym. Oczywiście socjaldemokratyczne szczury wierzą przy tym, że ich masowe piski zdołają wymusić na opiekunach to, czego chcą.
Obraza majestatu
18 maja, 2011Policja w Białymstoku ukarała kibiców manifestujących przeciwko zamykaniu stadionów i krzyczących „Donald matole, twój rząd obalą kibole!” mandatami za „demonstracyjne okazywanie lekceważenia konstytucyjnemu organowi Rzeczypospolitej Polskiej”, jakim jest premier. Możliwość taką dał jej art. 49 kodeksu wykroczeń, który za coś takiego pozwala karać nawet aresztem. Potwierdziło się w praktyce, że choć teoretycznie wszyscy są wobec prawa równi, to na mocy tego przepisu – współczesnego odpowiednika crimen laesae maiestatis – niektóre osoby (piastujące w danej chwili stanowiska państwowe wymienione w Konstytucji RP) traktowane są jako nadludzie, których inni są obowiązani traktować w szczególny sposób. O ile zwykłego człowieka nie wolno tylko zniesławiać i znieważać, to ludziom uosabiającym „konstytucyjne organy RP” nie wolno nawet publicznie okazać lekceważenia. Bo jakże to, lekceważyć Władzę?
Oczywiście przeciwnicy polityczni takich osób – zwykle nie pełniący funkcji „konstytucyjnych organów” podobnej ochronie już nie podlegają. I tak, w chwili obecnej można bezkarnie wygwizdać na wiecu przemówienie Jarosława Kaczyńskiego, ale jeśli ludzie gwiżdżą w obecności przemawiającego Donalda Tuska albo Bronisława Komorowskiego, powinni liczyć się z tym, że policjant lub strażnik miejski może wlepić im mandat, a nawet – teoretycznie – z wyrokiem sądu skazującym na areszt. Oczywiście jeśli sytuacja polityczna uległaby zmianie i to Jarosław Kaczyński zostałby premierem, to wtedy grzywną lub aresztem groziłoby wygwizdanie właśnie jego…
Pedofile to tylko pretekst
16 maja, 2011Rok temu, komentując propozycję dyrektywy zobowiązującej państwa Unii Europejskiej do tego, „by doprowadzić do zablokowania użytkownikom Internetu na swoim terytorium dostępu do stron internetowych zawierających lub rozpowszechniających pornografię dziecięcą”, zauważyłem, że w celu jej wdrożenia niezbędne będzie zbudowanie infrastruktury technicznej, pozwalającej na zablokowanie dostępu do adresów w formacie URL oraz napisałem: „Z chwilą powstania takiej infrastruktury i zapewnienia, że wszyscy providerzy będą z niej korzystać dodawanie kolejnych kategorii adresów do blokowania (np. związanych z hazardem, „faszyzmem”, „szerzeniem nienawiści”, „terroryzmem”, naruszaniem praw autorskich itp.) będzie już technicznie i finansowo bezproblemowe. Przeciwnikom blokowania odpadnie istotny argument, dostawcy dostępu do Internetu nie musząc ponosić dodatkowych kosztów nie będą protestować – wystarczyło będzie jedynie przegłosować odpowiednie poprawki w parlamencie. Można zastanowić się, czy przypadkiem nie o to właśnie chodzi autorom projektu dyrektywy. Bo budowanie ogólnoeuropejskiego odpowiednika chińskiej „złotej tarczy” pozwalającego potencjalnie na zablokowanie dostępu do dowolnej strony internetowej tylko po to, by uniemożliwić podniecanie się garstce pedofilów wygląda na strzelanie z armaty do wróbla„.
I oto okazuje się, że rzeczywiście nie chodzi tylko o pedofilów. Na prezentacji przedstawionej na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej 17 lutego br. (nazwisko prezentującego zostało utajnione!) zasugerowano stworzenie „jednolitej bezpiecznej cyberprzestrzeni europejskiej”, w której dostęp do „nielegalnych treści” będzie blokowany przez providerów korzystających ze wspólnej europejskiej „czarnej listy” – dobrowolnie lub przymusowo. Na początek lista (uaktualniana zarówno przez instytucje rządowe, jak i organizacje pozarządowe) ma obejmować „strony publikujące treści pedofilskie”, ale „jest to tylko pierwszy krok”. „W przyszłości – za zgodą Państw Członkowskich – jest możliwe rozszerzenie współpracy procesu blokowania tak, by dotyczyła innych typów przestępstw, na przykład podrabiania leków w Internecie”.
Wolność osobista, głupki!
8 maja, 2011W 19. numerze „Najwyższego Czasu” Tomasz Sommer przedstawił swoje propozycje programowe dla „Nowej Prawicy” – ruchu, który wedle manifestu sformułowanego przez Janusza Korwin-Mikkego mają stanowić ludzie „szanujący wybory innych ludzi, ale nie pozwalający, by te wybory naruszały prawa innych osób – czyli ludzie przestrzegający zasady: „wolność mojej pięści jest ograniczona bliskością twojego nosa!””. Propozycje te skupiają się głównie na kwestiach gospodarczych (zniesienie podatków bezpośrednich, zakaz deficytu budżetowego, liberalizacja rynku mediów, likwidacja użytkowania wieczystego), polityki zagranicznej i obronnej (określenie granic integracji z Unią Europejską, oddzielenie prawa unijnego od polskiego, wzmocnienie armii) oraz instytucjonalnych (likwidacja części instytucji państwowych, zakaz uczestnictwa państwa w fundacjach, zniesienie przywilejów związków zawodowych, zniesienie specjalnych uregulowań wynikających z prawa pracy, prywatyzacja szkolnictwa).
Aczkolwiek postulowane w tych propozycjach zmiany dotyczą spraw obiektywnie ważnych i byłyby wg mnie w większości jak najbardziej wskazane (w każdym razie jeśli chodzi o ich zasadniczy kierunek – nie będę tutaj wnikał w szczegóły), to jednak obawiam się, że programowe skupienie się tylko na wymienionych obszarach nie trafi do zbyt wielu potencjalnych wyborców. A w każdym razie tych wyborców, których pozyskanie dałoby nie tylko przepustkę do Sejmu, ale i realną możliwość wprowadzania chociażby niektórych z tych zmian.
Aby nie mordowano widelcami
29 kwietnia, 2011Grupa posłów PiS wniosła do „laski marszałkowskiej” projekt ustawy o zmianie ustawy o broni i amunicji oraz Kodeksu karnego, zakazujący posiadania w miejscu publicznym „wszelkich innych przedmiotów mających charakter broni ofensywnej, z wyjątkiem noży o jednej krawędzi roboczej i długości ostrza poniżej 8 cm”. Bo „co roku dochodzi w Polsce do wielu tysięcy przestępstw z użyciem noży lub innych niebezpiecznych narzędzi, w których giną i odnoszą rany tysiące osób”.
O dziwo, zakaz noszenia dłuższych noży nie spodobał się wielu czytelnikom portalu Niezależna.pl, którzy mimo sympatyzowania z PiS gremialnie skrytykowali pomysł jako głupi, beznadziejny, komuchowski bubel i nonsens.
Mnie natomiast ciekawi, czy efektem ewentualnego uchwalenia tej ustawy (co jest możliwe, bo na razie za jej odrzuceniem jest tylko klub PO) będzie ściganie i karanie ludzi za noszenie i wożenie w samochodach śrubokrętów (które przecież bywają narzędziami zabójstw), kluczy francuskich (podobnie), nie mówiąc już o widłach i siekierach. Czy trzeba będzie je kupować wyłącznie przez Internet?
No i czy zakazane będzie używanie w restauracjach widelców? Wszak widelcem także można zabić, a już na pewno próbować zabić. Ba, motyw zabijania widelcem jest obecny nawet w kulturze ludowej – jak dowodzą słowa piosenki:
„A Ferdek Migdał leży na stole
Jak zdjęty z haka wisielec,
Leży nieborak i już nie żyje
Z piersi mu sterczy widelec”.
Trzeba się będzie nauczyć jeść schabowego pałeczkami. Albo dwoma nożami o jednej krawędzi roboczej.