Powraca słodko premier Kołodko…

26 maja, 2010

Były wicepremier Grzegorz Kołodko wypowiedział się dla „Rzeczpospolitej” na temat tego, skąd rządzący nami politycy powinni wziąć pieniądze na naprawianie szkód wywołanych przez powódź:
„Rząd powinien sięgnąć po specjalne jednorazowe instrumenty fiskalne w postaci swoistego podatku solidarnościowego nałożonego na lepiej uposażone warstwy społeczeństwa, a co najmniej uciec się do akcyzy i przejściowo zwiększyć ją, aby w ten sposób pozyskać około miliarda złotych na doraźne (pomoc dla poszkodowanych) wydatki”.
Oczywiście nie obyło się bez rytualnej krytyki „neoliberalnej polityki „taniego państwa”, „małych podatków/małych wydatków”, pozostawiania spraw „niewidzialnej ręce rynku”, nieinterwencji w rynkowy żywioł, czekania za samoistne rozwiązanie problemów w istocie swej nierozwiązywalnych bez strategicznych działań państwa”.
Jak rozumiem, pan Kołodko uważa inwestycje przeciwpowodziowe za obszar „strategicznych działań państwa”. Jednak za to, że przez kilkanaście lat kolejne ekipy rządzących polityków zaniedbywały te „strategiczne działania”, lekceważyły zagrożenie i wolały wydawać zabierane poddanym podatnikom pieniądze na działania mniej strategiczne (na przykład wspieranie niedochodowego molocha, jakim jest PKP albo finansowanie kibicom piłkarskim igrzysk pod nazwą Euro 2012) powinno się jego zdaniem nie tyle obciążyć finansowo polityków winnych tej niegospodarności, ale jeszcze dodatkowo obrabować podatników. Oczywiście tylko tych „lepiej uposażonych”, bo przecież z biednych nie da się już i tak wiele więcej zedrzeć.

12 sekund różnicy

22 maja, 2010

Poczytałem sobie trochę o systemie TAWS ostrzegającym pilotów przed potencjalnymi kolizjami. Rzuciło mi się w oczy jedno zdanie:
„W odległości 30 sekund od miejsca prognozowanej kolizji włącza się ostrzeżenie „terrain terrain – pull up, pull up” i lampka ostrzegawcza „PULL UP””.
Zaraz, coś tu nie gra.
Według wstępnego raportu rosyjskiego „Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego” (MAK) w sprawie katastrofy polskiego Tu-154 w Smoleńsku, „pierwsze ostrzeżenie systemu TAWS typu PULL UP (CIĄGNIJ DO GÓRY) pojawiło się na 18 sekund przed zderzeniem z przeszkodą, które zapoczątkowało niszczenie konstrukcji samolotu”, a „wyłączenie pilota automatycznego w płaszczyźnie wzdłużnej i automatycznego regulatora ciągu nastąpiło przy próbie odejścia na drugi krąg odpowiednio na 5 i 4 sekundy przed zderzeniem z przeszkodą (drzewem), które zapoczątkowało niszczenie konstrukcji samolotu”.

Czarne skrzynki z dwóch katastrof

25 kwietnia, 2010

W Internecie można znaleźć informacje, że po katastrofie samolotu macedońskiego prezydenta Borisa Trajkovskiego w 2004 r. w Bośni Macedończycy dokonali (a przynajmniej domagali się) analizy czarnych skrzynek samolotu u siebie w kraju, rękami własnych śledczych. Ponadto rząd macedoński starał się o przeprowadzenie dokładnej profesjonalnej analizy nie w uznanym laboratorium w Paryżu (z uwagi na to, że brano pod uwagę możliwą winę francuskich kontrolerów lotu z sił SFOR), ale w Niemczech. Odrzucano również możliwość przeprowadzenia analizy w USA, z uwagi na to, że samolot był produkcji amerykańskiej.
Jakoś kontrastuje to z podejściem polskiego rządu po katastrofie w Smoleńsku, który zgodził się pozostawić czarne skrzynki prezydenckiego samolotu w rękach Rosjan, mimo że samolot był produkcji rosyjskiej, winy rosyjskiego kontrolera lotu z góry wykluczyć nie można, a i celowe wrogie działanie zawsze jest teoretycznie możliwe. Dlaczego?

Znaj swe miejsce, niewolniku

23 kwietnia, 2010

„Nikt nie robi referendów w sprawie wysokości podatków, składek, opłat. Każdy powie, że mają być jak najmniejsze” – stwierdził Jeremi Mordasewicz, członek rady nadzorczej ZUS, współzałożyciel Business Centre Club, były doradca PKPP „Lewiatan” (pełne CV tutaj), ganiąc pomysł wicepremiera Pawlaka, by poprosić tytularnego suwerena – Naród – o decyzję w sprawie obniżenia przymusowej składki do ZUS do 120 zł miesięcznie.
Wreszcie powiedziane prosto i bez ogródek. Zabawa w demokrację ma swoje granice – prawdziwi panowie nie będą wszak pytali swoich niewolników, ile mogą im zabrać pieniędzy. I niech niewolnicy wiedzą, gdzie jest ich miejsce.

Filozof wskazuje winnych

15 kwietnia, 2010

Przeczytałem taką oto wypowiedź filozofa Piotra Balcerowicza dla TOK FM:
„Dyskusja wokół pochówku prezydenta na Wawelu jest dyskusją polityczną i nadużyciem obecnej sytuacji: żalu i rozpaczy. Czy dyskutowalibyśmy na temat miejsca pochówku prezydenta jeszcze 10 dni temu, gdyby żył? Taki pomysł nie przyszedłby nikomu do głowy. To pokazuje, że rodzina dokonuje tu nadużycia, moim zdaniem – niedopuszczalnego. (…) Podkreślam rodzina i Kościół dokonują niestosownego nadużycia”.
Czyli winnymi rozpętania politycznej dyskusji w sprawie miejsca pochówku prezydenta i co za tym idzie nadużycia obecnej sytuacji mają być nie ci, którzy tę dyskusję faktycznie wszczęli, ale… rodzina zmarłego i Kościół, którzy dali do tej dyskusji pretekst, wskazując takie a nie inne miejsce.
Rozumiem zatem, że tak naprawdę odpowiedzialni za dane czyny nie są ci, którzy faktycznie dokonują tych czynów, ale ci, którzy do nich w jakiś sposób dali pretekst. W podobny sposób rozmaici barbarzyńcy tłumaczą gwałty dokonywane na kobietach noszących np. spódniczki mini. Bo sprowokowały.

Eurokraci chcą nakazać cenzurę Internetu w całej Unii

3 kwietnia, 2010

Pomysł cenzurowania Internetu wrócił. I to nie jako lokalny pomysł polskiego rządu, ale jako oficjalna, zgłoszona przez Komisję Europejską propozycja dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady, która, jeśli zostanie przyjęta, zobowiąże wszystkie państwa Unii do podjęcia środków niezbędnych „do tego, by doprowadzić do zablokowania użytkownikom Internetu na swoim terytorium dostępu do stron internetowych zawierających lub rozpowszechniających pornografię dziecięcą”. Nie chodzi bynajmniej jedynie o usuwanie takich stron z serwerów – bo jak można przeczytać w następnym punkcie proponowanego artykułu 21 dyrektywy, „bez uszczerbku dla powyższego, państwa członkowskie podejmują środki niezbędne do doprowadzenia do usunięcia stron internetowych zawierających lub rozpowszechniających pornografię dziecięcą”. A więc oprócz usuwania, należy zapewnić też blokowanie dostępu do stron, które jeszcze usunięte nie są. W tym tych umieszczonych na serwerach poza Unią Europejską – o czym wprost napisane jest w preambule projektowanej dyrektywy: „ze względu na to, że (…) usunięcie pornografii dziecięcej u źródła okazuje się trudne w przypadkach, w których oryginalne materiały znajdują się poza terytorium UE, należy ustanowić mechanizmy blokowania dostępu z terytorium Unii do stron internetowych, co do których ustalono, że zawierają lub pornografię dziecięcą lub służą do jej rozpowszechniania”.

Biuro Analiz Sejmowych – zasadniczo „tak” dla cenzury

10 lutego, 2010

„Finał zaciętej bitwy o wolność internetu w Polsce?” – pyta Onet.pl, komentując wpis na blogu posła Janusza Piechocińskiego, triumfalnie zapewniającego w oparciu o otrzymaną opinię Biura Analiz Sejmowych, że „nie będzie blokowania stron”. Opinia dotyczy wprawdzie nie pomysłu wprowadzenia Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych, ale projektu ustawy o wspieraniu rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych, tym niemniej stwierdza, że zawarty w tym projekcie zapis o blokowaniu dostępu do określonych treści internetowych (w tym „treści zakazanych dla dzieci lub młodzieży”) jest sprzeczny z art. 54 ust. 1 Konstytucji RP oraz z zasadą określoności przepisów prawa wyprowadzaną z art. 2 Konstytucji RP. Na tej podstawie pojawiły się głosy (Lipszyc.pl, OSNews.pl), że zakwestionowano konstytucyjność cenzury Internetu jako takiej.
Tymczasem po bliższym wczytaniu się w opinię sporządzoną dla p. Piechocińskiego można niestety wysnuć wniosek wręcz przeciwny. Opinia ta jest zasadniczo niekorzystna dla środowisk podnoszących sprzeczność z Konstytucją proponowanych zapisów o Rejestrze Stron i Usług Niedozwolonych i moim zdaniem może zostać przytoczona jako argument przez tych, którzy będą chcieli te zapisy forsować (przypomnę, że premier wcale się z tego pomysłu nie wycofał, jedynie zapowiedział odroczenie decyzji o jego realizacji). Dlaczego?

Po debacie – ale jeszcze nie po herbacie

6 lutego, 2010

Odbyła się zapowiadana wcześniej debata „internautów” z premierem Tuskiem i jego doradcami. Oglądałem ją na żywo. Przez cały czas debaty premier powtarzał dwa argumenty:
– że proponowane przez rząd, a krytykowane przez jego oponentów rozwiązanie (Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych) ma na celu tylko i wyłącznie walkę z przestępczością w Internecie;
– i że zarzuty formułowane przeciwko temu rozwiązaniu są ogólne i mało precyzyjne.
Szkoda, że w związku z tym nie zadano premierowi dwóch prostych pytań:
1) Jak Pan wytłumaczy to, że ustawa ma wprowadzić cenzurę prewencyjną, naruszającą art. 54 ust. 2 Konstytucji – wszak blokowanie dostępu do strony internetowej oznacza zablokowanie dostępu nie tylko do treści obecnych na niej w momencie wpisu do rejestru, ale i wszelkich przyszłych?
2) Jak Pan wytłumaczy to, że proponowana ustawa zakłada blokowanie dostępu również do treści, których publikowanie i oglądanie nie jest przestępstwem wg polskiego prawa – np. oglądanie reklam hazardu publikowanych na brytyjskim serwerze przez tamtejszego obywatela?

Już dawno jesteśmy pod butem

3 lutego, 2010

„Białoruś wprowadza obowiązkową identyfikację internautów. Dostawcy internetu będą musieli przechowywać dane o wszystkich użytkownikach”alarmuje tłustym drukiem „Gazeta Wyborcza” w artykule pod „mocnym” tytułem „Łukaszenka bierze Internet pod but”. Chodzi o wydane właśnie rozporządzenie prezydenta Białorusi (ma wejść w życie 1 lipca), które przewiduje „identyfikację użytkowników i blokowanie dostępu do stron, jeśli ktoś doniesie, że zawierają treści ekstremistyczne bądź sprzeczne z prawem”, przy czym „obowiązek identyfikacji użytkowników ma spoczywać na dostawcach”. Jak donosi Onet.pl, przeciwko rozporządzeniu protestuje Białoruski Związek Dziennikarzy (BAŻ) oraz opozycyjny portal „Karta’97”. Zdaniem szefowej BAŻ Żanny Litwiny rozporządzenie Aleksandra Łukaszenki powinno zostać zbadane przez OBWE lub Radę Europy. Również cytowany przez „GW” lider opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej, Anatol Labiedźka, nie ma złudzeń – „władze próbują ustanowić kontrolę nad internetem, bo dzieje się w nim coraz więcej”.

Zakazane rysunki w Australii

30 stycznia, 2010

28-letni Australijczyk, Kurt James Milner, został wpisany do rejestru przestępców seksualnych oraz skazany na rok więzienia w zawieszeniu i grzywnę za ściągnięcie z Internetu „materiału związanego z wykorzystywaniem dzieci” („child exploitation material”) w postaci… komiksów porno z postaciami z „Simpsonów” i „Atomówek”. Jakkolwiek Milner prawdopodobnie rzeczywiście może mieć skłonności pedofilskie – okolicznością obciążającą było to, że wcześniej był już złapany na posiadaniu pornograficznych zdjęć z realnymi dziećmi – to chyba coś jest nie tak z prawem stanowiącym z całą powagą, że rysunek np. nagiego Burta Simpsona to „wykorzystywanie dzieci” i przewidującym wskutek tego kary za jego posiadanie…