Archiwum kategorii ‘Polityka’

Względy legislacyjne

środa, 18 stycznia, 2012

„Ze względów legislacyjnych w trakcie prac w Senacie nie jest możliwa taka zmiana ustawy refundacyjnej, która zniosłaby kary dla aptekarzy (…)  Zmiany, których projekt sejmowy nie przewidywał, nie mogą być w Senacie dodawane”powiedział dziennikarzom premier Donald Tusk. Jak widać, zmiany przewidującej zniesienie kar dla aptekarzy za wydanie refundowanych leków na podstawie błędnie wypisanych recept dodać w Senacie nie można, w przeciwieństwie np. do zmiany przewidującej możliwość odmowy udzielenia informacji publicznej „ze względu na ochronę ważnego interesu gospodarczego państwa w zakresie i w czasie, w jakim udostępnienie informacji osłabiłoby zdolność negocjacyjną Skarbu Państwa w procesie gospodarowania jego mieniem albo zdolność negocjacyjną Rzeczypospolitej Polskiej w procesie zawierania umowy międzynarodowej lub podejmowania decyzji przez Radę Europejską lub Radę Unii Europejskiej lub utrudniłoby w sposób istotny ochronę interesów majątkowych Rzeczypospolitej Polskiej lub Skarbu Państwa w postępowaniu przed sądem, trybunałem lub innym organem orzekającym” – wniesionej przez szefa klubu partii Donalda Tuska w Senacie, do której poparcia posłowie partii Donalda Tuska zostali zobowiązani dyscypliną głosowania. Wtedy jakoś „względy legislacyjne” – owszem, podnoszone przez organizacje społeczne i ekspertów – nie przeszkadzały w dodaniu zmiany, której projekt sejmowy nie przewidywał. Teraz przeszkadzają. Ciekawe czemu?

Stan wojenny i laptopy

czwartek, 12 stycznia, 2012

Dwie wiadomości z dnia dzisiejszego:
Pierwsza: „Czesław Kiszczak winny wprowadzenia stanu wojennego w grudniu 1981 roku – ogłosił Sąd Okręgowy w Warszawie.(…) Kiszczak został skazany na karę 4 lat więzienia, ale na mocy przysługującego mu prawa do amnestii wyrok zmniejszono o połowę, a kara 2 lat więzienia została zawieszona na okres próby 5 lat”.
I druga: „Trzy zarzuty kradzieży laptopów pacjentom i pracownikowi szpitala przy Czerniakowskiej usłyszała 25-letnia Anna B. Kobieta dopuściła się kradzieży w grudniu ubiegłego roku i styczniu tego roku. Dobrowolnie poddała się karze 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 i obowiązkowi naprawienia szkody”.
Jak widać, wprowadzenie stanu wojennego zostało faktycznie uznane za występek tego samego kalibru, co kradzież trzech laptopów. Albo wykorzystanie luki w zabezpieczeniach serwera firmy telekomunikacyjnej, za które kiedyś został skazany Robert Frycz, późniejszy autor strony antykomor.pl. Albo dopuszczenie, by kogoś pogryzł pies. Albo wandalizm.
A w czasie obowiązywania tegoż stanu wojennego podobny wyrok można było otrzymać za przechowywanie powielacza, na którym drukowano ulotki.

A na sznurach, obok gaci…

sobota, 7 stycznia, 2012

Obrazek poniżej zauważyłem na profilu jednego z moich facebookowych znajomych. Była przy nim informacja, że oryginalnie został udostępniony na profilu warszawskiego PiS. Spodobał mi się, więc udostępniłem go na swoim profilu. Pojawiły się pod nim komentarze.
Dzisiaj widzę, że nie ma go ani na moim profilu (razem z komentarzami), ani na profilu tego znajomego, ani na profilu warszawskiego PiS. Nie wiem, czy to cenzura ze strony adminów Facebooka, czy też warszawskie PiS przestraszyło się zbytniego radykalizmu i samo usunęło obrazek, a mechanizmy Facebooka zadziałały tak, że automatycznie zniknął on ze stron wszystkich, którzy go skopiowali.
Ale mi się podoba, więc zamieszczam go ponownie tutaj 🙂

Rzucamy „kotwicę Leppera” dla eurolandu

piątek, 16 grudnia, 2011

Czym była „pierwsza kotwica Leppera” (zwana też „kotwicą inwestycyjną”)? Jak można jeszcze dziś wyczytać na internetowych stronach Samoobrony, był to pomysł przeniesienia większej części rezerw walutowych NBP (ok. 28 mld dolarów) do Banku Gospodarstwa Krajowego, co miało pomóc temu bankowi „uruchomić akcję kredytów niskoprocentowych (jak dotychczasowe oprocentowanie rezerw polskich za granicą) na 100 proc. prefinansowania inwestycji infrastrukturalnych jednostek samorządu terytorialnego, z udziałem środków UE”.
Oczywiście był to nieodpowiedzialny populizm, jak wszystko, co robiła Samoobrona i jej nieżyjący już przewodniczący.
Dzisiaj zanosi się na to, że rezerwy walutowe NBP – jak na razie w wysokości najprawdopodobniej 6,27 mld euro – zostaną pożyczone Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu na ratowanie zadłużonych gospodarek „eurolandu”. Do którego, jak wiadomo, Polska nie należy.
I jest to, jak mówi minister finansów, „sposobem zabezpieczenia żywotnych interesów Polski”.

Wolność zgromadzeń zagrożona

niedziela, 11 grudnia, 2011

Jak wiadomo, po zamieszkach przy okazji manifestacji w tegoroczne Święto Niepodległości prezydent Bronisław Komorowski błyskawicznie podjął decyzję o napisaniu, a następnie przesłaniu do Sejmu projektu zmiany ustawy Prawo o zgromadzeniach. Projekt wpłynął do Sejmu 24 listopada i został 1 grudnia skierowany do opinii do organów samorządowych. Niestety, tak jak wiele osób przewidywało, planowane zmiany zagrażają w poważny sposób konstytucyjnej wolności zgromadzeń.
Potencjalnie najgroźniejsza jest tu zmiana art. 10 ust. 3 ustawy, który otrzymuje brzmienie: „Przewodniczący odpowiada za zgodny z przepisami prawa przebieg zgromadzenia oraz jest obowiązany do jego przeprowadzenia w taki sposób, aby zapobiec powstaniu szkód z winy uczestników zgromadzenia i podejmuje w tym celu przewidziane w ustawie środki”. (Środki te to żądanie opuszczenia zgromadzenia przez osobę, „która swoim zachowaniem narusza przepisy ustawy albo uniemożliwia lub usiłuje udaremnić zgromadzenie” oraz rozwiązanie zgromadzenia, „jeżeli uczestnicy zgromadzenia nie podporządkują się zarządzeniom przewodniczącego wydanym w wykonaniu jego obowiązków lub gdy przebieg zgromadzenia sprzeciwia się niniejszej ustawie albo narusza przepisy ustaw karnych”). Obecnie ustawa nie nakłada na przewodniczącego zgromadzenia obowiązku „jego przeprowadzenia w taki sposób, aby zapobiec powstaniu szkód z winy uczestników zgromadzenia”. Wprowadzenie tej zmiany oznacza, że przewodniczący zgromadzenia – którym zgodnie z projektem będzie musiał być obowiązkowo organizator albo wskazany członek władzy organizatora będącego statutową osobą prawną lub podmiotem niemającym osobowości prawnej (zniknąć ma dotychczasowa możliwość wskazania lub wybrania innego przewodniczącego) – stanie się odpowiedzialny za szkody wyrządzone przez uczestników zgromadzenia, choćby byli to np. przypadkowi chuligani lub wręcz prowokatorzy. Odpowiedzialność ta oznacza w pierwszym rzędzie grzywnę w wysokości do 7000 złotych, która będzie mogła być wymierzona na podstawie nowo wprowadzonego art. 13a ustawy – i wcale nie jest powiedziane, że nie będzie ona groziła nawet w przypadku, gdy przewodniczący zgromadzenia będzie usiłował zapobiec szkodom, na przykład wzywając chuliganów do opuszczenia zgromadzenia lub je rozwiązując. Bo skoro jest obowiązany do przeprowadzenia zgromadzenia „w taki sposób, aby zapobiec powstaniu szkód z winy uczestników zgromadzenia”, a jacyś uczestnicy zgromadzenia szkody wyrządzą, to znaczy, że nie wykonał ciążącego na nim obowiązku. Co z tego, że się starał?

Prezydent chce ograniczyć wolność zgromadzeń

piątek, 11 listopada, 2011

Jak informuje PAP, prezydent Bronisław Komorowski jeszcze dziś „spotka się ze swoimi współpracownikami, aby rozważyć, czy obecne prawo regulujące kwestię organizowania zgromadzeń jest wystarczające”. Spotkanie ma odbyć się „w kontekście ewentualnego wniesienia przez prezydenta inicjatywy ustawodawczej”, jako że prezydent w związku z dzisiejszymi wydarzeniami, czyli incydentami podczas warszawskiej manifestacji z okazji Święta Niepodległości (zniszczono m. in. wozy transmisyjne TVN24 i Polsatu), „opowiada się za wzmocnieniem uprawnień władz samorządowych w zakresie decydowania o możliwości organizowania demonstracji”.
Stan prawny na dzień dzisiejszy jest taki, że zgromadzenia publiczne nie wymagają zezwolenia, a jedynie zawiadomienia organu gminy właściwego ze względu na miejsce zgromadzenia. W wyjątkowych przypadkach (jeśli jego cel lub odbycie sprzeciwiają się Prawu o zgromadzeniach lub naruszają przepisy ustaw karnych, lub też odbycie zgromadzenia może zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach) organ gminy może zakazać zgromadzenia lub je rozwiązać na podstawie art. 8 lub art. 12 Prawa o zgromadzeniach. Jednak samo uczestnictwo w zakazanym lub rozwiązanym zgromadzeniu nie jest karalne (wykroczeniem jest jedynie przewodniczenie takiemu zgromadzeniu), nie ma też ustawowego obowiązku podporządkowania się wezwaniom i zarządzeniom przedstawiciela organu gminy w przypadku rozwiązania przezeń zgromadzenia.

„Papież polskiego anarchizmu” o 11 listopada

środa, 9 listopada, 2011

Tekst, który dostałem mailem od Janusza Waluszki (dla niezorientowanych: działacza opozycji antykomunistycznej w latach osiemdziesiątych, jednego z założycieli Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego i Federacji Anarchistycznej, zwanego „papieżem polskiego anarchizmu”, propagatora sarmatyzmu):
„11 listopada 2011 Polska będzie kolejny raz obchodziła święto swojej niepodległości, znów obejrzymy wymachiwanie szabelką, znów usłyszymy wielkie a puste słowa. Tymczasem kraj, podobnie jak cały świat, znajduje się na progu pogłębiającego się coraz bardziej kryzysu. Społeczeństwo polskie, inaczej niż w innych krajach i inaczej niż dawniej to u nas bywało, przyjmuje to z rodzajem rezygnacji. Jest to wynikiem „zdrady Solidarności” i układów „okrągłego stołu”, gdzie dawna opozycja – dziś to często czołowi działacze PO i PiS – sprzedała naród za udział we władzy i uwłaszczeniu nomenklatury. Zniechęciła do aktywności także „wojna na górze”, dla jednych będąc namiastką życia politycznego, dla innych przykładem zepsucia polityki, od której trzeba uciec jak najdalej – w obu wypadkach efekt był ten sam – bierność i pogodzenie się z losem kibica historii a nie twórcy własnego losu. W tym kierunku działa także spektakl medialny, gdzie kosztem lewicy społecznej – walczącej o prawa pracownicze i demokrację bezpośrednią – wypływa lewica obyczajowa. Wspólnie z obyczajową konserwą od Rydzyka nakręca ona nieistotne spory o symbole, zamieszanie wokół kwestii obyczajowych, walkę w imię specyficznie rozumianej i zawężanej tradycji narodowej lub przeciw niej, jako „ciemnogrodowi”. Wszystko to odwraca uwagę od spraw społeczno-ekonomicznych ku kwestiom drugorzędnym, często takim, które powinny być sprawą osobistego wyboru każdego z nas, a nie polityki państwa. Takim wentylem bezpieczeństwa są dziś spory o krzyż w Sejmie, czy „zamach smoleński” – jest nim również Marsz Niepodległości i jego blokada.
Wśród organizatorów tego show nie brak naszych przyjaciół, rozumiemy ich intencje, sądzimy jednak, że błądzą. „Porozumienie 11 listopada” uzasadnia swoje działania koniecznością wyciągania odpowiednich wniosków z historii. W takim ujęciu Marsz Niepodległości ma się wpisywać w ciąg, którego wcześniejszymi ogniwami były uliczne walki z bojówkami narodowej prawicy w dwudziestoleciu międzywojennym oraz zbrodnie nazistowskiej III Rzeszy. Organizatorzy blokady Marszu piszą o „faszyzmie”, „rasizmie” i „nacjonalizmie” w taki sposób, że w ich użyciu stają się one wyrażeniami wymiennymi. Ahistoryczne porównania, brak analizy sytuacyjnego kontekstu, pojęciowa żonglerka i gry skojarzeniami oddziałującymi głównie na emocje były dotąd standardowymi narzędziami propagandy elit władzy i biznesu, a nie inicjatyw na rzecz oddolnej partycypacji obywatelskiej. Nacjonalizm od wieku XIX przybierał i nadal przybiera różne formy, niekoniecznie szowinistyczne, ksenofobiczne czy zachowawcze. Często był narzędziem emancypacji społeczeństw poddanych kolonialnej dominacji lub neokolonialnym zależnościom. Tradycja polityczna Narodowej Demokracji jest nam obca, ale jej utożsamienie z faszyzmem to nadużycie. Piszemy to nie dla usprawiedliwienia czegokolwiek, tylko dla wyrażania prawdy. Nie czujemy potrzeby przekłamywania obrazu przeciwnika – czy używania argumentów ad personam zamiast ad rem – aby go zwalczać politycznie, a pomysł prowadzenia walki politycznej drogą fizycznej eliminacji wydaje nam się prymitywny. Blokady manifestacji narodowców przypominają w tym głośne kampanie „zera tolerancji” (np. wobec bezdomnych czy osób uzależnionych), w których usuwanie z widoku publicznego najbardziej jaskrawych przejawów negatywnych zjawisk, bez sięgania do ich przyczyn, przedstawiane jest jako panaceum na wszelkie problemy społeczne.

Odpowiedź prawnika z biura Rzecznika

poniedziałek, 24 października, 2011

Jak można było przewidywać, Rzecznik Praw Obywatelskich nie zechciał wystąpić do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności z Konstytucją działalności czterech partii politycznych w zakresie, w jakim regulaminy klubów parlamentarnych tych partii przewidują kary za głosowanie niezgodne z zarządzoną przez władze tych klubów dyscypliną oraz zakazują wysuwania własnych i wspierania cudzych projektów ustaw bez zgody tych władz. Otrzymałem z biura Rzecznika (Zespół Prawa Konstytucyjnego i Międzynarodowego) pismo wyjaśniające autorytatywnie, że podniesiona przeze mnie sprawa nie leży w kompetencjach Trybunału Konstytucyjnego określonych w art. 188 pkt. 4 Konstytucji, a poza tym wszystko jest jak najbardziej zgodne z prawem – bez powołania się na jakiekolwiek orzecznictwo.
Zdaniem dra Krzysztofa Jabłońskiego z biura RPO „Pana zarzuty wobec niektórych partii partii politycznych dotyczą przepisów wewnętrznych tych partii dotyczących działalności parlamentarzystów wchodzących w skład klubów sejmowych lub senackich, nie zaś celów stawianych przez partie i metod ich działalności„. Innymi słowy, dyscyplinowania członków klubu parlamentarnego danej partii np. karami pieniężnymi za głosowanie lub poparcie projektu ustawy wbrew stanowisku władz tego klubu nie można określić – wg dra Jabłońskiego – mianem „metody działalności”. Trudno się jednak z takim stanowiskiem zgodzić, zważywszy, że zgodnie z regułami języka polskiego „metoda działalności” to nic innego jak sposób, w jaki ktoś lub coś (w tym przypadku partia) działa. Czyli jeśli partia organizuje konferencję prasową, to jest to metoda działalności. Jeśli wystawia kandydatów w wyborach, to jest metoda działalności. Jeśli organizuje bojówki, to jest to metoda działalności. I jeśli organizuje klub parlamentarny funkcjonujący zgodnie z takimi a nie innymi zasadami, to też jest metoda działalności.

Nowak o „rewolucji oburzonych”?

poniedziałek, 17 października, 2011

„Instytucjonalizacja jednostek wytwórczych, przy rosnącej ich komplikacji wewnętrznej i zewnętrznym uzależnieniu od hierarchii władzy, doprowadza do tego, iż coraz większą rolę w nich zaczyna pełnić aparat zarządzający, a więc biurokracja gospodarcza. Ona to zaczyna podejmować coraz więcej decyzji ekonomicznych coraz mniej tłumacząc się przed byłymi właścicielami. Byłymi, albowiem właścicielem czegoś jest — jak stale przyjmujemy w tej książce — nie ten, o kim w jakimś akcie prawnym napisano, iż jest właścicielem, ale ten, kto efektywnie podejmuje decyzje dotyczące użytkowania owego czegoś. Wraz z biurokratyzacja jednostek wytwórczych nie mamy tedy bynajmniej do czynienia z rozdziałem „własności i zarządzania”, lecz z przesunięciem własności w ręce bezosobowych ciał kolegialnych zasiadających w biurach poszczególnych jednostek wytwórczych. Tak pojęta własność (własność w rozumieniu ekonomicznym, nie prawniczym) jest stopniowalna. Otóż rosnąca kontrola państwa nad życiem gospodarczym powodująca przyspieszoną instytucjonalizację prywatnych jednostek wytwórczych doprowadza do tego, iż własność wymyka się stopniowo z rąk jednostek fizycznych (zwanych nadal właścicielami, ale już tylko w jurysdycznym rozumieniu) i przechodzi do rąk biurokracji gospodarczej. Dotychczasowym właścicielom pozostaje „obcinanie akcji” — rodzaj renty z tytułu formalnej własności. Z gospodarki zaczyna wyrastać oddolne państwo będące niejako wykrzywionym odbiciem państwa prawdziwego.
Przede wszystkim w tym, iż biurokracja, w odróżnieniu od prywatnych właścicieli, nie maksymalizuje już produktu dodatkowego. Dopóty, dopóki spłacać musi „rentę kapitalistyczną” właścicielom w sensie prawnym, dba o zyski należyte, nie o to, by były one jak największe. Jej dochody są w znacznej mierze niezależne od zysków kierowanego przez nią przedsiębiorstwa. Jako biurokracja nie maksymalizuje też dochodów, ale wpływy. Jak wszelka biurokracja działa w ten sposób, iż poszerza sferę swej regulacji, a jako biurokracja gospodarcza ogarnia kontrola zachowania ekonomiczne obywateli, przede wszystkim zachowania rynkowe. Dla prywatnego właściciela akty kupna były czymś danym, czymś na co w zasadzie nie miał on wpływu. Biurokracja natomiast opanowuje konsumpcję ograniczając za pomocą coraz bardziej wyrafinowanych środków perswazji suwerenność konsumenta. Obywatel jako konsument jest niejako kreowany przez zbiurokratyzowany system ekonomiczny — nie produkcja dostosowuje się do jego potrzeb, ale perswazja płynąca ze strony systemu stwarza mu nowe potrzeby, których sam dotąd nie odczuwał.
Z drugiej strony klasa dysponentów sił przymusu, która przejmuje na siebie główny ciężar rozwijania techniki, wykorzystuje ją do tworzenia coraz doskonalszych instrumentów represji i kontroli ludzkich zachowań. I stopniowo zgodnie z naturą wewnętrznych zależności momentu politycznego, które teraz — wyzwolone w znacznej mierze spod ciśnienia zanikającej klasy prywatnych właścicieli środków produkcji — zaczynają pełnić rolę wiodącą w społeczeństwie, klasa ta zaczyna ogarniać coraz dalej idącą kontrolą klasę obywateli.

Skuteczni politycy

środa, 12 października, 2011