Archiwum kategorii ‘Libertarianizm’

Normalni chuligani i nieudolne państwo

czwartek, 11 sierpnia, 2011

Już wiadomo, dlaczego chuligani w Wielkiej Brytanii niszczą i rabują sklepy. Publicysta „Rzeczpospolitej”, Marek Magierowski, objaśnił wszystkim, że jest tak dlatego, że „można zajarać skręta na przerwie między lekcjami, bo i tak nikogo to nie obchodzi”. I dlatego, że „można sobie pograć w fajną gierkę na PlayStation i zarzynać seryjnie przeciwników za pomocą piły mechanicznej, bo mamusia nie ma nic przeciwko temu”. A także dlatego, że „można spędzić całą noc przy komputerze, oglądając pornole, bo mamusia i tak nie zajrzy do pokoju (o tatusiach nie wspominam, bo na Wyspach większość tatusiów ma już zazwyczaj nowe żony)”, a „nigdy w życiu żadnemu brytyjskiemu urzędasowi nie przyjdzie do głowy, żeby sfinansować kampanię ostrzegającą przed zgubnymi skutkami pornografii”.
Tylko dlaczego na przykład ja obejrzałem w swoim życiu setki pornoli, a jednak nie niszczę i rabuję? Nie dostrzegam, by pornografia wywarła na mnie jakieś zgubne skutki. Skrętów wprawdzie nie jaram, ale znam sporo ludzi, którzy jarali i pewnie nadal jarają – i też nie rabują ani nie niszczą, a przeciwnie – są wartościowymi członkami społeczeństwa. W gry na PlayStation też nie gram, ale w takie gry grają miliony osób – i jakoś nie są chuliganami.

Kingi Dunin hołd dla przymusu

środa, 20 lipca, 2011

Pani Kinga Dunin napisała ostatnio, że podatki są fajne. Bo „obniżanie podatków jest działaniem wspierającym egoistyczny indywidualizm, a ich podnoszenie, szczególnie dla najbogatszych, jest prowspólnotowe”.
Czyli – zdaniem Pani Kingi – im mniej podatków, tym mniej wspólnoty, a więcej egoistycznego indywidualizmu. I odwrotnie – im więcej podatków, tym więcej wspólnoty, a mniej egoistycznego indywidualizmu. Idąc w ślad za tym rozumowaniem – społeczność, w której podatki nie istnieją nie jest w ogóle wspólnotą, tylko zbiorem egoistycznych indywiduów. Za to społeczność, w której podatki są maksymalnie wysokie jest wspólnotą w najwyższym możliwym stopniu.
Podatki, oczywiście, są – przynajmniej „w takim świecie, jaki jest”, mówiąc słowami Pani Kingi – przymusowe. To nie dobrowolne składki, ofiary ani opłaty za usługi. Wszyscy wiemy, że jeśli ktoś nie chce płacić podatków, to grozi mu ściągnięcie ich pod przymusem, a dodatkowo kara. Może nawet trafić do więzienia.
Czyli – jak widać – tym, co konstytuuje wspólnotę w oczach Pani Kingi, jest przymus. Przymus w jego najpospolitszej formie groźby odwołującej się do zwykłej fizycznej przemocy: w tym przypadku komornika, policyjnych kajdanek i więziennych krat. Im więcej przymusu, tym więcej wspólnoty. Myśl, że wspólnota może opierać się na dobrowolnych relacjach międzyludzkich i dobrowolnie przyjmowanych wartościach wydaje się w ogóle nie przychodzić jej do głowy. Przeciwnie – wymieniane przez nią przykłady takich relacji i wartości, jak rynek czy „anachroniczna tradycja” nie tworzą według niej autentycznej wspólnoty, ograniczają „nasze możliwości rozwoju”. „Coraz większa sfera naszego życia, skolonizowana przez rynek, traci charakter moralny”, a „silne forsowanie tradycyjnych wzorów stanowi poważną barierę na drodze do stworzenia autentycznych wspólnot”.

Propozycja dla koncernów tytoniowych

poniedziałek, 18 lipca, 2011

Choć nie palę, wkurzają mnie te wszystkie obowiązkowe ostrzeżenia na paczkach papierosów, w rodzaju „Palenie zabija”, „Palenie poważnie szkodzi Tobie i osobom w Twoim otoczeniu”, „Palacze tytoniu umierają młodziej”, „Palenie tytoniu może zmniejszyć przepływ krwi i powodować impotencję”, „Palenie tytoniu powoduje śmiertelnego raka płuc”, „Palenie tytoniu może spowodować powolną i bolesną śmierć” i tak dalej. Takie przymusowe pouczanie ludzi chcących sobie zapalić papierosa, w dodatku w tonie nachalnej propagandy, jest poniżające. Bo pokazuje im, że są traktowani jak niedojrzałe głupiutkie dzieci, albo wręcz własność państwa, które – czy tego chcą, czy nie chcą – nachalnie interesuje się ich stanem zdrowia.  Poniżające jest też zmuszanie producentów papierosów – bez względu na to, jakimi egoistycznymi kapitalistycznymi świniami mogliby być – do finansowania za własne pieniądze kampanii odstraszającej od kupowania ich produktów, tylko dlatego, że podoba się tak jakimś misjonarzom zdrowego trybu życia. To tak, jakby producenci samochodów byli zobowiązani do malowania na nich napisów „Jadąc samochodem ryzykujesz wypadek”. Albo jakby rzeźnicy musieli pakować mięso w torby promujące wegetarianizm.

Polityka dokopywania

poniedziałek, 27 czerwca, 2011

„Netyści chcą wprowadzić Polskę w 21 wiek. Chcemy zreformować politykę, państwo, preferencje społeczeństwa – od czego powinniśmy zacząć REFORMĘ POLSKIEGO SKANSENU?” – tak brzmi tytuł krążącej na Facebooku otwartej ankiety rozpisanej przez ruch Netystów. Netyści są, jak sami piszą, „ruchem społeczno-politycznym zainicjowanym spontanicznie w Internecie przez grupę osób zróżnicowaną pod względem zawodowym, światopoglądowym i religijnym, którym nie jest obojętne to co dzieje się w otaczającej nas rzeczywistości”. Ci ambitni ludzie chcieliby „wypracować i wdrożyć w życie radykalnie nowy, progresywny sposób uprawiania polityki”, a „gospodarowanie państwem oprzeć na nowoczesnych metodach zarządzania, długoterminowych celach oraz nowym sposobie rozumienia społeczeństwa jako inicjatora i reżysera zmian”. Na swojej facebookowej stronie wymieniają szereg swoich postulatów, wśród których między innymi są: „dominacja konkretnych, ponad-instytucjonalnych powiązań (sieci) między jednostkami, grupami lokalnymi, społecznościami wirtualnymi, samorządami, ngo’sami itp., ponad centralistycznymi i hierarchicznymi organizacjami biurokratycznymi”; „demokracja realna, a nie formalna – dążenie do autentycznych, przejrzystych i do bólu uczciwych form życia politycznego – na wszystkich szczeblach społeczeństwa”; „całkowita równość wszystkich podmiotów politycznych”; „e-Demokracja – demokracja za pomocą Internetu – jako główny (ale nie jedyny!) system rządzenia i podstawowe narzędzie organizowania życia politycznego”; „pełna wolność jednostek – zasada: co nie jest zabronione – jest dozwolone”; „wysoka jakość życia – społeczeństwo tworzące warunki dla rozwoju materialnego, społecznego i psychicznego maksymalnej liczby ludzi”; „e-Administracja (e-Państwo) – administracja świadcząca usługi publiczne z pomocą Internetu – w sposób szybki, profesjonalny, przyjazny, a także bez inwigilacji”; „radykalne uproszczenie prawa”. No ale skoro e-Demokracja, to Netyści uczciwie rozpisali ankietę wśród użytkowników Facebooka, żeby zorientować się, czego tak naprawdę ludzie chcą i jakie konkretne reformy uważają za najpilniejsze. W ankiecie tego rodzaju można dopisywać samemu odpowiedzi jakie się chce, więc raczej nie należy sądzić, by była manipulowana.
No i po miesiącu odpowiadania na ankietę są już pierwsze wyniki. Od czego zdaniem ankietowanych – w praktyce w większości zapewne samych Netystów oraz ich znajomych – należy rozpocząć reformę „polskiego skansenu”? Od zmian w ordynacji wyborczej, reformy finansów państwa, systemu ubezpieczeń społecznych, walki z korupcją, odsunięcia nieudolnych polityków? Bynajmniej. Od reform gospodarczych, ułatwienia życia przedsiębiorcom, a może od reform socjalnych? Nie. Od zmian w zakresie polityki zagranicznej? Także nie. Od obrony i poszerzania wolności obywatelskich, na przykład wolności słowa, wolności w Internecie, walki z inwigilacją? A skąd. Postulatem, który zdobył największe poparcie jest opodatkowanie kościołów. Okazuje się, że ankietowanych najbardziej boli nie to, że sami muszą płacić wysokie podatki, że ceny w sklepach rosną, że mają problemy ze znalezieniem pracy, a własny biznes to droga przez mękę z biurokracją. Nie to, że państwowa służba zdrowia i sądownictwo są niewydolne, poziom nauczania w państwowych szkołach jest niski, koleje jeżdżą wolniej niż sto lat temu, a z obietnic budowy autostrad zostały nici. Nie naruszenia wolności słowa, groźby cenzury Internetu, inwigilacja. Nie to, że deficyt budżetu państwa jest rekordowo wysoki, a miliardy lekką ręką wydawane są na budowę stadionów na jednorazowe futbolowe igrzyska. Nie brak jakiejkolwiek – nawet politycznej, nie mówiąc o finansowej i karnej – odpowiedzialności polityków za szkody wyrządzane przez ich działania. Najbardziej boli to, że kościoły – w tym zapewne przede wszystkim Kościół katolicki – nie płacą podatków. Nie płacą ich podobnie jak wiele innych organizacji społecznych – stowarzyszeń czy fundacji przeznaczających dochody na określone cele statutowe – ale to ostatnie nikomu z ankietowanych już nie przeszkadza.

Killdozer

sobota, 4 czerwca, 2011

Siedem lat temu, 4 czerwca 2004 roku, Marvin Heemeyer wsiadł do opancerzonego przez siebie buldożera i mimo prób powstrzymania przez policję zniszczył kilkanaście budynków należących do ludzi, którzy doprowadzili go do ruiny – władz miasta, powiązanych z nimi biznesmenów oraz lokalnych mediów. Po czym popełnił samobójstwo.
O co konkretnie poszło, można przeczytać np. na Wikipedii:
„Według relacji mieszkańców miasta oraz pozostawionych przez Heemeyera nagrań i listów, w 2001 wdał się on w spór z ratuszem dotyczący planów zagospodarowania przestrzeni miejskiej. Zmienione chwilę wcześniej plany zakładały budowę fabryki cementu w sposób, który odciąłby jedyną drogę dojazdową do zakładu Heemeyera, co uniemożliwiłoby mu prowadzenie biznesu, i uczyniłoby posiadany przez niego grunt praktycznie bezwartościowym.
Heemeyer bezskutecznie zabiegał o pozostawienie drogi dojazdowej i składał liczne apelacje od decyzji, jednak ratusz niezmiennie sprzyjał budowie fabryki, a także jawnie krytykował postawę Marvina za pośrednictwem lokalnych mediów. Po przegranej, właściciel zakładu postanowił nie poddawać się i zaczął zabiegać o zbudowanie nowej drogi dojazdowej na jego posesję – jednak i ten wysiłek skończył się niepowodzeniem.

Konstytucyjna wolność regulaminem ograniczona

poniedziałek, 30 maja, 2011

Zgodnie z art. 54 ust. 1 Konstytucji RP każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
Zgodnie z art. 31 ust. 3 Konstytucji RP ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw – a więc i wolności zapewnionej przez art. 54 ust. 1 – mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw.
Tyle konstytucyjna teoria. A jak jest w praktyce?
W praktyce ograniczenie wolności wyrażania swoich poglądów i rozpowszechniania informacji może – całkowicie zgodnie z aktualnie obowiązującym prawem! – być ustanowione w dokumentach, które nie są nawet źródłami prawa, wydawanych przez całkiem prywatne instytucje. Dokładniej mówiąc – w regulaminach obiektu (na przykład stadionu piłkarskiego) albo regulaminach imprezy masowej. Bo zgodnie z art. 54 ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych „kto nie wykonuje polecenia porządkowego, wydanego na podstawie ustawy, regulaminu obiektu (terenu) lub regulaminu imprezy masowej przez służby porządkowe lub służby informacyjne, podlega karze grzywny nie niższej niż 2 000 zł”. Czyli jeśli w regulaminie stadionu znajdzie się np. zapis o zakazie wywieszania transparentów „o treści niezgodnej z charakterem imprezy”, a kibice podczas meczu takie transparenty wywieszą, to – jeśli spiker wezwie do ich usunięcia, a oni tego nie zrobią – mogą zostać ukarani w całym majestacie prawa grzywną.

Abramowski o wydarzeniach w Hiszpanii

wtorek, 24 maja, 2011

„Istnieją prawa podstawowe, które powinny być zapewnione przez system społeczny: prawo do mieszkania, zatrudnienia, dostępu do kultury, opieki zdrowotnej, edukacji, udziału w polityce, nieskrępowanego rozwoju indywidualnego, zdrowego i szczęśliwego życia”.
Manifest Ruchu 15 Maja, 2011 r.

„Typ demokratyczny pożąda przede wszystkim wolności tworzenia, typ niewolniczy – „chleba i igrzysk”, pierwszy usiłuje sam doskonalić i ulepszać swoje życie, drugi żąda tego od państwa„.
Edward Abramowski, Idee społeczne kooperatyzmu, 1907 r.

„Potrzebna jest Rewolucja Etyczna”.
Manifest Ruchu 15 Maja, 2011 r.

„Rewolucja ludowa wymaga właśnie tych cech moralnych i życiowych, które upaństwawianie zabija”.
Edward Abramowski, Socjalizm a państwo. Przyczynek do krytyki współczesnego socjalizmu, 1904 r.

Klatka

niedziela, 22 maja, 2011

Maciej Zaremba w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” wspomina, jak to spotkał się z Markiem Edelmanem i ten wygłosił mu wykład, „że najlepsza na świecie jest socjaldemokracja, bo ludzie są jak szczury. Jeśli zamkniesz za wiele w jednej klatce, to zaczną się gryźć, czyli trzeba stworzyć warunki, żeby się nie gryzły”.
Wydawać by się mogło, że przeciętny człowiek powinien dojść tu do wniosku, że trzeba te szczury – czytaj ludzi – wypuścić z klatki. No ale jak widać nawet ktoś taki, jak Marek Edelman – osoba niewątpliwie inteligentna – doszedł tu do wniosku zupełnie innego. Dlaczego? Najprawdopodobniej dlatego, że „klatka” stanowiła dla niego element, którego nie da się zmienić. Dany z góry. Jak prawo powszechnego ciążenia albo prawo Ohma. Przy takim założeniu faktycznie jedyne, o czym można myśleć, to stworzenie w klatce takich warunków, żeby szczury się nie gryzły.
Z tego się bierze właśnie socjaldemokracja (czy też „liberalizm” w rozumieniu amerykańskim) – z przyjęcia założenia, że tak czy inaczej jesteśmy i zawsze będziemy w klatce. Bo skoro zawsze będziemy w klatce, to warto domagać się tego, by warunki w tej klatce były jak najwygodniejsze. By opiekunowie dbali o to, by każdy szczur był zdrowy, miał godziwą porcję karmy i godziwe legowisko – jeśli trzeba, to poprzez zabieranie szczurom tłustszym i dawanie tym wychudzonym. Oczywiście socjaldemokratyczne szczury wierzą przy tym, że ich masowe piski zdołają wymusić na opiekunach to, czego chcą.

Parafrazując Niemöllera

poniedziałek, 11 kwietnia, 2011

Najpierw przyjdą po faszystów –
ale się nie odezwiecie,
bo nie jesteście faszystami.

Potem przyjdą po „moherów” –
i nie odezwiecie się,
bo nie jesteście „moherami”.

Potem przyjdzie kolej na pisowców –
i znowu nie zaprotestujecie,
bo nie należycie do PiS.

Wreszcie przyjdą po was –
i nie będzie już nikogo, kto się za wami wstawi.

(Tu oryginalny cytat).

„Około godz. 16:30 strażnicy miejscy otoczyli i rozebrali biały namiot członków Stowarzyszenia Solidarni 2010 przed Pałacem Prezydenckim. Podczas pacyfikacji protestu służby pobiły protestujących. Jeden z nich – Michał Stróżyk, szef Trójmiejskich Klubów „Gazety Polskiej” – został zabrany przez pogotowie ratunkowe” (za Niezależna.pl)

Co jest kradzione?

poniedziałek, 21 marca, 2011

Co kradzione – albo niszczone – jest autorowi utworu, albo innemu właścicielowi praw autorskich do tego utworu, podczas tworzenia, użytkowania lub rozpowszechniania „pirackiej” kopii, utworzonej na bazie kopii legalnie kupionej?
No bo coś chyba musi być kradzione, albo niszczone, skoro coraz powszechniej nazywa się to „naruszeniem własności intelektualnej”?
Tylko właśnie co?
Nie jest kradziona ani niszczona żadna rzecz materialna – autorowi, czy innemu właścicielowi praw autorskich, nic nie jest tu zabierane ani dewastowane. Nie traci on przez to nośnika, na którym jest zapisany skopiowany utwór.
Nie jest kradziony ani niszczony także sam utwór – właściciel praw autorskich dalej może go odtworzyć z posiadanego nośnika. Najprawdopodobniej istnieją także inne jego kopie.
Nie jest też „kradziona” praca autora czy właściciela praw autorskich, w sensie takim, że wykonuje on tu jakąś pracę, za którą nie otrzymuje zapłaty. Bo nie wykonuje on tu żadnej pracy. Owszem, praca została wykonana w celu stworzenia oryginału oraz legalnych kopii – ale za te legalne kopie zarówno autor, jak i inny właściciel praw autorskich (np. producent czy dystrybutor) otrzymał już (bądź ma przyrzeczoną) uzgodnioną zapłatę.