Bluźniercy wczoraj i dziś

2 lipca, 2020

W 1565 roku Erazm Otwinowski był sądzony za znieważenie i podeptanie hostii niesionej w monstrancji na procesji Bożego Ciała – a więc, według katolików, bezpośrednio Chrystusa pod postacią chleba. Bronił go Mikołaj Rey z Nagłowic, który dowodził (cytat za Jędrzejem Moraczewskim): „jeżeli obżałowany dopuścił się obrazy Boga, to go sam Bóg z pewnością skarze, czy to piorunem, czy otworzeniem pod jego nogami przepaści, bo za krzywdę wyrządzoną Mojżeszowi ukarał Kora, Dathana i Abirona. Księdzu atoli obżałowany stłukł tylko szkiełko od monstrancyi i zniszczył kawałek opłatka, co razem dwóch groszy nie warto. Za rzecz tak drobną prawa polskie żadnéj kary nie przepisują”.
Otwinowski nie został ukarany.
Tak samo potraktowano w 1580 roku innego szlachcica, który podeptał hostię, a następnie rzucił ją na pożarcie psom – Marcina Krezę. Choć król ostrzegł go, żeby się to więcej nie powtórzyło.
Dziś, 455 lat później, za „obrazę uczuć religijnych” przez publiczne znieważenie przedmiotu czci religijnej grozi kara pozbawienia wolności do lat 2, ograniczenia wolności lub grzywny. I właśnie rozpoczął się kolejny proces o taką obrazę – muzyk Adam Darski, znany bardziej pod pseudonimem Nergal, oskarżony jest z powodu umieszczenia w Internecie filmiku, na którym widać sztucznego penisa z doczepionym krucyfiksem. Doniesienie złożył poseł Dominik Tarczyński.
Nie trzeba czegoś takiego pochwalać – ja prawdę mówiąc uważam takie prowokacje za niesmaczne – ale czy nie lepiej podchodzono do tego w XVI wieku? Nie lepiej przyjąć zasadę, że ewentualna kara za znieważenie Boga – o ile nie towarzyszyło jej naruszenie czyjejś własności – powinna zostać złożona bezpośrednio w ręce Boga?
Zakładając, że istnieje. Bo jeśli nie istnieje, to w czym problem?

Nienawiść dla wybranych

30 czerwca, 2020

Reddit wprowadził na swojej platformie społecznościowej nową zasadę – zakazał „mowy nienawiści opartej na tożsamości lub słabościach” („Promoting Hate Based on Identity or Vulnerability”). Przykładowo, nie wolno szerzyć nienawiści wobec grup określonej rasy, płci, narodowości, orientacji seksualnej czy z określoną niepełnosprawnością.
Wcześniej nie było to na Reddicie zakazane i oficjalnie nie groził za to ban. Teraz będzie.
Ale uwaga: ta zasada nie obejmuje wszystkich. Nie obejmuje ludzi, którzy sami promują taką nienawiść (czyli można szerzyć nienawiść wobec np. rasistów) i nie obejmuje… tych, którzy są w większości.
Czyli na przykład rasizm wobec czarnych jest niedozwolony, ale rasizm wobec białych już tak.
Ale zaraz. W Europie czy USA biali stanowią większość. Ale co z Afryką? Czy biały z RPA będzie mógł nadal szerzyć rasizm wobec czarnych, a za to czarny Afrykanin będzie banowany – w przeciwieństwie do np. czarnego Europejczyka – za rasizm wobec białych?
A co z tą nienawiścią opartą na płci? W USA ogólnie kobiety stanowią nieznaczną większość – inaczej niż jeszcze w latach 40. XX w. Więc zgodnie z wymienioną wyżej zasadą powinna być dozwolona nienawiść wobec amerykańskich kobiet, a za ataki na amerykańskich mężczyzn powinien grozić ban. No ale jako przykład mowy nienawiści opartej na płci podawany jest „komentarz, że zgwałcenie kobiety powinno być dopuszczalne i nie być przestępstwem”. Czyli jednak zabronione ma być szerzenie nienawiści wobec kobiet, choć w USA stanowią one większość. Może niewystarczającą?
Rozumiem też, że zabronione będzie szerzenie nienawiści wobec miliarderów i ogólnie bogatych – wszak stanowią oni zdecydowaną mniejszość – ale wyśmiewanie się z czyjejś biedy czy twierdzenie, że biedni są ludźmi gorszymi i powinni służyć bogatym nadal będzie dozwolone?
Reddit jest prywatny i ma prawo wprowadzać zasady jakie chce. Te jednak wydają mi się nie tylko niesprawiedliwe, ale i głupie
.

Bosak – fałszywa alternatywa

25 czerwca, 2020

Sławomir Mentzen (ten od „nie lubimy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej”) napisał, że naiwnością jest sądzić, że wybór Rafała Trzaskowskiego „pozwoli zatrzymać szaleństwa PiS i uchroni nas przed kolejnym rozdawnictwem i wynikającym z tego podwyższaniem podatków”, bo „te partie są bezideowymi partiami władzy, które swoje decyzje uzależniają od społecznych oczekiwań oraz bieżącego interesu partyjnego” i „gdy przychodzi do głosowań, są w sprawach gospodarczych nad wyraz zgodni i nie rokują żadnej nadziei na zmianę obecnego trendu”. I że „jedyną alternatywą dla tych ludzi jest Konfederacja i jej kandydat Krzysztof Bosak”, który „zapowiedział, że nie poprze żadnej podwyżki podatków, czy dalszego ich komplikowania”.
To prawda, że obie główne partie są „bezideowymi partiami władzy” i w motywach swoich działań są podobne.
Ale dzięki temu, że są w tak dużym konflikcie ze sobą, jest właśnie duża szansa, że Trzaskowski – choćby na złość – będzie hamował i utrudniał działania PiS. Które faktycznie w większości są antywolnościowe i złe, więc w efekcie będzie to dobre bez względu na intencje.
Natomiast Konfederacja, a zwłaszcza Krzysztof Bosak (który przecież już był jako poseł LPR w latach 2005-2007 w koalicji z PiS – notabene, gdy wówczas wspólnie większość posłów PiS i PO przegłosowała zmniejszenie stawek podatku dochodowego, Bosak nie był obecny na głosowaniu) i Ruch Narodowy nie są z blokiem dowodzonym przez Jarosława Kaczyńskiego w aż takim konflikcie, więc jest większe prawdopodobieństwo, że prezydent Bosak nie będzie blokował aż tak wielu działań Zjednoczonej Prawicy. Czyli zostanie zrealizowane więcej zła.
Kandydat Konfederacji na prezydenta jest za świadczeniem „500+” na każde dziecko, wykupem mediów z kapitałem zagranicznym przez państwo, zakazem finansowania organizacji pozarządowych z zagranicy (w rządzie jak na razie pojawiają się pomysły o obowiązkowym ujawnianiu takiego finansowania), walką z „propagowaniem LGBT”, utrzymaniem nielegalności marihuany. Wbrew przedwyborczym deklaracjom Bosaka, partia, której jest wiceprezesem ma w swoim programie podwyższanie niektórych podatków (majątkowych czy od najbogatszych). Akceptuje też państwową własność lub kontrolę w sektorach „strategicznych”. Różnica między nimi a PiS nie jest wcale aż taka duża, również w kwestiach ekonomicznych. Jest w dodatku całkiem możliwe, że za zgodę na nowe podatki, kolejne programy socjalne dla wybranych grup czy przeznaczanie pieniędzy na wielkie państwowe inwestycje prezydent Bosak wyznaczy cenę, jaką będzie realizacja dodatkowych antywolnościowych pomysłów, takich jak np. ograniczenie imigracji zarobkowej do Polski czy faktyczne ograniczenie praw osób LGBT w postaci zakazu „marszy równości” czy „promowania nietradycyjnych stosunków seksualnych” (element prawa rosyjskiego, który wg Bosaka należy jedynie „precyzyjniej zredagować”). I się dogadają.
Dlatego Krzysztof Bosak jako prezydent byłby gorszy zarówno od Rafała Trzaskowskiego, jak i od Andrzeja Dudy.
(Tekst ukazał się 23.06.2020 r. na facebookowym fanpage’u Partii Możemy. Jestem jego autorem).

Prywatny Lenin

23 czerwca, 2020

W Gelsenkirchen tamtejsi działacze partii komunistycznej postawili przed swoją siedzibą pomnik Włodzimierza Lenina. Mimo sprzeciwu władz miasta. Było to możliwe, bo zarówno pomnik, jak i teren, na którym go postawili, jest ich prywatną własnością, i sąd odrzucił sprzeciw miasta.
Jak widać, instytucja prywatnej własności, którą chciał znieść Lenin, okazała się paradoksalnie czynnikiem umożliwiającym jego upamiętnienie. I warto, by zwrócili na to uwagę zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy upamiętniania komunistycznego dyktatora.
Zwolennicy niech zauważą, że w komunistycznej społeczności, gdzie nie ma prywatnej własności i wszystko należy do państwa czy też państwopodobnej organizacji reprezentującej „społeczeństwo”, niekoniecznie mogliby uczcić w ten sposób wodza rewolucji. Bo kierownictwo tej organizacji, choć deklaratywnie komunistyczne, mogłoby mieć na jego temat inne zdanie.
I podobnie mogłoby mieć inne zdanie od nich na wiele różnych tematów, łącznie z tym, gdzie mieliby oni pracować, jak spędzać wolny czas, gdzie mieszkać, co jeść, w co się ubierać i co mówić.
A przeciwnicy niech zauważą, że zakazanie postawienia komunistom z Gelsenkirchen pomnika Lenina na ich własnym terenie oznaczałoby, że państwo, w którym się to dzieje, nie szanując prywatnej własności, postąpiło kolejny krok w stronę komunizmu.

Tarcza antykryzysowa dla Zbigniewa Ziobry

21 czerwca, 2020

Sejm przegłosował ostatecznie ukryty w ustawie „o dopłatach do oprocentowania kredytów bankowych udzielanych na zapewnienie płynności finansowej przedsiębiorcom dotkniętym skutkami COVID-19 oraz o zmianie niektórych innych ustaw” przepis zmieniający art. 37a kodeksu karnego. Ustawa czeka na podpis prezydenta.
Zmiana polega na tym, że jeśli sąd będzie chciał wymierzyć za przestępstwo zagrożone tylko karą pozbawienia wolności nie wyższą niż 8 lat (przykładowo: znieważenie Narodu lub Rzeczypospolitej Polskiej, znieważenie Prezydenta RP, przerwanie ciąży za zgodą kobiety, nieumyślne spowodowanie śmierci, udział w bójce, spowodowanie wypadku w ruchu, prowadzenie pojazdu mechanicznego w stanie nietrzeźwości w warunkach recydywy, niewykonanie polecenia zatrzymania pojazdu mechanicznego wydanego przez osobę uprawnioną, kazirodztwo, ułatwianie uprawiania prostytucji lub czerpanie z tego korzyści majątkowych, fałszywe zawiadomienie o zagrożeniu, łapownictwo, przekupstwo, składanie fałszywych zeznań, publiczne nawoływanie do popełnienia zbrodni, znieważenie grupy osób lub osoby z powodu przynależności rasowej lub etnicznej, zakłócanie pracy systemu informatycznego, fałszowanie faktury, podawanie nieprawdy w fakturze lub dokumentach, kradzież, oszustwo, wyrządzenie szkody w obrocie gospodarczym), karę inną niż pozbawienie wolności (tj. grzywnę lub ograniczenie wolności) – co jest dość częstą praktyką w przypadkach mniejszej wagi – to będzie musiał równocześnie orzec środek karny, kompensacyjny lub przepadek.
Środki kompensacyjne to obowiązek naprawienia szkody i nawiązka. W przypadku umyślnych przestępstw przeciwko życiu lub zdrowiu, innych umyślnych przestępstw, których skutkiem jest śmierć człowieka, ciężki uszczerbek na zdrowiu, naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia, a także w przypadku, gdy nie jest możliwe ustalenie pokrzywdzonego w przestępstwie komunikacyjnym oraz zamiennie do przepadku przedsiębiorstwa w przypadku, gdy służyło do popełnienia przestępstwa (w przypadkach mniejszej wagi) nawiązkę orzeka się (gdy sąd uzna zastosowanie tego środka kompensacyjnego za właściwe) na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej.
Środków karnych jest więcej (np. pozbawienie praw publicznych, podanie wyroku do publicznej wiadomości, zakaz zajmowania określonego stanowiska, zakaz prowadzenia pojazdów, zakaz zbliżania się do określonych osób), ale jednym z nich jest świadczenie pieniężne na rzecz tego samego Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej, które może być orzeczone w przypadku najpopularniejszego przestępstwa w Polsce, czyli prowadzenia pojazdu mechanicznego w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego, w przypadku fałszywego zawiadomienia o zagrożeniu, a także w przypadku wymierzenia za dowolne przestępstwo kary ograniczenia wolności.
Czym jest Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej, zwany inaczej Funduszem Sprawiedliwości? Ano funduszem, z którego minister sprawiedliwości finansuje najróżniejsze inicjatywy, które uznaje za warte wsparcia. Od organizacji wprost związanych z politykami PiS, jak fundacja Ex Bono, przez organizacje pro-life (jak Fundacja Komitetu Obchodów Narodowego Dnia Życia), walczące z pornografią (jak Stowarzyszenie Twoja Sprawa), aż do uznaniowego wspierania ochotniczych straży pożarnych, szpitali czy szkół w okręgach, gdzie w wyborach kandydują politycy Solidarnej Polski. Kilkanaście milionów złotych wydano na samą reklamę Funduszu.
Najwyraźniej w nowelizacji art. 37a chodzi o to, by skarbonka ministra Ziobry miała większe przychody.
Razem z samym Skarbem Państwa, bo przepadek (mienia lub przedsiębiorstwa) orzekany jest na rzecz Skarbu Państwa. Zamiast przepadku mienia może być orzeczona ewentualnie nawiązka na rzecz Skarbu Państwa. Do Skarbu Państwa idą również wpływy z grzywien, które też widać były za niskie, więc sądy będą musiały wymierzać je w takich przypadkach (zamiennie do kary pozbawienia wolności przewidzianej przez przepis szczególny) w wysokości co najmniej 100 stawek dziennych.
Ktoś musi w końcu zapłacić za dopłaty do kredytów bankowych.

Dziedzictwo niewolnictwa

10 czerwca, 2020

Tak jeszcze na marginesie protestów czarnoskórych i lewicy w USA i Europie Zachodniej, w ramach których zwala się i obsmarowuje pomniki handlarzy niewolników (jak Edward Colston) oraz tyranów zarabiających na pracy niewolniczej (jak Leopold II Koburg) – a które znajdują swój oddźwięk i w Polsce.
O ile USA tylko częściowo powstały na niewolnictwie, bo z chwilą powstania tego państwa funkcjonowało ono już tylko w części stanów, o tyle Polska powstała na niewolnictwie w całości. Oczywiście na niewolnictwie białych.
Wczesne państwo polskie – jak i inne okoliczne państwa – było po prostu zorganizowanym gangiem handlarzy i właścicieli niewolników, tyranizujących i biorących w niewolę dotąd wolną ludność. Pierwsi Piastowie masowo niszczyli okoliczne osady i obracali w niewolników ich mieszkańców. „Jak wynika z ustaleń archeologów, Piastowie dokonali w X stuleciu w Wielkopolsce prawdziwej demograficznej rewolucji. Niektóre tereny kompletnie ogołocili z ludności. Z kolei centralny rejon wokół Gniezna, jeszcze około 900 r. prawie zupełnie niezamieszkany, stał się po stu latach najgęściej zaludnioną częścią prowincji”. Duża część tych niewolników była sprzedawana za granicę, głównie do państw islamskich. Powstawały specjalne grody, będące miejscami ich koncentracji – za taki „obóz koncentracyjny” dla pędzonych na sprzedaż niewolników uznaje się dziś np. Naszacowice nad Dunajcem. Chrześcijaństwo niewiele tu początkowo zmieniło. Jeszcze w XII wieku normalne było branie w niewolę ludzi podczas wypraw wojennych – np. Gall Anonim pisze o Bolesławie Krzywoustym, że wyprawiając się na Prusów „zgromadził niezmierne łupy, biorąc do niewoli mężów i kobiety, chłopców i dziewczęta, niewolników i niewolnice niezliczone”.
Pierwotna słowiańska organizacja społeczna, oparta na samorządnych opolach zamieszkałych przez wolnych i posiadających ziemię chłopów została zastąpiona czymś, co niektórzy nazywają „hodowlą ludności rolniczej przez wojowników”. Tych, których nie wzięto w niewolę, wywłaszczono z ziemi i na setki lat narzucono feudalne struktury własności ziemskiej i władzy. W końcowej fazie ewolucji tego systemu, 600-700 lat później, przywiązani do ziemi, zmuszeni do darmowej pracy i poddani sądownictwu swoich panów chłopi znowu niewiele różnili się od niewolników. Potem odzyskali wolność osobistą, a w końcu i ziemię, ale obecne struktury społeczne nadal w jakiejś mierze są efektem procesów historycznych zapoczątkowanych w X wieku. A współczesne państwo polskie odwołuje się do tradycji tych, którzy zbudowali je na niewolnictwie i stawia im pomniki. Których notabene nikt nie obala.
A dlaczego nie obala? Bo ludzie w Polsce jakoś nie czują potrzeby buntować się przeciwko państwu jako takiemu. Dziennikarz Łukasz Warzecha, komentując obalenie pomnika Edwarda Colstona w Bristolu napisał, że „Colston handlował niewolnikami w dobie, gdy było to niestety normalne zajęcie. Fundował też szpitale, przytułki, kościoły”. I o ile jego słowa spotkały się z krytyką ze strony sympatyków protestów, o tyle sądzę, że nawet oni wybaczą pewien poziom zniewolenia – choć może nie całkowite niewolnictwo – w zamian za finansowanie przez państwo „szpitali i przytułków”. Czy inne benefity.

Żółtek o obcokrajowcach

7 czerwca, 2020

Kandydat na Prezydenta Rzeczypospolitej Stanisław Żółtek (były wiceprezydent Krakowa, prezes Kongresu Nowej Prawicy i partii PolExit) obok haseł zmniejszenia podatków i biurokracji zaprezentował postulat pozwolenia obcokrajowcom na pracę w Polsce tylko pod warunkiem zmiany polskiego prawa na takie, że:
– obcokrajowcy nie będą mieli prawa do żadnego „socjalu”;
– obcokrajowcy oskarżeni o jakiekolwiek umyślne przestępstwo nie będą mogli odpowiadać z „wolnej stopy„;
– obcokrajowcy skazani za jakiekolwiek umyślne przestępstwo będą deportowani z Polski i to dożywotnio.
Czyli, jakby ktoś nie zrozumiał:
Obcokrajowiec ma płacić wszystkie podatki i przymusowe składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne, ale nie ma mieć prawa do żadnych benefitów z tego opłacanych, typu opieka medyczna, szkoły dla dzieci, zasiłki dla bezrobotnych czy emerytury.
Obcokrajowiec podejrzany o jakiekolwiek przestępstwo (np. posiadanie marihuany, czy znieważenie kogoś słowami „ty ch…”) ma być obowiązkowo tymczasowo aresztowany. Nie jest jasne, czy państwo z kieszeni podatników miałoby w razie uniewinnienia płacić za niesłuszny areszt.
Obcokrajowiec – nawet taki mieszkający w Polsce np. 20 lat, posiadający tu dom, majątek i rodzinę – skazany za takie przestępstwa, jak wyżej, nawet w przypadku odstąpienia od wymierzenia kary, ma być deportowany bez prawa powrotu, nawet po zatarciu skazania.
Czyli obcokrajowcy mieliby być podludźmi bardziej wyzyskiwanymi przez państwo, represyjnie traktowanymi w postępowaniach przygotowawczych i surowiej karanymi.
A dopóki takich zmian w prawie by nie wprowadzono, możliwość pracy obcokrajowców w Polsce byłaby ograniczona – ze szkodą dla polskiej gospodarki i co za tym idzie dla samych Polaków.
Przykre, że kolejny „konserwatywno-liberalny” polityk okazał się skażony prymitywnym nacjonalizmem i ksenofobią.

Wojny klasowe

6 czerwca, 2020

Uwidoczniły się teraz w Stanach Zjednoczonych dwa konflikty klasowe.
Ale moim zdaniem inne od tego, jaki w społeczeństwie widzą marksiści, czyli między pracownikami i kapitalistami.
Pierwszy – to konflikt między opresyjnym państwem a ludźmi, którzy odczuwają opresję ze strony tego państwa. I których najbardziej uciemiężona część – głównie czarnoskórzy – po zabójstwie George’a Floyda przez policjanta nie wytrzymała.
Drugi – to odwieczna różnica interesów między biednymi, dla których opłacalny jest stan, w którym można bezkarnie grabić mienie innych, i między coś posiadającymi, dla których opłacalny jest stan, w którym bezkarnie grabić nie można.
Pierwsi wykorzystują zamieszki do okradania sklepów i niszczenia tego, czego się nie da ukraść, drudzy starają się temu zapobiec, nawet z bronią w ręku.
Ci drudzy to dzisiaj wcale nie żadne bogate elity czy też sami kapitaliści. To również olbrzymia rzesza zwykłych pracowników, którzy nie są już tak całkiem biedni. Ci, których dzisiejsza lewica lubi pogardliwie określać mianem „uprzywilejowanych”. Ale którzy nie stanowią już, jak kiedyś, uprzywilejowanej mniejszości, tylko większość. Przynajmniej w USA czy Europie.
(Gdy rodził się Karol Marks, 90% ludności świata żyło w skrajnej nędzy. Dziś 15%).
Oni w dużej mierze też odczuwają opresję państwa, choć może nie aż tak bardzo, jak ci biedni. Ale w obliczu choćby potencjalnego zagrożenia swojego mienia staną jednak po stronie tego państwa, które owe mienie może ochronić. A przynajmniej nie wystąpią przeciwko niemu po stronie tych, którzy równocześnie grabią i niszczą ich lub sąsiadów własność.
I samotny bunt biednych przeciwko ciemiężącemu ich państwu poniesie klęskę.
A ci coś posiadający zachowają tym razem może więcej całych sklepów i samochodów, ale państwo dalej będzie ich gnębić i okradać.
Opresyjna władza, jak zwykle, wygra.
I będzie wygrywać, dopóki biednym będzie się bardziej opłacało w takich sytuacjach jak teraz grabić niż wspólnie z coś posiadającymi wystąpić przeciwko niej.
I dopóki coś posiadający będą woleli płacić haracz władzy, by chroniła ich przed biednymi, zamiast dobrowolnie podzielić się z biednymi*, by pozyskać sojuszników do walki z nią.

*Nie mam na myśli tu jedynie dobroczynności, stłumionej obecnie przez „państwo opiekuńcze”, ale również pomoc dawaną biednym na zasadach biznesowych, w formie „wędki, a nie ryby” (jak Grameen Bank), prowadzenie biznesu z poszanowaniem godności nawet najbiedniejszych i najmniej wykwalifikowanych pracowników oraz bez ich oszukiwania, wymuszenie na państwie obniżenia obciążeń podatkowych dla biedniejszych (w USA od lat 50. obniżanie podatków dotyczyło w zasadzie jedynie bogatych i częściowo średnio zamożnych), nietraktowanie biedy jako powodu dla pogardy.
W 1996 r. Stefan Blankertz pisał: „Myślę, że oczywistym wnioskiem z faszystowskiego doświadczenia jest to, że potrzebujemy praktycznego programu pomocy ludziom zubożałym w wyniku działania państwa. Jeśli jest milionowe bezrobocie, nic nie daje mówienie bezrobotnym, że po zniesieniu regulacji rynku na dłuższą metę będzie lepiej. Oni są w potrzebie teraz – i poprą każdego etatystycznego, komunistycznego czy faszystowskiego, przywódcę obiecującego krótkoterminowy program. Przez działający wolnościowy program pomocy nie rozumiem tu oczywiście programu rządowego, choć myślę, że coś w rodzaju negatywnego podatku dochodowego Miltona Friedmana byłoby lepsze niż nic. Ale według mnie negatywny podatek dochodowy mógłby być jedynie środkiem zastępczym. Powinniśmy szukać rzeczywiście wolnościowego rozwiązania, bez udziału rządu. Myślę o kombinacji idei kontrgospodarki Sama Konkina i pomysłu Wolnościowej Fundacji na rzecz Pomocy Ludziom Huberta Jongena”. Jest to nadal aktualne.

Znieść nietykalność funkcjonariuszy

27 maja, 2020

Organizator sobotniego (i zeszłotygodniowego) protestu ulicznego w Warszawie, kandydat w niedawno nieodbytych (i być może również w najbliższych) wyborach na Prezydenta RP, Paweł Tanajno, został zatrzymany na 48 godzin przez policję z podejrzeniem naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza. Z dostępnych publicznie nagrań oraz komunikatów samej policji wynika, że to naruszenie nietykalności miało nastąpić w wyniku dość przypadkowego zderzenia z policjantem na chodniku (wygląda wręcz tak, jakby policjant specjalnie się „podstawił” do zderzenia) lub – być może – w wyniku próby przepchnięcia się przez kordon policjantów uniemożliwiający mu swobodę poruszania się (od 5:30).
Wygląda to na wykorzystanie przepisu kodeksu karnego przewidującego karalność naruszania nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego do prześladowania przeciwnika politycznego.
Dzień wcześniej minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński stwierdził, że „jeżeli ktoś ośmieli się podnieść rękę na polskiego policjanta, który w imieniu obywateli wykonuje czynności służbowe, nie może liczyć na bezkarność” i że „jeżeli chodzi o plany resortu w zakresie znieważania policjantów, czy też czynnych napaści, to uważamy, że kary w tym zakresie są zbyt małe i będziemy prowadzili działania zmierzające do ich podwyższenia”.
A ja uważam, że przypadek Pawła Tanajny (nie jest on pierwszym polskim politykiem, przeciwko któremu w ostatnich latach podniesiono takie zarzuty w związku z zachowaniem podczas demonstracji – wcześniej był np. Władysław Frasyniuk (jego sprawa została w pierwszej instancji warunkowo umorzona, złożył apelację), a za rządów poprzedniej koalicji np. działacz Ruchu Narodowego Marcin Falkowski (skazany w 2015 r. na pół roku więzienia, a potem po wstrzymaniu kary przez Zbigniewa Ziobrę i uznaniu kasacji uniewinniony) czy Robert Biedroń, uniewinniony w obu instancjach) pokazuje, że art. 222 powinien z kodeksu karnego zniknąć, a w zamian należałoby zmodyfikować jedynie art. 217a, tak, by karalne było naruszenie nietykalności cielesnej każdego – nie tylko funkcjonariusza publicznego – w związku z podjętą przez niego interwencją na rzecz ochrony bezpieczeństwa ludzi, ochrony bezpieczeństwa lub porządku publicznego, ale tylko wtedy, gdy jest to naruszenie nietykalności w celu spowodowania fizycznej krzywdy. Wtedy trudniej byłoby wszczynać sprawy z oskarżenia publicznego za zwykłe (nawet prawdziwe, a nie wymyślone) szarpanie się z policjantem, odpychanie go, wyrywanie mu się czy przepychanie przez kordon.
Coś takiego proponowałem jeszcze w 2017 r. i gotowy projekt ustawy (znosi też przepisy przewidujące karalność znieważenia funkcjonariusza publicznego, konstytucyjnego organu RP, Prezydenta RP* czy głowy obcego państwa lub dyplomatów i ściganie tego z oskarżenia publicznego) jest nadal dostępny na stronie Stowarzyszenie Libertariańskie.
Może jacyś posłowie się tym zainteresują i wniosą kontrprojekt dla propozycji MSWiA?

*Parę dni temu pojawiła się wiadomość o ściganiu przez prokuraturę sprawcy obraźliwego dla Andrzeja Dudy komentarza na internetowej stronie Radia Łódź, a w lutym również w Łodzi – najwyraźniej prokuratorzy tam są na to wyjątkowo wyczuleni – postawiono mieszkańcowi tego miasta zarzut znieważenia Prezydenta RP transparentem.

Policjant wyrzuci z domu

22 maja, 2020

Prezydent podpisał ustawę umożliwiającą policji natychmiastowe wyrzucenie z domu – na 14 dni – sprawcy przemocy w rodzinie.
Przepraszam – kogoś, kogo policjant uzna za takiego sprawcę.
Bez postanowienia sądu.
Dopiero wydłużenie nakazu opuszczenia mieszkania lub zakazu zbliżania się do niego na okres powyżej czternastu dni będzie wymagało takiego postanowienia. Inaczej taki nakaz lub zakaz wygaśnie. Ale przecież policjant może zaraz potem wydać nowy nakaz lub zakaz.
Jak najbardziej rozumiem, że w przypadku przemocy w rodzinie wskazane jest natychmiastowe izolowanie sprawcy od ofiary czy ofiar. Jednak dawanie takiej władzy policjantowi zamiast sądowi jest niebezpieczne. Policjant nawet w teorii nie jest bezstronny i niezawisły. Podczas interwencji nie ma też czasu na dokładną ocenę okoliczności. Nie ma obowiązku przesłuchania domniemanego sprawcy, a nawet domniemanej ofiary – obowiązek przesłuchania dotyczy jedynie osoby zgłaszającej przemoc. Ale nakaz lub zakaz, o którym mowa wyżej policjant może wydać nawet bez takiego zgłoszenia lub jeśli zgłoszenie jest anonimowe – wystarczy „powzięcie informacji o stosowaniu przemocy w rodzinie”. Teoretycznie choćby na podstawie plotek.
Czy może być to środek represji wobec tych, którzy narazili się władzy? Potencjalnie tak.
W dodatku domniemana osoba dotknięta przemocą może sprzeciwić się zabraniu przez domniemanego sprawcę przemocy przedmiotów osobistego użytku czy służących do świadczenia pracy. Czyli wyrzucenie z mieszkania może skutkować utratą przez osobę uznaną za sprawcę przemocy dostępu do np. laptopa z danymi, telefonu komórkowego, ubrań, narzędzi czy roweru. Choćby była to jego własność. Pozostaje tylko dochodzenie tego na drodze cywilnej.
Owszem, w ciągu 3 dni będzie można złożyć zażalenie do sądu. Ale można sobie wyobrazić, że niektórzy nie zdążą albo nie będą potrafili tego zrobić. Bo zażalenie, zgodnie z kodeksem postępowania cywilnego, który tu będzie stosowany, powinno czynić zadość wymaganiom przepisanym dla pisma procesowego i zawierać uzasadnienie. Aha, kpc wymaga, by to strona przedstawiała dowody dla stwierdzenia faktów, z których wywodzi skutki prawne. Czyli w tym przypadku wyrzucony z domu domniemany sprawca przemocy w rodzinie będzie musiał próbować przedstawić dowody na to, że tym sprawcą nie jest.
Dlaczego nie zrobiono tak, że postanowienie sądu w tym przedmiocie jest obligatoryjne – tak jak w przypadku tymczasowego aresztowania? Przecież można było przyjąć taką procedurę, że w przypadku wystąpienia przypadku przemocy w rodzinie policja może zatrzymać domniemanego sprawcę na maksymalnie 48 godzin (to przecież zawsze może zrobić), a następnie sąd może zdecydować – na wniosek prokuratora lub policji poparty dowodami, przy obecności obrońcy! – czy zakazać mu zbliżania się do mieszkania. Taka procedura z jednej strony gwarantowałaby natychmiastową izolację faktycznego sprawcy przemocy od jego ofiar, a z drugiej pozostawiałaby decyzję każdorazowo w rękach organu przynajmniej w teorii bezstronnego, niezawisłego i podejmującego decyzję przy uwzględnieniu wszystkich dostępnych dowodów.
Czy dlatego, by było wygodniej dla organów ścigania?
Podejrzewam, że gdyby nie międzynarodowe konwencje zakazujące pozbawienia kogoś wolności bez zgody sądu, to i przy tymczasowym aresztowaniu byłaby taka procedura: policjant aresztuje, a aresztowany może co najwyżej złożyć na to do sądu zażalenie. Jednak są powody, dla których coś takiego w cywilizowanym świecie jest niedopuszczalne.
Ale konwencji w sprawie wyrzucania z domu nie ma. Więc będą mogli robić to policjanci. A w przypadku żołnierzy – żandarmi. Co do tego rząd i ogromna większość opozycji były zgodne.
Strażnikom miejskim takiego prawa na razie nie przyznano, ale może to kwestia czasu.