Nakażą szczepić się przeciwko grypie?

14 lipca, 2012

Czy w obecnym stanie prawnym na osobę przebywającą na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej może być legalnie nałożony obowiązek zaszczepienia się przeciwko grypie, zwykłej lub „ptasiej”?
Odpowiedź brzmi – jest to docelowo możliwe, ale tylko po spełnieniu określonych warunków. Grypa, tak zwykła, jak i „ptasia” jest wprawdzie wymieniona w wykazie zakażeń i chorób zakaźnych stanowiących załącznik do ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, ale w rozporządzeniu Ministra Zdrowia w sprawie obowiązkowych szczepień ochronnych, wydanym na podstawie art. 17 ust. 10 wspomnianej ustawy nie są aktualnie wymienione szczepienia przeciwko grypie. W związku z tym nie mogą one znaleźć się w ogłaszanym corocznie Programie Szczepień Ochronnych jako obowiązkowe. Są tam wprawdzie, ale jedynie jako „szczepienia zalecane, niefinansowane ze środków znajdujących się w budżecie ministra właściwego do spraw zdrowia”. Ponieważ zaś zgodnie z art. 5 ust. 1 pkt. 2 wymienionej wyżej ustawy „osoby przebywające na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej są obowiązane na zasadach określonych w ustawie do (…) poddawania się obowiązkowym szczepieniom ochronnym w ramach Narodowego Programu Szczepień Ochronnych”, to do nałożenia na kogoś obowiązku szczepienia przeciwko grypie w oparciu o ten artykuł ustawy potrzebna jest zmiana rozporządzenia w sprawie obowiązkowych szczepień ochronnych, a następnie, w oparciu o zmienione rozporządzenie, Programu Szczepień Ochronnych na kolejny rok. Programu szczepień na rok bieżący zmienić nie można, bo zgodnie z ustawą musi być on ogłoszony w terminie do dnia 31 października roku poprzedzającego realizację tego programu.
Jest jeszcze druga możliwość – ogłoszenie stanu epidemii zgodnie z art. 46 wspomnianej ustawy. Zgodnie z ustępem 3 tego artykułu, „ogłaszając stan zagrożenia epidemicznego lub stan epidemii, minister właściwy do spraw zdrowia lub wojewoda mogą nałożyć obowiązek szczepień ochronnych na inne osoby niż określone na podstawie art. 17 ust. 9 pkt 2 oraz przeciw innym zakażeniom i chorobom zakaźnym, o których mowa w art. 3 ust. 1”. Chodzi tutaj o możliwość nałożenia takiego obowiązku przeciw chorobom i zakażeniom niewymienionym w załączniku do ustawy oraz – jak można się domyślić – na osoby inne, niż określone w wymienionym wyżej rozporządzeniu Ministra Zdrowia. Choć ktoś dociekliwy mógłby tutaj wskazać, że art. 17 ust. 9 pkt. 2 w tej ustawie w ogóle nie ma (o tym, że minister określa osoby lub grupy osób obowiązane do poddawania się obowiązkowym szczepieniom ochronnym przeciw chorobom zakaźnym stanowi art. 17 ust. 10 pkt. 2) oraz zapytać, czy z możliwości nałożenia obowiązku szczepienia przeciwko chorobom niewymienionym w załączniku do ustawy wynika również możliwość nałożenia obowiązku szczepienia przeciwko chorobom wymienionym w tym załączniku, ale niewymienionym w rozporządzeniu Ministra Zdrowia w sprawie obowiązkowych szczepień ochronnych i Programie Szczepień Ochronnych. I o ile przywołanie błędnego artykułu ustawy nie zmienia sensu przepisu (bo „inne osoby niż określone na podstawie art. 17 ust. 9 pkt 2” znaczy „osoby inne niż żadne”, a więc „wszelkie osoby”), o tyle interpretacja rozszerzająca możliwość nałożenia obowiązku szczepienia przeciwko chorobom wymienionym w załączniku do ustawy, ale niewymienionym w rozporządzeniu oraz Programie Szczepień Ochronnych budzi wątpliwości. No, ale załóżmy, że minister, wojewoda, a następnie sąd administracyjny mogą taką interpretację przyjąć.
Tak więc nałożenie obowiązku szczepienia przeciwko grypie na osobę przebywającą na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej jest w obecnym stanie prawnym możliwe, ale niezbyt proste. Wymaga albo zmiany odnośnego rozporządzenia oraz wpisania do Programu Szczepień Ochronnych na kolejny rok (co jest procedurą długotrwałą), albo (choć tu pojawiają się wątpliwości) ogłoszenia stanu epidemii.
A jak będzie wyglądała sytuacja po wejściu w życie nowelizacji ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, uchwalonej ostatecznie wczoraj przez Sejm po poprawkach Senatu?

Rodzenie dzieci może nie pomóc

9 lipca, 2012

Tak się zastanawiam – zewsząd słychać ostrzeżenia, że w Polsce rodzi się zbyt mało dzieci, społeczeństwo się starzeje i że z tego powodu w przyszłości pojawi się problem z tym, kto będzie miał pracować na powiększającą się rzeszę emerytów. W celu zapobieżenia temu problemowi proponuje się najczęściej różne warianty prorodzinnej polityki państwa, od ulg podatkowych na dzieci, poprzez zwiększone becikowe, budowę nowych żłobków i przedszkoli, dłuższe urlopy macierzyńskie, „wspieranie instytucji małżeństwa”, aż po dodatkowe podatki dla tych, którzy nie mają dzieci.
A jednocześnie wzrasta bezrobocie wśród młodych. Wskaźnik bezrobocia rośnie pomimo tego, że młodzi ludzie „chowają” się przed brakiem pracy na studiach albo wyjeżdżają za granicę. Czyli nowe ręce do pracy się pojawiają, ale brak miejsc do ich wykorzystania.
No więc jak z tym jest? Może jest tak, że teraz jest nadwyżka rąk do pracy, przez pewien czas będzie jeszcze się nawet zwiększać, ale w długim okresie ich jednak braknie?
No to policzmy. Wg opracowanej przez GUS prognozy ludności do 2030 roku liczba ludności w wieku produkcyjnym ma w latach 2010-2030 spaść o ok. 4 miliony i wynosić w 2030 r. 20,8 mln. W III kwartale 2011 r. liczba pracujących wynosiła ok. 16,3 mln. Jeśli więc stan zatrudnienia pozostanie w 2030 r. na obecnym poziomie, to liczba rąk do pracy będzie nadal wystarczająca. Prawda, zwiększyć ma się o ponad 3 miliony liczba osób w wieku poprodukcyjnym – do 9,6 mln. Ale ubytek 4 mln ludności w wieku produkcyjnym przy zachowaniu zatrudnienia na obecnym poziomie będzie oznaczał po prostu spadek liczby osób niepracujących w tym wieku. Więc mimo iż liczba emerytów się zwiększy, to liczba niepracujących ogółem się zmniejszy. A przecież można założyć, że wskutek postępu technicznego wydajność pracownika się zwiększy.
Oczywiście, można zadać pytanie, czy w 2030 roku polska gospodarka nie będzie potrzebowała większej liczby pracowników. Jest to możliwe. Jednak jeśli przyjąć trend z ostatnich trzech lat – pomiędzy 2008 a 2011 r. liczba pracujących zwiększyła się o 300 tysięcy osób, to do 2030 r. można zakładać zwiększenie się tej liczby o 3 miliony osób, czyli do 19,3 mln. Nadal liczba osób w wieku produkcyjnym będzie wystarczająca.
A co, jeśli liczba miejsc pracy w 2030 roku będzie mniejsza niż obecnie?

We all stand before you as one

4 lipca, 2012

Pół roku temu tłumy ludzi wyszły na ulice polskich miast, protestując przeciwko podpisaniu przez polski rząd umowy ACTA. Solidarnie, bez podziałów na zwolenników takiej czy innej partii, ideologii czy obyczajowości. Po prostu lud wystąpił przeciwko poczynaniom władzy.
I okazało się, że polskie protesty poruszyły całą Europę. Szereg rządów wstrzymało się od podpisania umowy lub jej ratyfikacji. A dzisiaj Parlament Europejski odrzucił ACTA, choć jeszcze niecałe dwa lata temu większość eurodeputowanych umowę popierała.
Jak widać, wystarczyło zadziałać wspólnie, by władza się cofnęła w swoim dążeniu do ograniczania wolności. Być może tylko na jakiś czas, ale się cofnęła.
Pamiętaj o tym, anarchisto i narodowcu. Pamiętaj o tym, wolnorynkowcu i socjalisto. Pamiętaj o tym, moherze i libertynie.

Zgromadzenia według Solidarnej Polski

29 czerwca, 2012

Sejm uchwalił wczoraj nowelizację Prawa o zgromadzeniach w istotny sposób zagrażającą konstytucyjnej wolności zgromadzeń – poprzez narzucenie na przewodniczącego zgromadzenia obowiązku przeprowadzenia zgromadzenia „w taki sposób, aby zapobiec powstaniu szkód z winy uczestników zgromadzenia” pod karą grzywny do 7000 zł (a być może i rygorem odpowiedzialności karnej), zmianę minimalnego terminu na zawiadomienie o zgromadzeniu organu gminy z najpóźniej 3 do najpóźniej 6 dni przed datą zgromadzenia oraz możliwość zakazania zgromadzenia, jeżeli w tym samym czasie i miejscu lub na trasie przejścia zgłoszonych zostało 2 lub więcej zgromadzeń i nie jest możliwe ich oddzielenie lub odbycie w taki sposób, aby ich przebieg nie zagrażał życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach, a organizator zgromadzenia zgłoszonego później, pomimo wezwania go przez organ gminy, nie dokonał we właściwym terminie zmiany czasu lub miejsca zgromadzenia albo trasy przejścia uczestników (przy czym ze znowelizowanej ustawy wcale nie wynika jednoznacznie, że ten zakaz miałby dotyczyć tylko tego zgromadzenia zgłoszonego później). Przeciwko nowelizacji, oprotestowywanej przez wiele środowisk od prawa i lewa, była cała sejmowa opozycja – SLD, Ruch Palikota, PiS i Solidarna Polska.
Wydawać by się mogło, że choć rządząca koalicja jawnie opowiada się za ograniczeniem wolności zgromadzeń – w imię walki ze zjawiskami społecznymi, które rzekomo, cytując posła Dzięcioła przedstawiającego stanowisko klubu PO, „są zagrożeniem ładu publicznego, a także naruszają prawa i wolności innych osób” – to przynajmniej środowiska opozycyjne nie mają wątpliwości, że ta wolność jest wartością, której warto bronić. Jednak dzień przed przyjęciem nowelizacji – już po debacie, w której posłowie przedstawili swoje stanowiska – do „laski marszałkowskiej” wpłynął projekt kolejnej zmiany ustawy o zgromadzeniach, wniesiony przez posłów Solidarnej Polski. Projekt ten ma na celu przyznanie radom gmin możliwości stanowienia szczegółowych przepisów odnośnie ograniczeń wolności zgromadzania się, o których mowa w art. 2 ustawy: niezbędnych do ochrony bezpieczeństwa państwowego, porządku publicznego, ochrony zdrowia, moralności publicznej, praw i wolności inych osób oraz ochrony Pomników Zagłady. Zgodnie z tym projektem, organ gminy mógłby zakazać zgromadzenia publicznego, jeśli jego cel lub odbycie sprzeciwiałyby się owym przepisom prawa miejscowego, jak również je rozwiązać z powodu naruszania tych przepisów.
Inaczej mówiąc, posłowie Solidarnej Polski chcą, by rady gmin mogły ustalać sobie własne kryteria uznawania zgromadzeń za zagrażające bezpieczeństwu, porządkowi publicznemu, zdrowiu, moralności publicznej czy też prawom i wolnościom innych osób, i na ich podstawie decydować, jakie zgromadzenia mogą, a jakie nie mogą na terenie gminy się odbyć. W uzasadnieniu projektu jako główny powód podają chęć uniemożliwienia „narzucania” społeczności lokalnej przekonań, „które pozostają w sprzeczności z zasadami moralnymi drogimi samej tej społeczności lokalnej”. Na przykład przez homoseksualistów, którzy chcą „publicznie reklamować i propagować swoją opcję seksualną”. Zdaniem autorów projektu „nie jest (…) tak, że prawu wręcz marginalnej części danej społeczności odpowiada obowiązek całej reszty znoszenia takiego sposobu zagospodarowania przestrzeni publicznej, który uważa ona za niegodny, niepotrzebny i niemoralny”.

Internetowa elito, koniec twoich przywilejów

26 czerwca, 2012

„Lepiej byłoby, żebyśmy mieli dostęp do Internetu wszędzie, na wsi, w małej miejscowości, ale jest głównie w dużych miastach. Jeśli więc w tej ciężkiej sytuacji mamy coś wybrać, to likwidujemy tę ulgę, wiedząc że to ulga dla wybranych”oświadczyła dziennikarzom pani marszałek Ewa Kopacz. Oświadczenie to zbiegło się z ogłoszeniem przez Urząd Komunikacji Elektronicznej „Raportu o stanie rynku telekomunikacyjnego w Polsce w 2011 roku”, w którym można było przeczytać, że 74% gospodarstw domowych posiadało w minionym roku szerokopasmowy dostęp do Internetu. Okazuje się więc, że używając terminologii pani marszałek, prawie trzy czwarte Polaków to „wybrani”…
Raport UKE wprawdzie nie podaje, jak wyglądał dostęp do Internetu na wsi, w małych miejscowościach oraz w dużych miastach, ale są inne źródła. I tak raport Diagnozy Społecznej podaje, że w 2011 roku dostęp do Internetu miało 60% Polaków powyżej 16 roku życia, w tym 48% zamieszkałych na wsi i 59,5% zamieszkałych w małych miastach (poniżej 20 tysięcy mieszkańców). Jest to owszem mniej niż w dużych miastach powyżej 500 tysięcy mieszkańców (76,7%), ale nie można mówić, że dostępu do Internetu na wsi i w małych miejscowościach nie ma lub że mają do niego dostęp tylko „wybrani”. Zgodnie natomiast z danymi GUS w komputer z dostępem do Internetu wyposażonych było 66,3% gospodarstw domowych w miastach i 54% gospodarstw domowych na wsi.

Wolność zgromadzeń zagrożona – decydujące starcie

24 czerwca, 2012

Oto list w sprawie zmiany ustawy Prawo o zgromadzeniach, jaki wysłałem na Facebooku do szeregu posłów (głównie z województwa śląskiego) oraz mejlem na adresy kół poselskich:
„26 czerwca, na 17. posiedzeniu Sejmu, planowane jest sprawozdanie Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych oraz Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka o przedstawionym przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej projekcie ustawy o zmianie ustawy – Prawo o zgromadzeniach. Projekt ten w kształcie przyjętym przez komisje (druk 434) zagraża wolności zgromadzeń w Polsce, a to przez następujące zapisy:
1) Możliwość zakazania zgromadzenia, jeżeli w tym samym czasie i miejscu lub na trasie przejścia zgłoszonych zostało 2 lub więcej zgromadzeń i nie jest możliwe ich oddzielenie lub odbycie w taki sposób, aby ich przebieg nie zagrażał życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach, a organizator zgromadzenia zgłoszonego później, pomimo wezwania go przez organ gminy, nie dokonał we właściwym terminie zmiany czasu lub miejsca zgromadzenia albo trasy przejścia uczestników (nowo proponowany art. 8 pkt. 3 ustawy w połączeniu z nowo proponowanym art. 7a ustawy). Z tego zapisu nie wynika, że zakaz może dotyczyć wyłącznie zgromadzenia zgłoszonego później. Można więc wyobrazić sobie sytuację, w której przeciwnicy jakiegoś zgromadzenia zgłaszają w tym samym miejscu i czasie kontrmanifestację, nie dokonują mimo wezwania zmiany jej miejsca lub czasu i w konsekwencji organ gminy zakazuje obu zgromadzeń. Będzie to łatwy sposób na uniemożliwianie zgromadzeń przez ich przeciwników, zwłaszcza jeśli organizator lub cel pierwotnego zgromadzenia nie będzie mile widziany przez organ gminy.

Zderegulować zbiórki publiczne

16 czerwca, 2012

Nie minęło dużo czasu od wyroku Sądu Rejonowego dla Krakowa-Podgórza w Krakowie, potwierdzającego, że ustawa o zbiórkach publicznych nie dotyczy zbiórek przeprowadzanych za pomocą obrotu bezgotówkowego (np. PayPal, przelewy elektroniczne) i że w związku z tym przeprowadzanie takich zbiórek bez wymaganego przez tę ustawę zezwolenia nie jest żadnym wykroczeniem – a już Minister Administracji i Cyfryzacji zaproponował poprawkę do wspomnianej ustawy poddającą jej regulacji także i bezgotówkowe zbiórki. Autor informacji na stronie ministerstwa argumentuje, że w wyniku tego „jest nadzieja, że już wkrótce zbiórki publiczne będzie można przeprowadzać jednym kliknięciem albo esemesem” – przemilczając oczywisty fakt, że w sytuacji braku regulacji takie zbiórki można przeprowadzać już teraz. Ale, jak widać, to co jest nieuregulowane ustawą i niepoddane kontroli władzy, dla urzędnika nie istnieje. A może chodzi o wmówienie ludziom, że tak jest?

Odwróć tabelę, Polska prawie na czele

30 maja, 2012

Zerknijmy na strony 296-297 „The Global Competitiveness Report 2011-2012” opracowanego przez Światowe Forum Ekonomiczne. Można przeczytać tam parę ciekawych rzeczy dotyczących Polski. Między innymi to, że na 142 sklasyfikowane kraje znajduje się ona:
– na 134. miejscu, jeśli chodzi o jakość dróg;
– na 128. miejscu, jeśli chodzi o zrównoważenie budżetu państwa;
– na 124. miejscu, jeśli chodzi o ciężar nakładanych przez państwo regulacji.
To ostatnie jest szczególnie warte zauważenia w kontekście powtarzanej w kółko bajki o tym, że rządzą nami liberałowie, którzy dążą do wycofania się państwa z jak największych obszarów życia społecznego.

Krakowski sposób na wolność zgromadzeń

25 maja, 2012

Policja i straż miejska rozpędziły demonstrantów koczujących w namiotach na krakowskim Rynku Głównym. Protestujący wprawdzie mieli zgodę (brak zakazu) miasta na trwające tydzień zgromadzenie, ale po dwóch dniach urzędnicy magistratu stwierdzili, że „w związku ze stwierdzeniem zbyt małej liczby osób protestujących, zgromadzenie uległo samorozwiązaniu” i na tej podstawie nakazali im opuszczenie Rynku. Ponieważ demonstranci odmówili, straż miejska i policja po kolejnych dwóch dniach usunęły ich siłą.
Czytam obowiązującą ustawę o zgromadzeniach i jakoś nie mogę się tam doczytać zapisu stanowiącego o możliwości stwierdzenia przez przedstawiciela gminy, że zgromadzenie uległo samorozwiązaniu z powodu zbyt małej liczby osób. Ustawa przewiduje jedynie możliwość rozwiązania zgromadzenia przez jego przewodniczącego (art. 10) oraz przez przedstawiciela gminy w przypadku, jeśli „jego przebieg zagraża życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach lub gdy narusza przepisy niniejszej ustawy albo ustaw karnych, a przewodniczący, uprzedzony o konieczności rozwiązania zgromadzenia, wzbrania się to uczynić” (art. 12 ust. 1).

Jak przemija era monopolu fotoreportera

24 kwietnia, 2012

„Jeśli mamy gospodarkę wolnorynkową, wszystkie podmioty powinny działać na równych zasadach. Gdzie jest zasada równych szans, kiedy obok zarejestrowanych, płacących podatki fotoreporterów, jest 30 milionów „obywatelskich” publikujących za darmo (nikt nie sprawdza, skąd mają sprzęt czy jakiego używają oprogramowania)? Pracujemy w świecie permanentnego dumpingu i nie ma urzędu, który by nas chronił” – pyta Stowarzyszenie Fotoreporterów w opublikowanym niedawno liście otwartym do polskich władz. Jak widać, autorzy listu w interesujący sposób rozumieją wolny rynek i równe szanse. Jeśli każdy (również oni) może zrobić zdjęcie i opublikować je za darmo, albo za symboliczne wynagrodzenie w rodzaju wejściówki na koncert czy mecz, to nie ma wolnego rynku i równych szans. „Wolny rynek” i „równe szanse” byłyby, gdyby możliwość publikowania zdjęć mieli tylko oni i inni zarejestrowani fotoreporterzy. W domyśle – za odpowiednio wysoką, niezepsutą „dumpingiem” cenę. I dobrze byłoby, gdyby na straży tej wyłączności stanął odpowiedni urząd.
Czekam, aż podobne rozumowanie przeprowadzą zawodowi dziennikarze i zaczną domagać się „równych szans” polegających na uniemożliwieniu mi i innym „obywatelskim” blogerom publikowania za darmo tekstów w Internecie? Może przyłączą się do nich profesjonalne opiekunki do dzieci, domagające się, by odpowiedni urząd zajął się „dumpingiem” ze strony babć i niań-amatorek? A potem piekarze, oburzeni na to, że bez rejestracji piekę sobie sam w domu chleb i czasami nawet mogę komuś go dać, jak również restauratorzy i zawodowi kucharze, nie mogący się pogodzić z tym, że 30 milionów „obywatelskich” kucharzy gotuje i piecze różne rzeczy w domach, częstuje nimi za darmo krewnych i znajomych, i do tego dzieli się bez skrępowania nieprofesjonalnymi przepisami?