Godzina policyjna zamiast firewalla

18 sierpnia, 2011

Połączone sejmowe komisje obrony, spraw zagranicznych oraz administracji i spraw wewnętrznych opowiedziały się za zarekomendowaniem Sejmowi projektu ustawy wprowadzającej poprawki do ustaw o stanie wojennym, stanie wyjątkowym oraz stanie klęski żywiołowej, przewidujący możliwość wprowadzenia tych stanów w następstwie działań w „cyberprzestrzeni”. Do przyjęcia projektu namawiał posłów szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Stanisław Koziej, argumentując, że „zagrożenia w cyberprzestrzeni powinny być ustawowo uregulowane”, a „w polskich warunkach trudno skłonić administrację państwową do zajęcia się bezpieczeństwem teleinformatycznym, dopóki nie ma podstawy prawnej”.
Czyżby zdaniem szefa BBN zajęcie się bezpieczeństwem teleinformatycznym było równoznaczne z wprowadzeniem stanu wojennego, wyjątkowego albo klęski żywiołowej? Bo proponowana ustawa daje podstawę prawną wyłącznie do tego. Nie ustanawia ani nie umożliwia wprowadzenia żadnych standardowych, obowiązujących na co dzień procedur związanych z ochroną systemów teleinformatycznych przed zagrożeniami. Po prostu – zezwala prezydentowi na wprowadzenie stanów nadzwyczajnych w różnych przypadkach związanych z „działaniami w cyberprzestrzeni” – na przykład stanu wyjątkowego w przypadku, jeśli działania te prowadzą do „szczególnego zagrożenia porządku publicznego” albo stanu wojennego, jeśli są one podejmowane przez „podmioty zewnętrzne w stosunku do Rzeczpospolitej Polskiej” i „zmierzają do uniemożliwienia lub zakłócenia wykonywania przez organy państwowe ich funkcji”.

Kowal zawinił, Cygana powiesili

17 sierpnia, 2011

A ściśle rzecz biorąc – chuligani zawinili, użytkowników Facebooka zamkną do więzienia. Na cztery lata. Za „podżeganie do zamieszek” – do których w tym przypadku w ogóle nie doszło. Paru tych, którzy faktycznie rabowali sklepy, otrzymało kary od 10 miesięcy do dwóch lat pozbawienia wolności.
Zamiast skutecznej ochrony ludzi przed chuliganami i rabusiami – najpierw totalna nieudolność, a potem uderzenie z całej siły w tych, którzy akurat żadnych rzeczywistych szkód nie wyrządzili – ale było łatwo ich namierzyć i złapać.
Tak działa państwowy monopolista w dziedzinie „produkcji bezpieczeństwa”.

Normalni chuligani i nieudolne państwo

11 sierpnia, 2011

Już wiadomo, dlaczego chuligani w Wielkiej Brytanii niszczą i rabują sklepy. Publicysta „Rzeczpospolitej”, Marek Magierowski, objaśnił wszystkim, że jest tak dlatego, że „można zajarać skręta na przerwie między lekcjami, bo i tak nikogo to nie obchodzi”. I dlatego, że „można sobie pograć w fajną gierkę na PlayStation i zarzynać seryjnie przeciwników za pomocą piły mechanicznej, bo mamusia nie ma nic przeciwko temu”. A także dlatego, że „można spędzić całą noc przy komputerze, oglądając pornole, bo mamusia i tak nie zajrzy do pokoju (o tatusiach nie wspominam, bo na Wyspach większość tatusiów ma już zazwyczaj nowe żony)”, a „nigdy w życiu żadnemu brytyjskiemu urzędasowi nie przyjdzie do głowy, żeby sfinansować kampanię ostrzegającą przed zgubnymi skutkami pornografii”.
Tylko dlaczego na przykład ja obejrzałem w swoim życiu setki pornoli, a jednak nie niszczę i rabuję? Nie dostrzegam, by pornografia wywarła na mnie jakieś zgubne skutki. Skrętów wprawdzie nie jaram, ale znam sporo ludzi, którzy jarali i pewnie nadal jarają – i też nie rabują ani nie niszczą, a przeciwnie – są wartościowymi członkami społeczeństwa. W gry na PlayStation też nie gram, ale w takie gry grają miliony osób – i jakoś nie są chuliganami.

Wałbrzych, czyli efekt cudzej kasy

8 sierpnia, 2011

W powtórzonych z powodu stwierdzonego fałszerstwa wyborach prezydenta Wałbrzycha pełniący dotąd obowiązki prezydenta Roman Szełemej, popierany przez PO, uzyskał 23812 głosów. Mirosław Lubiński, kandydat Wałbrzyskiej Wspólnoty Samorządowej poparty przez SLD uzyskał 5503 głosy.
W poprzednich – tych unieważnionych z powodu fałszerstwa – wyborach w drugiej turze głosowania Piotr Kruczkowski z PO uzyskał oficjalnie 13880 głosów, a Mirosław Lubiński – 13555 głosów. W pierwszej turze uzyskali odpowiednio 9494 oraz 10305 głosów.
Kandydat niezależny Patryk Wild oraz kandydat PiS uzyskali w powtórzonych wyborach mniej więcej podobną liczbę głosów, co w pierwszej turze w wyborach unieważnionych (odpowiednio 8131 i 7343 oraz 2008 i 3758).
Okazało się więc, że Roman Szełemej zyskał głównie kosztem Mirosława Lubińskiego. Ten ostatni uzyskał ponad 8 tysięcy głosów mniej niż w drugiej turze w poprzednich wyborach. Za to kandydat popierany przez PO uzyskał prawie 10 tysięcy głosów więcej – po tym, jak wyszły na jaw fałszerstwa wyborcze na korzyść kandydata PO i wybory z tego powodu zostały powtórzone.
To dowodzi jednego – bardzo duża część ludzi ma gdzieś afery, oszustwa i nieuczciwość polityków i nie kieruje się w swoim wyborze tym, że danego kandydata popiera partia zamieszana w oszustwo wyborcze.
Po prostu tak, jak uważali pana Lubińskiego za lepszego od pana Kruczkowskiego, tak uważają go za gorszego od pana Szełemeja. Być może ten ostatni w ich opinii jest sprawniejszym menedżerem i spodziewają się, że zrobi więcej dla miasta.
A czy przy okazji dojdzie do kolejnych „wałków”, oszustw i afer, czy też nie, to ich zupełnie nie interesuje.

Głos narodu skrzynkę blokujący

2 sierpnia, 2011

Fragment debaty na posiedzeniu połączonych sejmowych komisji Obrony Narodowej, Spraw Zagranicznych oraz Administracji i Spraw Wewnętrznych, podczas pierwszego czytania przedstawionego przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej projektu ustawy o zmianie ustawy o stanie wojennym oraz o kompetencjach Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych i zasadach jego podległości konstytucyjnym organom Rzeczypospolitej Polskiej oraz niektórych innych ustaw:
„Poseł Jan Rzymełka (PO):
(…)
W projekcie nie odróżniamy ataku w cyberprzestrzeni od ataku na instytucje publiczne, takie jak Sejm, polegającego na tym, że blogerzy albo internauci wysyłają maile w tysiącach egzemplarzy na poselską pocztę sejmową i blokują na kilka dni sprawność tej instytucji. Mamy z tym do czynienia. Czy stanowi to zagrożenie dla państwa, jeśli zablokowane są skrytki pocztowe czy serwery sejmowe? To jest bardzo aktualny temat. Chciałbym, żeby przedstawiciele rządu wypowiedzieli się w tej sprawie. Czy przed tym też powinniśmy się chronić, czy tylko przed świadomym manipulowaniem w cyberprzestrzeni z zagranicy?
Przewodniczący poseł Stanisław Wziątek (SLD):
Mam nadzieję, że nie będziemy wprowadzać stanu wojennego wskutek zablokowanych skrzynek poselskich.
(…)
Poseł Maciej Orzechowski (PO):
(…)
Nie zgodziłbym się z jednym z przedmówców, który bagatelizował przesłankę polegającą na zakłócenie funkcjonowania instytucji czy urzędów. Jeśli doszłoby do zakłócenia działania instytucji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo energetyczne państwa, miałoby to wpływ na bezpieczeństwo państwa jako całości.
Wprowadziliśmy już ustawę regulującą kwestię kar m.in. za nękanie osób wiadomościami SMS czy notorycznymi telefonami, czyli tzw. stalking. Zapewne dotyczy to również blokowania skrzynek mailowych”.

Minister i jego raport

1 sierpnia, 2011

Właściwie miałem nie zabierać głosu w sprawie ostatnich oficjalnych ustaleń w sprawie katastrofy smoleńskiej, ale…
Minister Jerzy Miller w rozmowie z dziennikarzami „Rzeczpospolitej” stwierdził, że zasilanie w Tu-154M padło dwie sekundy przed uderzeniem w ziemię, pięć sekund po uderzeniu w drzewo:
„Uderzenie w drzewo nastąpiło 7 sekund przed upadkiem. Samolot wpadł w przechył tak, że odwrócił się kołami do góry, jego konstrukcja się rozpadała. Po pięciu sekundach padło zasilanie”.
Jest to zbieżne z informacjami przekazanymi kilka dni temu przez Naczelną Prokuraturę Wojskową:
„Zapisy rejestratorów urwały się około 1,5 – 2 sekundy przed zderzeniem z ziemią – powiedział płk Szeląg. Według biegłych stało się to około 150 metrów przed miejscem, w którym znaleziono główną część wraku, na skutek zaprzestania pracy instalacji elektrycznej. Szeląg dodał, że miejsce, w którym nastąpiła utrata zasilania rejestratorów zostało naniesione przez biegłych na mapę. Punkt ten znajduje się przed drogą (prowadzącą do Mińska), nad którą przeleciał samolot tuż przed katastrofą”.
Natomiast z raportu napisanego przez Komisję Badania Wypadków Lotnictwa Państwowego pod przewodnictwem wymienionego wyżej ministra Millera wynika wyraźnie, że:
1) Uderzenie w ziemię nastąpiło 4,7 sekundy po zderzeniu z brzozą, w wyniku którego miało nastąpić oderwanie lewego fragmentu skrzydła i 2 sekundy po końcu zapisu rejestratora QAR (patrz tabela na str. 2 załącznika 4 do raportu).
2) Zniszczenie instalacji elektrycznej nastąpiło nie wcześniej niż 1,5 sekundy i nie później niż 2 sekundy po końcu zapisu rejestratora QAR:
„Ostatnie poprawne dane zostały zapisane o godz. 8:41:02,5. W celu uzupełnienia zapisu o brakujące 1,5 s podjęto próbę uzyskania ich z rejestratora MŁP-14-5. Z zapisu zarejestrowanego przez MŁP-14-5 (plik 85837.FDR.ALLData.dat) wyodrębniono 4 kadry zawierające sekundy 41:02 i 41:03. Z zapisu rejestratora ATM-QAR usunięto ostatni kadr (ostatnie pół sekundy) i dodano do niego 4 kadry uzyskane z zapisu rejestratora MŁP-14-5. W wyniku przeprowadzonych operacji otrzymano kompletny zapis lotu samolotu Tu-154M nr 101 z 10.04.2010 r. kończący się o godz. 8:41:04. Należy przyjąć, że po 8:41:04 w czasie krótszym niż 0,5 s nastąpiło zniszczenie instalacji elektrycznej systemu rejestracji MSRP, co przerwało jego pracę” (str. 7 załącznika 2 do raportu).
3) Koniec zapisu rejestratora MARS-BM nastąpił „nie później niż 0,5 sekundy” po upływie 4,7 sekund od chwili zarejestrowania przez niego „zderzenia z przeszkodą, w wyniku którego nastąpiła utrata lewej końcówki skrzydła”:
„Koniec rejestracji zapisu przez rejestrator MARS-BM nastąpił nie później niż 0,5 s po godz. 8:41:07,5. (…) Na podstawie analizy zapisu dźwięku w kabinie samolotu odgłos uderzenia wystąpił o godz. 08:41:02,8 czasu MARS-BM” (str. 8-9 załącznika 2 do raportu – rozbieżności w czasie z systemem rejestracji MSRP tłumaczone są opóźnieniem, z jakim ten ostatni zapisuje dane).

Ostateczne rozwiązanie problemu nienawiści

27 lipca, 2011

Bartłomiej Kozłowski zwrócił mi uwagę na inicjatywę Stowarzyszenia przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii „Otwarta Rzeczpospolita”, zmierzającą do zmiany treści art. 256 § 1 Kodeksu karnego. Artykuł ten przewiduje obecnie karę dla tego, kto „propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość”. Wkrótce, zgodnie z projektem posłów SLD znajdującym się aktualnie w sejmowej Komisji Nadzwyczajnej do zmian w kodyfikacjach, kara może grozić temu, kto „publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub wywołuje albo szerzy nienawiść lub pogardę na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, płeć, tożsamość płciową, wiek, niepełnosprawność bądź orientację seksualną”.
Inicjatywa „Otwartej Rzeczpospolitej” idzie znacznie dalej. Według nich karze powinien podlegać ten, kto „publicznie rozpowszechnia informacje, które mogą doprowadzić do propagowania faszystowskiego lub innego totalitarnego ustroju państwa, albo szerzenia nienawiści lub pogardy na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, płeć, tożsamość płciową, wiek, niepełnosprawność bądź orientację seksualną”. Czyli karalne powinno być już nie tylko samo propagowanie totalitarnego ustroju lub „szerzenie nienawiści lub pogardy”, ale również publiczne rozpowszechnianie wszelkich informacji, które mogą kogoś zainspirować do takich zachowań.

Dwa cytaty

21 lipca, 2011

„Prawo do głosowania powinno być kwalifikowane. Znaczy to, że ma być poprzedzone swoistym testem obywatelskim. Obywatel, żeby zagłosować, musi posiadać pewną ilość wiedzy i ponosić jakąś ofiarę na rzecz dobra wspólnego: czytać gazety, oglądać serwisy informacyjne… Ci, którym się tego nie chce (…) głosować nie powinni”.
(Jacek Żakowski w wywiadzie dla „Super Expressu”, 2011 r.).

„Według stanu prawnego na dzień dzisiejszy oglądanie programów informacyjnych nie jest obowiązkowe. Jednakże za przebywanie w fotelu przed ekranem w czasie trwania tych programów przyznawane są punkty dodatnie, pod warunkiem jednakże, iż oglądający nie zamyka oczu”.
(Janusz A. Zajdel, Paradyzja, 1984 r.).

Kingi Dunin hołd dla przymusu

20 lipca, 2011

Pani Kinga Dunin napisała ostatnio, że podatki są fajne. Bo „obniżanie podatków jest działaniem wspierającym egoistyczny indywidualizm, a ich podnoszenie, szczególnie dla najbogatszych, jest prowspólnotowe”.
Czyli – zdaniem Pani Kingi – im mniej podatków, tym mniej wspólnoty, a więcej egoistycznego indywidualizmu. I odwrotnie – im więcej podatków, tym więcej wspólnoty, a mniej egoistycznego indywidualizmu. Idąc w ślad za tym rozumowaniem – społeczność, w której podatki nie istnieją nie jest w ogóle wspólnotą, tylko zbiorem egoistycznych indywiduów. Za to społeczność, w której podatki są maksymalnie wysokie jest wspólnotą w najwyższym możliwym stopniu.
Podatki, oczywiście, są – przynajmniej „w takim świecie, jaki jest”, mówiąc słowami Pani Kingi – przymusowe. To nie dobrowolne składki, ofiary ani opłaty za usługi. Wszyscy wiemy, że jeśli ktoś nie chce płacić podatków, to grozi mu ściągnięcie ich pod przymusem, a dodatkowo kara. Może nawet trafić do więzienia.
Czyli – jak widać – tym, co konstytuuje wspólnotę w oczach Pani Kingi, jest przymus. Przymus w jego najpospolitszej formie groźby odwołującej się do zwykłej fizycznej przemocy: w tym przypadku komornika, policyjnych kajdanek i więziennych krat. Im więcej przymusu, tym więcej wspólnoty. Myśl, że wspólnota może opierać się na dobrowolnych relacjach międzyludzkich i dobrowolnie przyjmowanych wartościach wydaje się w ogóle nie przychodzić jej do głowy. Przeciwnie – wymieniane przez nią przykłady takich relacji i wartości, jak rynek czy „anachroniczna tradycja” nie tworzą według niej autentycznej wspólnoty, ograniczają „nasze możliwości rozwoju”. „Coraz większa sfera naszego życia, skolonizowana przez rynek, traci charakter moralny”, a „silne forsowanie tradycyjnych wzorów stanowi poważną barierę na drodze do stworzenia autentycznych wspólnot”.

Propozycja dla koncernów tytoniowych

18 lipca, 2011

Choć nie palę, wkurzają mnie te wszystkie obowiązkowe ostrzeżenia na paczkach papierosów, w rodzaju „Palenie zabija”, „Palenie poważnie szkodzi Tobie i osobom w Twoim otoczeniu”, „Palacze tytoniu umierają młodziej”, „Palenie tytoniu może zmniejszyć przepływ krwi i powodować impotencję”, „Palenie tytoniu powoduje śmiertelnego raka płuc”, „Palenie tytoniu może spowodować powolną i bolesną śmierć” i tak dalej. Takie przymusowe pouczanie ludzi chcących sobie zapalić papierosa, w dodatku w tonie nachalnej propagandy, jest poniżające. Bo pokazuje im, że są traktowani jak niedojrzałe głupiutkie dzieci, albo wręcz własność państwa, które – czy tego chcą, czy nie chcą – nachalnie interesuje się ich stanem zdrowia.  Poniżające jest też zmuszanie producentów papierosów – bez względu na to, jakimi egoistycznymi kapitalistycznymi świniami mogliby być – do finansowania za własne pieniądze kampanii odstraszającej od kupowania ich produktów, tylko dlatego, że podoba się tak jakimś misjonarzom zdrowego trybu życia. To tak, jakby producenci samochodów byli zobowiązani do malowania na nich napisów „Jadąc samochodem ryzykujesz wypadek”. Albo jakby rzeźnicy musieli pakować mięso w torby promujące wegetarianizm.