„Nie” dla podwyżki składki zdrowotnej

6 maja, 2021

Wyobraźmy sobie, że mamy prywatną przychodnię lekarską i szpital, gdzie na wizytę lub zabieg czeka się bardzo długo, jakość usług medycznych jest kiepska, personel nie zawsze jest miły, szpitalne łóżka stoją w przepełnionych salach lub na korytarzu, szpitalne wyżywienie jest gorsze niż w więzieniu, a lekarze w przychodni ostatnio w ogóle już w większości przypadków nie badają pacjentów osobiście, a tylko udzielają telefonicznych konsultacji.
No i właściciel tej przychodni oraz szpitala ogłasza podwyżkę cen, obiecując, że będzie lepiej.
Czy zyska tym klientów, czy raczej straci?
No właśnie.
Przeciętny człowiek nie ma ochoty płacić wyższej ceny kiepskiemu usługodawcy w zamian za obietnice. Woli raczej poszukać innego. A jak nie będzie mógł znaleźć innego, to będzie wściekły i będzie pomstował na monopolistę.
Nie należy więc się dziwić, że większość ankietowanych w sondażu United Surveys dla RMF FM i „Dziennika Gazety Prawnej” odpowiedziała, że nie chce zwiększenia składki zdrowotnej, „jeśli podniesiona zostanie jakość świadczeń w ochronie zdrowia i skrócone kolejki”. Jest to podejście racjonalne – po prostu w to ostatnie nie wierzą.
Niestety nie mogą ze swoimi pieniędzmi odejść i poszukać innego ubezpieczyciela niż NFZ.

Niechlujny Plan Odbudowy

4 maja, 2021

Sejm debatuje nad zgodą na ratyfikację decyzji Rady Unii Europejskiej w sprawie systemu zasobów własnych Unii Europejskiej (przyznającej środki na Fundusz Odbudowy), a ja tymczasem jeszcze raz przypomnę, że rząd pochwalił się (patrz załącznik na tej stronie) wysłaniem do Komisji Europejskiej Krajowego Planu Odbudowy, który z jednej strony przeznacza z części pożyczkowej Funduszu na komponent B „Zielona energia i zmniejszenie energochłonności” 7317 mln euro (tak jest napisane na str. 339 tego dokumentu), a z drugiej 8617 mln euro (tak jest napisane na str. 355-356). Najwyraźniej upychając w pośpiechu do tego komponentu żądaną przez polityków Lewicy budowę mieszkań na wynajem („Inwestycje w zielone budownictwo wielorodzinne”) zapomniano tego uwzględnić w opisie na stronie 339. Ale to nie wszystko, bo sumując poszczególne „reformy” wymienione na tej stronie wcale nie dostaniemy 7317 mln, ale 7417 mln euro 🙂
To nie są jedyne sprzeczności, które można zauważyć w tym dokumencie. Widocznie uznano, że wnioskując o 35 miliardów euro można zrobić to byle jak, nie dbając o to, by zgadzały się liczby i myląc się nawet w prostym dodawaniu. Bo przecież najważniejsze, by ludzie na nich wrażenie, że zaraz spłynie na nich deszcz unijnych pieniędzy, dzięki dobremu rządowi i jego sojusznikom.

Konstytucyjne trzeciomajowe nieprawdy

3 maja, 2021

Zdaniem Andrzeja Dudy konstytucja z 3 maja 1791 roku to „pierwsza w Europie i druga w świecie nowoczesna ustawa zasadnicza”, mająca „wymiar historycznego przełomu” oraz zawierająca „wolnościowe, demokratyczne przesłanie”.
A jak było naprawdę?
Przed Ustawą Rządową uchwaloną 3 maja 1791 r. była nie tylko konstytucja Stanów Zjednoczonych Ameryki, ale również konstytucja Republiki Korsykańskiej (uchwalona w 1755 r. i obowiązująca do upadku republiki 1769 r.), szwedzkie Akty o Formie Rządu – pierwszy uchwalony przez parlament w 1719 r. i poprawiony rok później, oraz drugi wydany przez króla Gustawa III w 1772 r., czy ogłoszona przez kozackiego hetmana Filipa Orlika w 1710 r. Konstytucja Praw oraz Wolności Wojska Zaporoskiego (formalnie, choć nie faktycznie obowiązująca na prawobrzeżnej Ukrainie do 1714 r., gdy po okupacji rosyjskiej i przejściowo tureckiej tereny te przeszły na powrót pod kontrolę Rzeczypospolitej). Wszystkie te akty określały ustrój państwa i funkcjonowanie jego władz. Akty mające rangę praw fundamentalnych były oczywiście i wcześniej – w Rzeczypospolitej były to artykuły henrykowskie z 1572 r. (które zaprzysięgał każdy nowo wybrany król) i prawa kardynalne z 1768 r., w Najjaśniejszej Republice San Marino obowiązujące do dzisiaj (!) Statuty z 1600 r., w Anglii Magna Charta Libertatum z 1215 r., w imperium Mali karta z Kurukan Fuga (1236 r.), w konfederacji Irokezów Wielkie Prawo Pokoju (XII-XV w.), w islandzkiej Wolnej Wspólnocie Grágás (spisane w XII w.) – no, ale można uznać, że te już nie były „nowoczesnymi ustawami zasadniczymi”.
Czy Ustawa Rządowa miała wymiar historycznego przełomu? W sensie zasadniczej zmiany ustroju Rzeczypospolitej z pewnością nie – zważywszy, że obowiązywała niewiele ponad rok. Można wprawdzie uznać, że jej uchwalenie doprowadziło pośrednio do procesu, który zakończył się dwoma kolejnymi rozbiorami i zniknięciem Rzeczypospolitej z mapy świata, co faktycznie było pewnego rodzaju historycznym przełomem, ale wątpię, czy o to chodziło prezydentowi Dudzie. A po odzyskaniu przez Polskę niepodległości jakoś nie uznano, że warto do niej wrócić.
Co do „demokratycznego przesłania”, to konstytucja z 3 maja 1791 roku:
– podnosiła do rangi prawa fundamentalnego uchwalone nieco wcześniej przepisy wykluczające z procesu demokratycznego szlachtę nieposesjonatów, co zmniejszało liczbę osób mających prawo głosować na sejmikach o ponad 50% (czyli do ok. 2% społeczeństwa, jako że mężczyźni stanu szlacheckiego stanowili ok. 4%);
– stwierdzając, że posłowie mają być „reprezentantami całego narodu” ograniczała (istniejące dotąd) prawo nawet tych 2% społeczeństwa do wiązania swoich przedstawicieli instrukcjami, z wyjątkiem odpowiedzi na propozycje wychodzące od króla i Straży Praw (tu wiążące instrukcje były przewidziane przez prawo o sejmikach);
– znosiła wybór króla przez szlachtę, wprowadzając dziedziczność tronu.
Jeśli chodzi o „przesłanie wolnościowe” to jakieś tam było (głównie w odniesieniu do mieszczan), ale wątłe. Konstytucja (w przeciwieństwie do np. francuskiej) nie nadała wolności osobistej wszystkim, pozostawiając chłopów w poddaństwie – stwierdzono jedynie, że dziedzice (ale i chłopi) nie będą mogli samowolnie zmieniać warunków umów i nadań. Utrzymano – i potwierdzono jako prawo fundamentalne – zakaz przechodzenia z religii katolickiej na inną (to zostało wcześniej potwierdzone w „prawach kardynalnych niewzruszonych” ze stycznia 1791 r., które nakazywały coś takiego uznać za występek kryminalny, a wolność wypowiedzi „w materiach religii i dziełach ku zepsuciu obyczajów dążących” poddawały pod duchowną cenzurę i „aprobację jurysdykcji duchownej wiary panującej”): widać wyraźne cofnięcie się choćby w stosunku do XVI wieku. Całkowicie zniesiono liberum veto, uniemożliwiając tak pojedynczemu posłowi, jak i wyborcom z danej ziemi skuteczny sprzeciw wobec mogących ograniczać wolność ustaw sejmu. Zakazano też tworzenia konfederacji, co było równoznaczne z likwidacją prawa do wypowiedzenia posłuszeństwa zagwarantowanego w artykułach henrykowskich i prawach kardynalnych z 1768 r.

Jak zlekceważono wolę Górnoślązaków

2 maja, 2021

Prezydent Andrzej Duda w setną rocznicę wybuchu trzeciego powstania śląskiego napisał, że ta „rezurekcja” (chyba miało być „insurekcja”, bo „rezurekcja” oznacza „zmartwychwstanie”) „przyniosła odradzającej się Rzeczypospolitej niezwykle ważną, bo silną przemysłowo część Górnego Śląska”.
To prawda, ale oznaczało to zlekceważenie woli ludzi głosujących w plebiscycie (a głosowało około 98% uprawnionych!), bo w większości miast przyznanych w rezultacie Polsce, takich jak Katowice, Królewska Huta, Mysłowice, Rybnik, Mikołów, Żory, Pszczyna, Tarnowskie Góry, Wodzisław czy Lubliniec, a także w wielu przemysłowych gminach, takich jak Wielkie Hajduki, Nowe Hajduki, Chorzów, Świętochłowice, Załęże, Siemianowice, Huta Laura, Wirek czy Czerwionka, więcej głosów oddano za przynależnością do Niemiec. Z drugiej strony, duża część wiejskich gmin w zachodniej części obszaru plebiscytowego, a także np. Rozbark, Miechowice, Mikulczyce czy Szombierki, mimo opowiedzenia się większości głosujących w nich za przyłączeniem do Polski, została przyznana Niemcom.
Prawdą jest, że przed wybuchem powstania Brytyjczycy i Włosi proponowali podział jeszcze mniej zgodny z wynikami głosowania (tak liczonymi ogólnie, jak i w gminach) i zarazem mniej korzystny dla Polski (miała ona dostać jedynie południowo-wschodnią część obszaru plebiscytowego), więc powstanie wpłynęło na to, że ogólnie podział był bardziej zbliżony do wyników plebiscytu (Polska, za którą opowiedziało się 40,4% głosujących, ok. 45% gmin i ok. 32% powiatów otrzymała ok. 29,3% obszaru zamieszkałego przez ok. 49,5% ludności), jednak zamiast przyznać Polsce więcej gmin z większością ludności domagającej się przyłączenia do niej, przekazano jej wiele miast i gmin, których mieszkańcy w większości sobie tego nie życzyli – właśnie owe tereny przemysłowe, o których napisał prezydent Duda.
Gdyby poważnie potraktować prawo lokalnych społeczności do wyboru państwa, podział Górnego Śląska w 1921 r. powinien wyglądać jak na załączonych mapach (pierwsza pokazuje podział głosów gminami, druga powiatami). W przypadku podziału gminami Polska powinna otrzymać dużo większy obszar, ale większość górnośląskich miast powinna pozostać niemieckimi enklawami, a w przypadku podziału powiatami w granicach Niemiec powinny zostać Królewska Huta i Katowice oraz cały powiat lubliniecki, natomiast Polska powinna otrzymać powiaty gliwicki i strzelecki. No ale liczyły się interesy państw, a nie Ślązaków.

Fundusz Odbudowy i polska polityka – c. d.

30 kwietnia, 2021

Kto ostatecznie zapłaci za żądaną przez Lewicę budowę ponad 70 tysięcy mieszkań na wynajem w ramach Krajowego Planu Odbudowy?
Nie, nie Unia Europejska. Docelowo w całości zrobi to polski podatnik.
Jak wynika z opublikowanego dzisiaj projektu KPO „po konsultacjach”, budowę tę ujęto w nowo wytyczonym celu B3.4.2. Inwestycje w zielone budownictwo wielorodzinne, środki na który mają pochodzić w połowie (1,2 mld euro) z części pożyczkowej Funduszu Odbudowy (pieniędzy, które Polska będzie musiała zwrócić Unii), a w połowie ze środków krajowych (bezpośrednio z Funduszu Dopłat BGK, a pośrednio z rezerwy celowej budżetu państwa). Czyli ostatecznie z pieniędzy polskich podatników.
O ile Komisja Europejska w ogóle uzna wciśnięcie takiej inwestycji w komponent „Zielona energia i zmniejszenie energochłonności” za dopuszczalne. Bo sformułowanie, że „realizowane będą inwestycje polegające na budowie niskoemisyjnych wielorodzinnych budynków mieszkalnych z wykorzystaniem instalacji OZE (w tym przede wszystkim panele fotowoltaiczne, kolektory słoneczne) oraz innych „zielonych” rozwiązań zwiększających efektywność energetyczną budynków” może okazać się tu niewystarczającym uzasadnieniem.
(Tak przy okazji – rząd dodał do projektu Krajowego Planu Odbudowy (w porównaniu z pierwotną wersją) ponad 12 miliardów euro z części pożyczkowej Funduszu Odbudowy. Czyli 12 miliardów euro, które najpierw od Unii pożyczy, a potem będzie musiał zwrócić z odsetkami. Część ma być przeznaczona na inwestycje w teorii dochodowe – ma przykład ponad 3 miliardy na wiatrowe farmy morskie, beneficjentem będzie tu pewnie m. in. Polenergia kontrolowana przez Kulczyk Holding – i rozdysponowana w formie instrumentów zwrotnych, ale część nie – i to będą musieli zwrócić już polscy podatnicy).
Równocześnie pozostawiono np. 1114 mln euro z części grantowej Funduszu na „Wsparcie dla gospodarki niskoemisyjnej” (w praktyce wsparcie produkcji samochodów elektrycznych, co zresztą w KPO jest w pewnym miejscu wprost napisane). Czyli deal wygląda tak, że polscy podatnicy mają w całości zapłacić za mieszkania, których chce Lewica, a Unia dzięki temu dołoży się ludziom PiS do produkcji Izery.

Fundusz Odbudowy i polska polityka

28 kwietnia, 2021

Sympatykom Koalicji Obywatelskiej i reszcie prounijnej opozycji krytykującej Lewicę za „dogadanie się” z PiS w sprawie głosowania za ustawą o ratyfikacji decyzji Rady Unii Europejskiej w sprawie systemu zasobów własnych Unii Europejskiej przypominam, że nieratyfikowanie tej decyzji przez Polskę zablokowałoby wejście jej w życie, uniemożliwiłoby uzyskanie przez Unię dodatkowych środków z pożyczek i potencjalnie mogłoby doprowadzić do stworzenia europejskiego funduszu odbudowy z pominięciem Polski. A w konsekwencji zepchnąć Polskę na margines Unii i stanowić pierwszy krok do ewentualnego „polexitu”.
A sympatykom Lewicy podniecającym się, że udało się uzyskać od Kaczyńskiego obietnicę m. in. wybudowania 75 tysięcy mieszkań ze środków Funduszu Odbudowy przypominam nie tylko to, co powyżej, ale i to, że uchwalana ustawa w żaden sposób nie będzie przesądzać o podziale tych środków. Będzie o nim decydować Krajowy Plan Odbudowy, który Polska przedstawi Komisji Europejskiej, pod warunkiem uzyskania przez niego pozytywnej oceny tej ostatniej, zatwierdzenia jej przez Radę UE i zawarcia przez Komisję umowy z Polską – zgodnie z unijnym rozporządzeniem 2021/241 ustanawiającym  Instrument na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności. Ten Krajowy Plan Odbudowy jest już tworzony przez Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej i musi wpasowywać się w sześć „filarów” określonych w artykule 3 rozporządzenia wymienionego wyżej (zielona transformacja; transformacja cyfrowa; inteligentny, zrównoważony wzrost gospodarczy sprzyjający włączeniu społecznemu, w tym spójność gospodarcza, miejsca pracy, produktywność, konkurencyjność, badania naukowe, rozwój i innowacje, a także dobrze funkcjonujący rynek wewnętrzny z silnymi MŚP; spójność społeczna i terytorialna; opieka zdrowotna oraz odporność gospodarcza, społeczna i instytucjonalna, w celu między innymi zwiększenia gotowości na sytuacje kryzysowe i zdolności reagowania kryzysowego; polityki na rzecz następnego pokolenia, dzieci i młodzieży, takie jak edukacja i umiejętności). Ustawa, która właśnie trafiła do Sejmu nie przesądza o jego kształcie, a Unia Europejska nie wymaga, by taki plan był w ogóle zatwierdzany przez parlament państwa członkowskiego. Jeżeli więc Lewica chce mówić o sukcesie negocjacyjnym, to musi uzależnić swoje głosowanie nad ratyfikacją decyzji Rady (głosowanie planowane jest na 19 maja) od wcześniejszego włączenia budowy 75 tysięcy mieszkań na wynajem do Krajowego Planu Odbudowy (co do innych „wynegocjowanych” obietnic (800 mln euro dla szpitali, 300 mln euro dla poszkodowanych przez epidemię przedsiębiorców), to projekt KPO od samego początku zakłada 700 mln euro dla przedsiębiorców oraz ponad 2,3 mld euro dla podmiotów leczniczych) i przekazania KPO w takiej formie do Komisji Europejskiej. Inaczej będzie to wymiana poparcia za czyste obietnice.
Pytanie, co jeśli rząd tego nie zrobi? Czy Lewica wraz z resztą opozycji zaryzykuje blokowanie dodatkowych środków dla całej UE i zrobienie tym samym kroku w kierunku „polexitu”?
A co, jeśli rząd to zrobi, a Komisja Europejska negatywnie oceni takie wydatkowanie funduszy (taki cel niespecjalnie wpasowuje się w „filary”) i rząd się z tego potem wycofa?

Młodzi Razem i paczkomaty

27 kwietnia, 2021

Młodzieżówce Lewicy Razem z Pomorza nie podoba się to, że po liberalizacji przepisów prawa budowlanego „wspólnoty mieszkaniowe poszukujące zarobku” stawiają na swoim terenie coraz więcej paczkomatów. Bo kurierzy przyjeżdżają do nich samochodami i rozjeżdżają trawniki, a poza tym „przez ich nieustawność” może być zakłócana estetyka miasta. No i „oddając usługę doręczania przesyłek całkowicie w ręce spółki akcyjnej, która rozwija się przykładowo dzięki dziurom budżetowym wspólnot mieszkaniowych” przyczyniamy się „do oddawania jeszcze większej władzy w ręce ludzi skupionych na zysku własnym”. Młodzi lewicowcy sugerują więc, by zastanowić się nad „kwestią regulacji usług InPostu”.
Czyli po prostu odgórnego ograniczenia przepisami liczby paczkomatów.
Jak rozumiem, według nich lepiej byłoby, gdyby wspólnoty mieszkaniowe miały mniej pieniędzy z dzierżawienia terenu pod paczkomaty i były w związku z tym zmuszone podnieść lokatorom czynsze albo zrezygnować z remontów. I lepiej byłoby, gdyby część ludzi musiała wędrować po paczki na pocztę albo do punktu odbioru, bo są w pracy w godzinach, w których chodzi kurier i listonosz. Zwłaszcza w czasie epidemii. No i oczywiście lepiej byłoby, gdyby kurierzy musieli chodzić z przesyłkami do każdego adresata, zamiast zostawiać dużą część z nich w paczkomatach – to ostatnie, jak wynika z załączonej do apelu o regulacje grafiki, jest zdaniem Młodych Razem „wyzyskiem pracowników i pracowniczek”.
Bo byłoby estetyczniej, a najważniejsze jest nieobrażanie estetycznych uczuć lewicowych działaczy.

Drzymała, bohater walki z etatyzmem

25 kwietnia, 2021

Dziś rocznica śmierci Michała Drzymały, który mieszkając w wozach i ziemiance obchodził przepisy wymagające uzyskania od urzędników pozwolenia na budowę domu na własnej ziemi – pozwolenia, którego, oczywiście w zgodzie z ówczesnym prawem, nie chciano mu udzielić.
Wtedy Drzymała uważany był za bohatera – zorganizowano społeczną zbiórkę na kupno mu nowego wozu, pisali o nim Lew Tołstoj, George Wells, Henryk Sienkiewicz czy Maurycy Maeterlinck. Gdy był już na emeryturze, otrzymał od państwa polskiego rentę i gospodarstwo, był zapraszany przez prezydenta Mościckiego. Po jego śmierci wieś, w której mieszkał przemianowano na Drzymałowo, a jego samego odznaczono. Dziś też uważa się go za bohatera – jego nazwisko noszą ulice miast, „wóz Drzymały” znajduje się w herbie gminy Miasteczko Krajeńskie, gdzie go pochowano.
A jednocześnie od dawna uważa się za rzecz całkowicie normalną, że wymagana jest zgoda urzędnika na budowę domu na własnej ziemi i że w rozmaitych przypadkach urzędnik może takiej budowy zakazać – na przykład jeśli ta budowa nie jest zgodna z planami zagospodarowania przestrzennego, albo jeśli wysokość projektowanego budynku lub kąt nachylenia dachu nie zgadzają się z tym, co urzędnik obmyślił w decyzji o warunkach zabudowy. Żadna licząca się siła polityczna nie domaga się zmiany tego stanu rzeczy, a ci, którzy się temu czynnie sprzeciwiają (czasami nawet w sposób podobny jak Drzymała – patrz str. 32) bynajmniej nie są traktowani jak bohaterowie.
Etatyzm od wielu kształtuje naszą świadomość.

Prokuratorzy ocenzurują Internet?

21 kwietnia, 2021

Wczoraj palacze marihuany na całym świecie obchodzili swoje nieoficjalne święto, posłowie Lewicy wnieśli do Sejmu projekt ustawy dekryminalizujący posiadanie niewielkich ilości marihuany, haszyszu lub krzaków konopi na własne potrzeby, a Sejm… Sejm uchwalił ustawę dającą nie tylko sądowi, ale i prokuratorowi możliwość nakazania uniemożliwienia dostępu do danych informatycznych w sprawach o przestępstwa określone m. in. w rozdziale 7 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Nie tylko dostawcom usług cyfrowych czy podmiotom świadczącym usługi drogą elektroniczną (czyli np. hostującym strony czy prowadzącym sklepy internetowe), ale i podmiotom prowadzącym działalność telekomunikacyjną, czyli m. in. dostawcom dostępu do Internetu. Czyli prokurator wszczynając postępowanie w sprawie np. nielegalnej promocji środków odurzających, nabywania takich środków czy nakłaniania do ich użycia będzie mógł nakazać wszystkim polskim dostawcom Internetu (Orange, T-Mobile, Netii itp.) zablokowanie dostępu do np. zagranicznych sklepów internetowych (nawet koszulki z liściem konopi można podciągnąć pod promocję środków odurzających) czy stron propagujących pogląd, że „rekreacyjne” używanie marihuany jest nieszkodliwe.
Jest to niebezpieczny precedens pozwalający funkcjonariuszom władzy na blokowanie dostępu do określonych zasobów internetowych i to nawet zanim sąd stwierdzi, że zostało popełnione jakiekolwiek przestępstwo. Prokuratorzy będą mogli nakazywać blokadę dostępu do wskazanych danych informatycznych (lub usunięcie treści) również w sprawach o przestępstwa z art. 255a kk (rozpowszechnianie treści ułatwiających popełnienie przestępstwa o charakterze terrorystycznym w zamiarze, aby przestępstwo takie zostało popełnione), 200b kk (publiczne propagowanie lub pochwalanie zachowań „o charakterze pedofilskim”) czy związane z pornografią dziecięcą (w tym z treściami pornograficznymi przedstawiającymi „wytworzony albo przetworzony wizerunek małoletniego uczestniczącego w czynności seksualnej”, czyli po prostu narysowanymi). A czym są przestępstwa o charakterze terrorystycznym? Przestępstwem o charakterze terrorystycznym jest czyn zabroniony zagrożony karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej 5 lat, popełniony w celu m. in. „wywołania poważnych zakłóceń w ustroju lub gospodarce Rzeczypospolitej Polskiej” lub „zmuszenia organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej (…) do podjęcia lub zaniechania określonych czynności”. Można sobie wyobrazić kreatywnego prokuratora, który uzna, że np. manifestacja z żądaniami zakończenia lockdownu (albo liberalizacji przepisów antyaborcyjnych), organizowana w stanie epidemii i przekraczający określony w rozporządzeniu limit osób, jest potencjalnie przestępstwem z art. 165 kk (sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach, powodując zagrożenie epidemiologiczne), no a ponieważ organizowana jest w celu „zmuszenia organu władzy publicznej Rzeczypospolitej Polskiej do podjęcia lub zaniechania określonych czynności”, to jest przestępstwem o charakterze terrorystycznym. A skoro tak, to jest podstawa do zablokowania dostępu do informacji o organizowaniu takich zgromadzeń. I nakaże uniemożliwić dostęp do stron Strajku Przedsiębiorców, Strajku Kobiet, a może i Twittera lub Facebooka.
Uchwalona wczoraj ustawa ogranicza ponadto dostęp do akt postępowań przygotowawczych nawet po ich zakończeniu, z uwagi na „potrzebę zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania lub ochrony ważnego interesu państwa”, a także – uwaga – wprowadza odpowiedzialność karną za samodzielne zapoznawanie się z treściami mogącymi ułatwić popełnienie przestępstwa o charakterze terrorystycznym. Wprawdzie „w celu popełnienia przestępstwa o charakterze terrorystycznym”, ale – patrz wyżej – nie należy wykluczać kreatywności prokuratorów.
Jest tam ponadto jeszcze kilka interesujących rzeczy. Na przykład wykroczeniem karanym grzywną lub aresztem staje się organizowanie lub przeprowadzanie zbiórki ofiar na m. in. uiszczenie świadczenia pieniężnego lub odszkodowania. Ponieważ nie sprecyzowano, że chodzi o świadczenie pieniężne i naprawienie szkody jako środek karny, nielegalne stanie się zbieranie środków na pokrycie czyjegoś długu lub odszkodowania orzeczonego przez sąd cywilny. A w stanie zagrożenia epidemicznego lub epidemii apelacje w sprawie przestępstw zagrożonych karą pozbawienia wolności do 5 lat mają rozpatrywać sądy w składzie jednoosobowym
I teraz ciekawostka – za ustawą głosowało tylko 227 posłów Zjednoczonej Prawicy. Pięciu głosowało przeciwko. Była więc szansa na odrzucenie projektu. Ale za projektem głosowało m. in. pięciu posłów Koalicji Obywatelskiej, pięciu posłów Koalicji Polskiej, dwóch posłów Lewicy, jeden poseł Konfederacji (Dobromir Sośnierz), jeden poseł Kukiz’15 (Jarosław Sachajko) oraz nowy nabytek Porozumienia – niedawna posłanka Lewicy, obecnie „niezależna” Monika Pawłowska. Posłowie Łukasz Mejza i Lech Kołakowski wstrzymali się od głosu, a Grzegorz Braun i jeszcze dwóch innych nie wzięło w głosowaniu udziału.
Jak widać, do ograniczania wolności partia rządząca nie potrzebuje większości. Bo do tego zawsze znajdą się chętni i w opozycji.

Państwo wychowuje do życia w rodzinie

19 kwietnia, 2021

Od tysięcy lat ludzie w większości żyli i nadal żyją w rodzinach. Nie musieli być do tego specjalnie wychowywani przez państwo. Wystarczał naturalny popęd biologiczny, bodźce ekonomiczne i zwyczaje kształtowane podczas dorastania, przekazywane w naturalny sposób z pokolenia na pokolenie.
Oczywiście, zawsze była jakaś grupa ludzi, którzy żyli samotnie – z wyboru lub dlatego, że nie znaleźli odpowiednich partnerów – lub wybierali życie w innych wspólnotach, takich jak zakony. Rodziny też nie zawsze i nie wszędzie wyglądały tak jak obecnie w Polsce. W różnych miejscach i czasach ludzie żyli w związkach poligamicznych lub monogamicznych, łącząc się na jakiś czas lub na całe życie, z różnym podziałem ról między kobiety i mężczyzn, w rodzinach wielopokoleniowych lub nuklearnych, zdarzały się też eksperymenty takie jak na przykład wspólne wychowywanie dzieci w kibucach. Ale ogólnie większość ludzi żyła przez większość swojego życia (nie mówię tu o okresie dzieciństwa) w rodzinach. Powstających i funkcjonujących w sposób naturalny, bez udziału państwa.
I dzisiaj nadal większość ludzi wybiera życie rodzinne. To, że jest może więcej „singli” niż kiedyś wynika z faktu, że w bogatszych społeczeństwach rodzina jest już mniej potrzebna do zapewniania bezpieczeństwa ekonomicznego niż kiedyś, tym bardziej, że pracują zarówno mężczyźni, jak i kobiety, a zabezpieczeniem życia na starość zajęły się rządy. Ale nadal ogromna większość Polaków żyje lub żyła (pomijając okres dzieciństwa) w rodzinach. Ba, wydaje się, że jest ich nawet nieco więcej niż dziesięć czy dwadzieścia lat temu, mimo tego, że polskie społeczeństwo się starzeje. W 2002 r. wg danych ze spisu powszechnego odsetek „singli” wynosił 29,1%, w 2011 r. – 28.8%, natomiast wg badań opublikowanych w 2019 r. przez Politechnikę Warszawską wynosił on 25% – z czego około połowa to byli wdowcy i wdowy, a 18% – osoby, które zakończyły swoje związki.
Uważać, że instytucja rodziny bez specjalnego wychowania do życia w niej przez państwo pogrąży się w kryzysie wpływającym na przyszłość społeczeństwa jest z jednej strony śmieszne, a z drugiej dowodzi pychy rządzących, którzy wyobrażają sobie, że mogą ją kształtować swoimi działaniami edukacyjnymi.